Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Abrysiewiczowie. Bili się w Powstaniu Styczniowym, Adama zamordowało NKWD ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Abrysiewiczowie. Bili się w Powstaniu Styczniowym, Adama zamordowało NKWD
Abrysiewiczowie. Bili się w Powstaniu Styczniowym, Adama zamordowało NKWD Fot. D.Piekarczyk/Archiwum
W niedzielę miasto nasze odprowadziło na wieczny spoczynek zwłoki świętej pamięci Aleksandra Abrysiewicza, weterana 63 roku. Liczne tłumy zgromadzone na cmentarzu świadczyły o wielkim uznaniu dla ofiarnej miłości zmarłego względem Ojczyzny. Był to objaw bardzo podniosły i pocieszającym w naszym trudnym obecnym położeniu, gdyż kraj w którym miłość Ojczyzny takie odbiera hołdy mimo największych trudności - zginąć nie może.

Tak "Ziemia Sieradzka" opisywała pogrzeb, zmarłego 22 stycznia 1925 roku Aleksandra Abrysiewicza, który walczył w Powstaniu Styczniowym. Uczestniczył w wielu bitwach. Był podkomendnym generała Edmunda Taczanowskiego i pułkownika Aleksandra Matuszewicza. Po potyczce pod Lutomierskiem 11 września 1863 roku dostał się do niewoli rosyjskiej. Na Sybir jednak nie trafił. Po upadku powstania długo się ukrywał.

- To był mój pradziadek - zaczyna swoją opowieść Wiesława Proszewska. - W domu opowiadano, że pogrzeb miał ogromny. Z Ostrowa Wielkopolskiego przyjechała nawet orkiestra wojskowa. Była salwa honorowa. Za życia pradziadek cieszył się jednak w Sieradzu powszechnym szacunkiem. Przeżył 81 lat. Spoczywa na sieradzkim cmentarzu parafialnym. Pradziadek ożenił się z Antoniną z domu Kowalczyk. Mieli pięcioro dzieci. Jednym z strzech synów pradziadka był Bolesław urodzony 23 czerwca 1888 roku. Mój najukochańszy dziadek był stolarzem, ale miłością jego życia były pszczoły. W rodzinnym archiwum zachowało się zaświadczenie Zgromadzenia Czeladzi Stolarskich Miasta Sieradza, wydane 7 czerwca 1914 roku. Dziadka w poczet braci stolarskich przyjmował starszy towarzysz E. Górecki oraz majster W. Kaczorowski. W okresie międzywojennym, wraz ze swoim bratem, był funkcjonariuszem służby więziennej w sieradzkim zakładzie karnym. W czasie okupacji dziadek ukrywał się zakładzie pogrzebowym u Czesława Dudczaka. Za to babcię Zuzannę i jej trzech synów Aleksandra, Tadeusza I Zenona wywieziono na roboty przymusowe pod Sandomierz. Wówczas trafiło tam wielu sieradzan. Po wojnie wrócił do swojego miejsca pracy, ale nie był funkcjonariuszem, tylko pracownikiem cywilnym. Dodam, że żoną dziadka była Zuzanna z domu Lesiak. Pobrali się 28 listopada 1911 roku. Mieli siedmioro dzieci.

Zatrzymajmy się dłużej przy Adamie Abrysiewiczu (urodzony 14 grudnia 1884 roku). Brał udział w I wojnie światowej walcząc w armii rosyjskiej. Nie mogło być zresztą inaczej, bo Sieradz był pod zaborem rosyjskim. Dostał się do niewoli niemieckiej. Po zakończeniu działań wojennych wrócił do Sieradza. Zawarł związek małżeński ze Stanisławą z domu Ruszkowską. Mieli czworo dzieci. Adam, tak jak jego brat, miał zdolności stolarskie. W zakładzie karnym kierował stolarnią. Był członkiem orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej. We wrześniu 1939 ewakuowany wraz z innymi funkcjonariuszami służby więziennej do Równego.Aresztowany przez NKWD i stracony, wiosną 1940 roku, w Twerze (ówczesny Kalinin), dokąd został przewieziony z Ostaszkowa. Spoczywa w jednym z dołów w Miednoje. W rodzinnych zbiorach znajduje się kartka wysłana do żony Stanisławy przed świętami Bożego Narodzenia 1939 roku: "Znajduję się w Rosji Sowieckiej i jestem zdrów - pisał. - Napisz mi co u Was słychać, czy jesteście zdrowi i czy kogoś z Was nie brakuje. Napisz mi, czy dzieci chodzą do szkoły. Kochający mąż Adam Abrysiewicz".

Potem już więcej nie pisał. Pozostała po nim tylko jedna kartka i stare fotografie. Najbliżsi długo nie wiedzieli co się z nim stało. Dopiero wiele lat po wojnie, kiedy można było mówić o Katyniu, Miednoje, Charkowie, dowiedzieli się, że spoczywa w nieludzkiej ziemi.

- Wróćmy do Bolesława - kontynuuje swoją opowieść pani Wiesława. - Mój tata Adam Zgarda, urodzony 23 sierpnia 1909 roku zawarł związek małżeński z jego córką Janiną, która przyszła na świat 27 marca 1919 roku. Z tego związku było troje dzieci, jak, siostra Zuzanna urodzona 2 maja 1941 roku oraz Adam, który urodził się 2 lipca 1954 roku, lecz żył zaledwie cztery dni.

Tragedię przeżyli Zgardowie 20 stycznia 1945 roku. Tego dnia, około godziny 15, nad Sieradz nadleciały radzieckie bombowce i w odwecie za wcześniejsze zestrzelenia przez Niemców ich samolotu i zamordowaniu, w bestialski sposób, lotnika Iwana Nikonorowicza Sirotenki, opadającego już na spadochronie, postanowili wziąć odwet na mieszkańcach miasta

.- Kiedy rozpoczęło się bombardowanie mama miała na rękach Zuzię, przebierała ją i wtedy odłamek jednej z bomb uderzył w moją siostrę, która zginęła na miejscu. Mama została ranna w twarz. Rana pozostała jej do końca życia, często potem nosiła kapelusze. Nie pan popatrzy, odłamek trafił akurat w małe dziecko. Mnie ojciec owinął w poduszkę i uciekł do ogrodu. Przeżyliśmy. Tego dnia zginął jeszcze brat mojej mamy Józef wraz z córeczką Jadwigą. Drugi jej brat Jerzy doznał ciężkiego urazu głowy z którym borykał się do końca swoich dni. Nasz dom, przy Rynku Praskim 5 został doszczętnie zniszczony. Tak tragiczny był dla naszej rodziny koniec okupacji niemieckiej.

20 stycznia 1945 roku tragicznie zapisał się nie tylko w historii rodziny Zgardów. Tego dnia zginęło ponad 100 sieradzan. Około 200 zostało rannych. Wielu z nich umarło w kolejnych dniach. Dodajmy, że w rok po tym tragicznym wydarzeniu ówczesny proboszcz sieradzkiej kolegiaty ks. infułat Apolinary Leśniewski (w czasie Powstania Warszawskiego był kapelanem AK w Okręgu Warszawa-Śródmieście) chciał upamiętnić ofiary sowieckiego nalotu. Nie dostał jednak pozwolenia krzepnącej już władzy komunistycznej. Dopiero w roku 2010 udało się zawiesić granitowe tabliczki z nazwiskami ofiar na ścianie memorialnej obok kolegiaty.

Rok 1947 przynosi zmianę w życiu rodziny Zgardów.

- Nie dało się żyć w Sieradzu, tatę nękano za przynależność do AK - kontynuuje swoją opowieść pani Wiesława. - Trzeba było jednak uciekać. Wyjechaliśmy na Ziemie Odzyskane, aż do Bogatyni. Żyło nam się tam dobrze. Tato prowadził piekarnię. Zmarł jednak 22 września 1958 roku. W lipcu 2001 roku, tak jak obiecałam mamie, sprowadziłam szczątki taty do Sieradza. Przyjechały w maleńkiej trumience, którą złożono do grobowca rodzinnego na cmentarzu parafialnym. Po śmierci taty dziadkowie uznali, że nie ma sensu abyśmy pozostały tam z mamą i sprowadzili nas do Sieradza. Proszę mi wierzyć, nie mogłam się tu odnaleźć, choć miasto znałam, bo przyjeżdżałam na wakacje.W Bogatyni zostawiłam największą swoją przyjaciółkę Niemkę Klaudię Lachmann. Nigdy potem nie miałam tak oddanej przyjaciółki. Ona też potem wyjechała do Niemiec. Pisałyśmy potem przez jakiś do siebie, ale kontakt się urwał. Siedzi we mnie, żeby ją odnaleźć. Nie daje mi to spokoju. Ona mieszkała w mieście Murnau. Pamiętam nawet przy jakiej ulicy. Ale wracając do Sieradza. Zamieszkałyśmy z mamą i dziadkami w domu na Pradze. Z czasem wrastałam w Sieradz, poszłam do Liceum Ogólnokształcącego im. Kazimierza Jagiellończyka. Maturę zdałam w roku 1962.

19 marca 1963 roku wyszłam za mąż za Józefa Proszewskiego. Mąż mój zmarł 20 sierpnia 1977 roku. Mam córkę Małgorzatę. Przez 37 lat pracowałam w administracji wojskowej. Teraz często bywam u córki, ona mieszka poza Sieradzem.

Tekst powstał kilka lat temu i był publikowany w tygodniku "Nad Wartą".

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto