Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rody nadwarciańskie. Andryszczakowie - Ryszard przybył do Sieradza z żołnierzami ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Andryszczakowie
Andryszczakowie Archiwum rodziny Andryszczaków
Choć za oknem był trzaskający mróz, 30-letniego Ryśka Andryszczaka gorąco jakieś wewnątrz paliło. Miejsca nigdzie znaleźć nie mógł, chodził z kąta w kąt, wszystko mu przeszkadzało. Nasłuchiwał, co się dzieje na wschodzie. Nocami słychać było kanonadę artyleryjską. Widać było łuny.

Rysiek nie miał wątpliwości, że to nadchodzą Ruscy. Że kończy się męka niemieckiej okupacji. On, zawodowy podoficer przedwojennego 31. Pułku Strzelców Kaniowskich w Sieradzu i członek Armii Krajowej, rwał się, by chwycić za broń, wyswobodzić miasto przed wejściem kolejnego okupanta.
Ryszard Andryszczak przywędrował do Sieradza w październiku 1935 roku. Przyszedł z pierwszym batalionem, który był zaczątkiem 31. Pułku Strzelców Kaniowskich. Żołnierze trafili do Sieradza z Łodzi.

- Ojciec po wielokroć opowiadał o entuzjastycznym i żywiołowym przyjęciu sieradzan - zaczyna swoją opowieść Grzegorz Andryszczak, znany w Sieradzu nauczyciel wychowania fizycznego i trener koszykówki. - Mówił, że kiedy wchodzili Warszawską do Rynku, ludzie szaleli. Lgnęli do polskich mundurów. Ojciec od razu zadomowił się w Sieradzu. Zresztą jakżeby inaczej. Poznał piękną sieradzankę Marię. Ożenił się z nią. Ona w czasie wojny zmarła. Ojciec wziął za żonę jej siostrę Janinę, moją mamę.

Wrzesień roku 1939. Kapral Ryszard Andryszczak stanął do walki w obronie Ojczyzny. Bił się nad Wartą, walczył pod Strońskiem, doszedł aż do Warszawy. Bronił stolicy..

- Tam, po kapitulacji Warszawy, trafił do niewoli - kontynuuje swoją opowieść Grzegorz Andryszczak. - Wylądował w obozie jenieckim w Górze Kalwarii. Uciekł jednak stamtąd i pieszo przeszedł do rodzinnego Tomaszowa Mazowieckiego, gdzie mieszkali jego rodzice. Wrócił jednak do Sieradza. Tu przecież czekała na niego żona. Ukrywał się, bo szukało go gestapo. Niemcy zabrali jego ojca i szwagra do Oświęcimia. Obaj tam zginęli.

Kapral Ryszard Andryszczak jakoś musiał ułożyć sobie życie. Zaczął pracować w niemieckim szpitalu wojskowym.

- Tam zaczęła się jego działalność konspiracyjna - opowiada syn. - Wstąpił do Armii Krajowej. Na czym polegała jego konspiracja? Aż tak dokładnie nie wiem, ale coś pamiętam z opowieści ojca, który zmarł w roku 1987. Mówił, że wykradali broń z niemieckich magazynów, czasem nawet kupowali od rannych żołnierzy, których często przewozili ze stacji kolejowej do szpitala mieszczącego się w budynku obecnej Szkoły Podstawowej przy ulicy Kościuszki. Broń gromadzili w okolicznych lasach. Użyli jej dopiero w styczniu 1945 roku.

Wróćmy do owych mroźnych styczniowych dni 1945 roku. Po 19 stycznia, czyli po wyzwoleniu Łodzi, wśród "sieradzkich" Niemców zaczęło robić się gorąco. Nerwowo zaczęli przygotowywać się do opuszczenia miasta. Kto żyw ładował się do pociągu podstawionego na bocznicy kolejowej za Cmentarzem Parafialnym, gdzie jest skład węgla. Tuż przed wyjazdem spalili między innymi pałac Danioelewicza, gdzie miało swoją siedzibę gestapo.

Ryszard Andryszczak siedział jak na rozżarzonych węglach. Łącznicy przekazali wiadomości, że wolna od Niemców jest Warta, Widawa, Szadek. Poszli więc łącznicy do sowietów z informacjami o tym, co się dzieje w Sieradzu. Że mosty na Warcie wysadzone, że są stanowiska artylerii. Zanim jednak wojska radzieckie weszły do Sieradza, mieszkańcy przeżyli czarne godziny.

20 stycznia około godziny 15, nad Sieradz nadleciały radzieckie bombowce i zbombardowały miasto. Zginęło ponad 100 jego mieszkańców, ponad 200 odniosło rany. Bombardowanie przeżyła między innymi Wiesława Proszewska, która tak wspomina ten dramatyczny czas
.- Kiedy bomby zaczęły spadać na miasto moja mama miała na rękach córeczkę Zuzię, przebierała ją i wtedy odłamek jednej z bomb uderzył w moją siostrę, która zginęła na miejscu. Mama została ranna w twarz. Rana pozostała jej do końca życia, często potem nosiła kapelusze. Odłamek trafił akurat w małe dziecko. Mnie ojciec owinął w poduszkę i uciekł do ogrodu. Przeżyliśmy. Tego dnia zginął jeszcze brat mojej mamy Józef wraz z córeczką Jadwigą. Drugi jej brat Jerzy doznał ciężkiego urazu głowy z którym borykał się do końca swoich dni. Nasz dom, przy Rynku Praskim 5 został doszczętnie zniszczony.

Zburzonych zostało też kilka domów przy Rycerskiej, Zamkowej, Warszawskiej i w Rynku, Ucierpiał także gmach obecnego Liceum Ogólnokształcącego im. Kazimierza Jagiellończyka. To był jeden z najczarniejszych dni w historii Sieradza.

Bombardowanie było odwetem za wcześniejsze zestrzelenia przez Niemców ich samolotu i zamordowaniu, w bestialski sposób, lotnika Iwana Nikonorowicza Sirotenki, który wyskoczył na spadochronie i wylądował obok mostu kolejowego. Dopadli go tam Niemcy i zakłuli bagnetami.

Polacy pomagali w wyzwoleniu miasta. Żołnierze Batalionów Chłopskich, Związku Walki Zbrojnej i ochotników podeszli pod wzgórze zamkowe, gdzie Niemcy się ufortyfikowali. Zaczęła się wymiana ognia. Okupanci myśleli, że to Rosjanie. Nie podjęli walki, uciekli w popłochu na Zachód. 23 stycznia żołnierze 3. Armii Gwardyjskiej z 1. Frontu Ukraińskiego wkroczyli do Sieradza.

W roku 1946 Ryszard Andryszczak wstąpił w w szeregi Milicji Obywatelskiej. Utrwalał, jakbyśmy to dziś powiedzieli, władzę ludową.

- Kto tam wtedy myślał o polityce - kontynuuje nasz rozmówca. - Ojciec podobnie. Każdy chciał korzystać z życia, oddychać pełną piersią, cieszyć się z wolności. Że Milicja Obywatelska? A była wtedy inna? Ojciec nikogo nie skrzywdził. To był dobry człowiek. W MO zajmował się intendenturą. Potem trafił do Centrali Ogrodniczej. Był też dyrektorem Transbudu Bełchatów w oddziale w Łasku. W 1983 roku przeszedł na emeryturę. Cztery lata później zmarł.
Andryszczakowie to ceniona w Sieradzu rodzina. O nich śmiało można już mówić, że są "sieradzakami". Grzegorz, nasz rozmówca, rozkochany jest natomiast w koszykówce. Jest zresztą nauczycielem wychowania fizycznego. Był dyrektorem Gimnazjum nr 3 w Sieradzu. Obecnie pracuje w Liceum Katolickim w Sieradzu, prowadzi także młodzieżoe drużyny basketu.

- Im człowiek starszy, tym inaczej patrzy na swoje życie, czasem coś bilansuje. Podobnie i ja. Dziś cieszy choćby i to, że idąc ulicą, spokojnie przejść nie mogę. Co rusz "dzień dobry", "cześć". Bo ja jestem u siebie. Tu jest moje miejsce, miejsce Andryszczaków - kończy.

Tekst, w nieco innej formie, opublikowany był kilka lat temu w tygodniku "Nad Wartą", w cyklu "Rody nadwarciańskie".

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto