Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sieczkowscy i Geniuszowie. Ginęli, bo byli Polakami, bili się za Ojczyznę ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Sieczkowscy i Geniuszowie. Ginęli, bo byli Polakami, bili się za Ojczyznę
Sieczkowscy i Geniuszowie. Ginęli, bo byli Polakami, bili się za Ojczyznę Archiwum rodziny Sieczkowskich
- Bywa, że budzę się nocą i nachodzą mnie straszne myśli - rozpoczyna opowieść Władysław Sieczkowski, senior rodu. - Jak też czuć musiał się mój dziadek Bronisław Geniusz, kiedy 14 listopada 1939 roku po południu stał nad wykopanym dołem, w którym leżeli ludzie zamordowani strzałami w tył głowy. Czy zdążył cokolwiek pomyśleć, zanim kula wystrzelona z pistoletu ugodziła i jego? A może upadł przed grobem i został wrzucony do środka przez tych, którzy wcześniej dół wykopali i towarzyszyli egzekucji? Pozostały po nim pęknięte okrągłe okulary, które leżały razem z nim kilka lat w dole śmierci. Światło dzienne ujrzały po wojnie, kiedy zamordowanych ekshumowano.

Bronisław Geniusz był jednym z 20 zakładników bestialsko zamordowanych przez Niemców na początku okupacji. Spoczywa, po ekshumacji 24 października 1945 roku, w zbiorowej mogli na sieradzkim Cmentarzu Parafialnym.
Bronisław Geniusz nie był "prawdziwym" dziadkiem pana Władysława. To dlatego, że był drugim mężem jego babci Janiny. Pierwszy mąż, nomen omen Władysław Sieczkowski, poszedł w roku 1920 na wojnę z bolszewikami i zginął pod Warszawą. Spoczywa w jednej ze zbiorowych mogił na przedpolach stolicy Polski. Władysław zostawił dwoje dzieci Irenę oraz Kazimierza, ojca naszego rozmówcy. Rodzina Sieczkowskich mieszkała wówczas w Łęczycy. Los sprawił jednak, że dobre wiatry przywiały ją do Sieradza. Janina poznała bowiem Bronisława Geniusza, za którego wyszła za mąż i w roku 1933 Sieczkowscy zawitali do miasta nad Wartą.

Urodzony w Kundzewie koło Sokółki 3 marca 1891 roku Bronisław Geniusz był, jak na ówczesne czasy, postacią wybitną. Niewiele wiadomo o jego młodości. Podobno walczył w Legionach, ale pewności co do tego nie ma. Nie wiemy też, w jaki sposób trafił do więziennictwa, z którym związał całą swoją karierę zawodową. Z 1919 roku pochodzi wpis w Dzienniku Urzędowym Ministerstwa Sprawiedliwości, że został mianowany na inspektora drugiej klasy w więzieniu w Łęczycy. To tam poznał Janinę Sieczkowską z domu Wleklińską, urodzoną 20 maja 1899 roku w Łęczycy. 1 maja 1924 roku został naczelnikiem więzienia w Pułtusku. Sieradzki etap jego życia rozpoczyna się 1 lipca 1933 roku. Tego dnia został naczelnikiem sieradzkiego więzienia. Do miasta nad Wartą przyjechał z żoną i jej dziećmi z pierwszego małżeństwa.

- Zamieszkali w domu na terenie więzienia - wspomina Władysław Sieczkowski. - Dziadek aktywnie włączył się w życie Sieradza. Działał w organizacjach kombatanckich, paramilitarnych. Był także w Kasie Wzajemnej Pomocy Funkcjonariuszy Służby Więziennej. W więzieniu za jego kadencji wprowadzono możliwość prenumeraty prasy przez skazanych. To na ówczesne czasy, było rewolucyjne posunięcie, podobnie jak i możliwość organizowania przedstawień teatralnych. Zbliżała się wojenna zawierucha. W sierpniu 1939 roku, kiedy wojna wisi w powietrzu, następuje ewakuacja z więzienia, do Równego i Brześcia nad Bugiem, Niemców i skazanych za działalność polityczną. Za to po wybuchu wojny dziadek ewakuował się z rodziną oraz personelem więziennym, na Kresy Wschodnie. Gdzie dokładnie nie wiem. Bodajże pod koniec września 1939 roku powrócił z wojennej tułaczki. Zamieszkał wraz z rodziną kątem u państwa Nawrockich przy Krakowskim Przedmieściu 10.

Spokój rodziny Geniuszów trwał krótko. Niemcy mieszkający przed wybuchem wojny w Sieradzu donieśli gestapo, że były naczelnik więzienia mieszka na Krakowskim Przedmieściu. Na początku października, Niemcy dwukrotnie przesłuchiwali Bronisława Geniusza. Potem trafił na listę tych, którzy w mniemaniu okupanta, zagrażali Rzeszy. Na liście znaleźli się ludzie mający w Sieradzu II Rzeczypospolitej wysoką pozycję społeczną. Był w tej grupie Bronisław Geniusz.
Strzałem w głowę zabito 20 znamienitych sieradzan, także dziadka Władysława Sieczkowskiego.

- Irena, córka babci Janiny z pierwszego małżeństwa, bo w drugim dzieci nie miała, wyszła za mąż za Stefana Nawrockiego, a jej synem był Bronisław - kontynuuje opowieść Władysław Sieczkowski. - Starszym sieradzanom nie trzeba Bronisława przedstawiać. Był współtwórcą zespołu folklorystycznego Sieradzanie, działał w wielu stowarzyszeniach, napisał scenariusze Dożynek Sieradzkich oraz Wesela Sieradzkiego. Zmarł w 1993 roku. Brat Ireny, Kazimierz, mój ojciec, zakochał się za to w Zofii Kaczmarek z Olendrów Małych. To była niezwykle mądra, szlachetna, wrażliwa i rozkochana w Polsce kobieta. Jako jedna z pierwszych po wybuchu wojny rozpoczęła w Sieradzu tajne nauczanie. Miała skończonych kilka klas, więc nauczała młodsze dzieci. Ale już pod koniec października 1939 roku Niemcy zabrali ją na roboty przymusowe, na których była do jesieni roku 1943. Była w gospodarstwie rolnym Sigmunta Dichlla w okolicach Rosenheim w Bawarii. Podczas prac spadła z drabiny, trafiła do szpitala. Jak wspominała, Niemcy odwiedzający swoich chorych, nie poczęstowali jej nawet cukierkiem. Bardzo źle wspominała tamten czas. Po wyjściu ze szpitala została zwolniona i wróciła do Sieradza. Do końca życia miała kłopoty z chodzeniem. Lekko utykała na jedną nogę. Kilka miesięcy później wyszła za mąż za Kazimierza. Ślub był możliwy jedynie w kościele w Charłupi Wielkiej. To była jedyna czynna w czasie wojny, świątynia w okolicy. 14 lutego 1945 roku na świat przyszedłem ja. Byłem jednym z pierwszych powojennych dzieci urodzonych w Sieradzu. Urodziłem się w domu na Olendrach Małych, odbierała mnie akuszerka, pani Misiowa. Co ciekawe, tego samego dnia pan Jan Kościelski otworzył Szkołę Podstawową numer 1. W marcu 1951 roku na świat przyszła Agnieszka, moja siostra.

W lipcu roku 1951 rodzinę Sieczkowskich i kilkanaście innych rodzin z dzielnicy Olendry Małe dosięga tragedia. Ich domy płoną w wielkim pożarze. Sześcioletni Władzio jest świadkiem pożaru. Te tragiczne wydarzenia do dziś pozostają w jego pamięci.
- Jak straż przyjechała, to dwa domy już były spalone, ogień szalał - wspomina pan Władysław. - Nic nie uratowaliśmy. Życie zaczynaliśmy od zera. Na początku mieszkaliśmy u kolegi ojca Józefa Skalczyńskiego. Pomogła nam wtedy sieradzka jednostka wojskowa, przekazując żelazne łóżka, szafki, koce. Po pewnym czasie przekwaterowano nas do mieszkania w kamienicy przy ulicy Dominikańskiej. To był tak zwany dom Dębińskiego. Wśród pomagających nam była siostra urszulanka Maria Szewczyk. Zawdzięczam jej bardzo wiele. Podczas przygotowań do pierwszej komunii świętej otaczała mnie szczególną opieką. Miała amputowaną jedną nogę. Poruszała się przy pomocy laski. Drugą osobą, którą wspominam ciepło, była Maria Raczyńska, wychowawczyni ze Szkoły Podstawowej nr 3 na Zamkowej. W roku 1955 zaliczyłem debiut na sieradzkim stadionie. To o tyle ważna data, że większość zawodowego życia związałem ze sportem. Tego roku w Warszawie odbywał się 5. Festiwal Młodzieży i Studentów. Delegacje z całego świata rozjeżdżały się po Polsce. Jedna z nich trafiła do Sieradza i ja, jako 10-latek, defilowałem przed trybuną. [/cyt]

Kto z osób związanych w Sieradzu ze sportem, nie zna pana Władka, bo tak zwykle mówi się o naszym rozmówcy. To człowiek legenda sieradzkiego sportu, o którym można opowiadać godzinami. W przeszłości był to znakomity zawodnik, a potem trener lekkoatletyki w sieradzkich klubach Starcie i Żeglinie. To on wychował choćby Jolantę Matusiak, pierwszą mistrzynię Polski w biegu przez płotki i sprinterów Michała i Mariana Wojnarowskich. Szkolił także piłkarzy. Juniorzy Warty Sieradz pod jego batutą siali postrach w regionie. Przeszedł pan Władysław do historii sieradzkiego i polskiego sportu jako wielki pasjonat, dziś praktycznie zapomnianej gry, jaką było ringo. To on wspólnie z synami Maciejem i Michałem organizował turnieje, rozgrywki ligowe. Sieczkowscy zdobywali medale mistrzostw Polski i Europy
Władysław Sieczkowski organizował także Biegi Ulicami Sieradza, Maraton Pływacki Między Mostami Warty i wiele innych imprez. Pan Władek jest także skoczkiem spadochronowym i prezesem Sieradzkiego Oddziału Polskiego Związku Spadochroniarzy. Często spotkać można go na spacerze z małym pieskiem, kiedy chodzi ulicami Sieradza.

Tekst archiwalny. Ukazał się w tygodniku "Nad Wartą" kilka lat temu.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto