Spalone dokumenty na sieradzkich łęgach

Spalone dokumenty na sieradzkich łęgach. - Pomyślałam, że ktoś wypalał trawy, ale w zgliszczach z bliska widać było, że raczej ktoś spalał śmieci, w tym różne butelki i... dokumenty – relacjonowała sieradzanka, która zainterweniowała z nadzieją, że sprawcę uda się odnaleźć i ukarać. Choćby z racji poufnych danych, które mogły zawierać odnalezione resztki.

Straż Miejska w Sieradzu zajęła się sprawą natychmiast po naszym zgłoszeniu. Niestety, kto nielegalnie palił śmieci, nie udało się ustalić. Choć było blisko…
- Na miejscu strażnicy znaleźli różnego rodzaju dokumenty i inne papiery. Wykonano dokumentację zdjęciową, ale zgromadzone materiały nie pozwoliły na ustalenie sprawcy. Znaleźliśmy bowiem tylko zniszczone ogniem, nieczytelne fragmenty – relacjonuje Marek Pacyna, komendant Straży Miejskiej w Sieradzu.
Sieradzkiej SM w tej sytuacji pozostało tylko zwrócenie się do zarządcy terenu o jego uporządkowanie. Jak się okazało miejsce, gdzie spalono nielegalnie śmieci, należy do wspólnoty gruntowej, którą tworzy kilka osób. Co ciekawe, jej przedstawiciel strażnikom przyznał, że wie, kto w taki sposób pozbył się różnej maści papierów, ale jednocześnie zadeklarował, że nie zamierza domagać się ścigania tej osoby.
- Nie było więc podstaw do ukarania kogokolwiek. Sprawę skonsultowaliśmy także z policją pod kątem ochrony danych osobowych i nie było podstaw, by tę sprawę rozpatrywać w kategorii przestępstwa, a tylko jako wykroczenie. Uważamy ja więc za zamkniętą. Tym bardziej, że właściciel gruntu natychmiast uprzątnął teren – dopowiada komendant.