Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rody nadwarciańskie. Olejnikowie bili się o Polskę w 1918, brali udział w Cudzie nad Wisłą

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Olejnikowie
Olejnikowie Archiwum
Dzieci omijały kopiec murowany, co to w zagrodzie ich dziadków znajdował się, szerokim łukiem. "Tam straszy Kurt" zwykli mawiać ich rodzice - Lucyna i Zdzisław Olejnikowie. Straszy, to straszy, lepiej nie prowokować. Pewnego dnia, dziadek Paweł Wojtysiak kiwnął na Tomka, wziął za rękę i do kopca poprowadził. Chłopiec nie opierał się, bo ciekaw był.

- Dziadek odsunął jedną z cegieł i z niszy wyciągnał, z nabożnością, niewielki kuferek - zaczyna wspomnienia Tomasz Olejnik, były radny miejski i wieloletni pedagog. - Kiedy z nabożnością kuferek otworzył, oczy powiększyły mi się, zaświeciły. Dziadek pokazał mi medal za udział w wojnie roku 1920 oraz inne odznaczenia, ale także pagony. Były także książki, cudowne książki, wtedy w latach pięćdziesiątych niedostępne. Było o Cudzie nad Wisłą, o Piłsudskim, którego dziadek był wielkim fanem. Jednym słowem, świat wówczas zakazany.

Któż to był dziadek Paweł? Można rzec, w czasach młodości kozak nad kozaki, zapewne w duchu umiłowania Polski, której na mapach na początku XX wieku próżno szukać, wychowany. W czasie I wojny światowej, czy jak kto woli Wielkiej Wojny, wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej w Sieradzu. Ta powstała pod koniec roku 1915, a wśród jej założycieli byli Józef Spychalski, Mieczysław Starzyński, Feliks Szymański i Wacław Lenkiewicz. Kilka miesięcy później organizacja liczyła ponad 200 osób. Byli to głównie młodzi ludzie. Pod koniec I wojny światowej sieradzka POW liczyła już około 1.000 osób, w większości przeszkolonych w obsłudze broni palnej, taktyce piechoty na polu walki i musztry. Członkowie POW czuli się na tyle silni, ze przeprowadzili brawurową akcję, zakończoną powodzeniem, odbicia z rąk Niemców Kazimierza Wagnera, nauczyciela z Oraczewa i jednocześnie komendanta organizacji we Wróblewie. Akcja miała miejsce przed bramą więzienia. 10 listopada Józef Spychalski, komendant sieradzkiego obwodu POW wydał rozkaz zbiórki wszystkich komórek z całego powiatu.

- O 11 listopada dziadek czasem opowiadał - przypomina sobie Tomasz Olejnik. - To był dzień, kiedy w Sieradzu peowiacy rozbrajali Niemców. Dziadek brał, a jakże, udział w akcji. Był w grupie, która trafiła na dworzec kolejowy. Niemcy się nie bronili - mówił po latach. Postraszyliśmy ich trochę bronią, którą wcześniej inne oddziały niemieckie zdały Polakom na Rynku. Poddali się bez walki.Dwa lata później dziadek poszedł bić się z bolszewikami, którzy napierali na Warszawę. Brał więc udział w Cudzie nad Wisłą. O tej wojnie opowiadał niewiele, jeśli już to z nabożnością mówił o marszałku Józefie Piłsudskim, którego miał okazje widywać. Miał widywać, bo podobno ale tylko podobno, bo pewności co do tego nie ma, opiekował się słynną kasztanką marszałka, kiedy byłą chora. W czasie II Rzeczypospolitej dziadek miał w Bartochowie duże, jak na ówczesne czasy, gospodarstwo rolne. Mógł się poszczycić nawet sadem jabłoniowym, co wtedy było rzadkością. Mieli też Wojtysiakowie dwa konie i bryczkę.

Wybuch wojny wywrócił do góry nogami świat wielu rodzin. Bodajże w listopadzie roku 1939 Niemcy wyrzucili rodzinę z ich domu. - Dziadkowie musieli się przeprowadzić do Dąbrowy Wielkiej. W ich gospodarstwie zamieszkali niemieccy koloniści. Byli to dobrzy Niemcy, proszę sobie wyobrazić, że pomagali się dziadkom spakować, dali wóz, konia. W czasie zimy dziadek dostał od nich nawet kożuch. Życie na gospodarstwie Wojtysiaków nie było jednak dla nich łaskawe. Jeden z synów zginął pod Stalingradem, w roku 1942 lub 1943.Drugi za to, o imieniu Kurt, utopił się w stawie znajdującym się nieopodal gospodarstwa. Potem przez kilka dni leżał w murowanym kopcu i dlatego też mówiono, że Kurt straszy. Proszę sobie wyobrazić, że w owym kopcu, dziadkowy skarb, uchował się przez całą okupację. Po wojnie zaś dziadek był bodajże pierwszym w Bartochowie, który miał radio, to był tak zwany kryształek. Radio miał zresztą już przed wybuchem wojny. Można było słuchać owego kryształka, choć w gospodarstwie nie było prądu. Po prostu wystawiało się na zewnątrz sprytnie skonstruowaną antenę. Do dziadka często zaglądał pan Komza, razem słuchali radia i politykowali. Tak zapamiętałem dziadka. Jego żoną była natomiast Michalina z domu Waliszek. Mieli cztery córki. Jedną z nich była moja mama Lucyna.

- Z jakiej rodziny wywodził się mój tato Zdzisław - zastanawia się nasz rozmówca. - Jego rodzice, Genowefa i Władysław mieli mieli niewielkie gospodarstwo rolne w Kozubach, które kupili w latach dwudziestych. Wcześniej mieszkali w Stryjach Księżych koło Bałucza. O, pradziadek był bogaty, że aż strach, ale był hulaką. Potrafił wziąć parobka, powóz i jechać na tydzień do Łodzi, aby się zabawić. Jednym słowem kochał życie. W roku 1924 sprzedał młyn. Miał jednak pecha, bo trafił akurat na reformę monetarną Władysława Grabskiego. Pieniądze, które otrzymał za młyn wystarczyły na czapkę karakułową. Dodam jeszcze, że dziadek uczęszczał na kursy rolnicze, do późniejszego Technikum Rolniczego w Sędziejowicach, do którego i ja chodziłem.Jednym z dzieci Genowefy i Władysława był Zdzisław, mój, oraz moich braci Darka i Waldka, ojciec, ale o nich później. Zatrzymajmy się przy ojcu. Od roku 1942 pracował na stacji kolejowej w Kozubach. W roku 1943 wykoleił się tam niemiecki pociąg z amunicją. Zaczęło się śledztwo, że to dywersja, potem aresztowania, którego ojciec cudem zresztą uniknął. Ich domostwo znajdowało się na uboczu i zobaczył przez okno, że Niemcy po niego idą. Nie namyślał się długo, uciekł z domu. Potem, aż przez dwa lata, ukrywał się w Sędziejowicach w piwnicy jednego z domów. Dom był blisko kościoła i babcia zaczęła wtedy chodzić do świątyni kiedy tylko mogła, nawet kilka razy w tygodniu. Przy okazji donosiła dziecku jedzenie, książki. Proszę sobie wyobrazić, że on tam doczekał końca wojny. A odnośnie tego wykolejenia. Zapewne nastąpiło po niedopełnieniu obowiązków przez Polaków. I pomyśleć, ze potem niektórzy mieli świadczenia kombatanckie.

Gorąco jakieś niesamowite od wewnątrz paliło Zdziśka Olejnika. Jakby tego było mało co i rusz mrowienie po plecach przelatywało, a żołądek ściskał niemożebnie. Ściskał tym mocniej, im wyraźniej było słychać huk armat sowiecki od Wschodu. Chłopak nie mógł ścierpieć, że nie może nosa z piwnicy wyściubić i na własne oczy zobaczyć jak kończy się czarna noc niemieckiej okupacji. Już prawie drugi rok ukrywał się ten 20-letni młodzian w piwnicy pod jedną z chałup w Sędziejowicach. Ukrywać zaczął się po tym, jak w roku 1943 na stacji w Kozubach, na której pracował, wykoleił się niemiecki pociąg z amunicją i trzeba było z domu wiać, aby uniknąć aresztowania. Chałupa w której się ukrywał, na szczęście blisko kościoła, to matka często gęsto w nowinami, jedzeniem i książkami wpadła, przy okazji świątynię odwiedzając. 20 stycznia 1945 roku mógł w końcu Zdzisław opuścić piwnicę. Z Sędziejowic Niemcy uciekli. Tak zakończył się jego piwniczny, etap życia. Jeszcze w lutym poszedł do odradzającej się w pośpiechu Szkoły Powszechnej w Sędziejowicach, gdzie dokończył rozpoczęta jeszcze w II Rzeczypospolitej, edukację. Śladem ojca uczestniczył również w kursach szkoły rolniczej. Za to rok 1946 przyniósł powołanie do Ludowego Wojska Polskiego.

- Ojciec trafił do jednostki w Gdańsku-Wrzeszczu - przypomina sobie Tomasz Olejnik. - Tam złożył przysięgę, a potem, przez ponad rok, bił się w Bieszczadach z Ukraińską Powstańczą Armią. To była regularna wojna - wspominał.Ukraińcy byli doskonale wyposażeni, mieli nawet armaty. Z kompanii 47 żołnierzy, w której był tato, do cywila wróciło tylko 7 osób. Nasi zaś często chodzili głodni, w porwanych mundurach, niedozbrojeni. Dziś o tych z UPA mówi się bojownicy, dla taty byli to bandyci.

W roku 1948 rozpoczyna się sieradzki, trwający do dziś, etap życia Olejników. Zdzisław, po szczęśliwym odbyciu zasadniczej służby wojskowej, przyjechał do Sieradza, jak to się mawiało, za robotą. Trafił dobrze, bo dostał pracę w wydziale oświaty, Urzędu Powiatowego. Przydzielono mu także mieszkanie - w blokach przy 23-stycznia. - Pan Tomasz wspomina, że mieszkający tam ludzie to była elita; dbali pedantycznie o czystość.- Zadaniem ojca, było prowadzenie różnego rodzaju kursów rolniczych, a także Uniwersytetu Ludowego - mówi nasz rozmówca. - Ów uniwersytet miał siedzibę we dworze w Małkowie. Tam też poznał naszą mamę Lucynę z domu Wojtysiak. Ona pracowała wtedy jako przedszkolanka w Brzeźniu. To była taka powojenna miłość. W 1949 roku wzięli w Sieradzu ślub cywilny. Kilka miesięcy później, w całkowitej konspiracji, powiedzieli sobie "tak" w kościele w Warcie. Na ślubie byli tylko świadkowie i rodzice.- Ale na przyjęciu weselnym ojca nie było - wtrąca Dariusz Olejnik, brat Tomasza. - Jak już siedzieli przy stole, to do domu wpadł jeden z urzędników i zakomunikował, że ojciec pilnie musi w delegację jechać. Nie mógł się przecież przyznać, że to jego wesele. Zebrał się więc i w drogę. Ktoś tam jednak doniósł gdzie trzeba o ślubie i rodziców z pracy wyrzucili.
Zaczynali więc Olejnikowie od nowa układać życie. W roku 1953 Zdzisław ukończył w Łodzi kurs księgowych i został dyrektorem Banku Spółdzielczego w Sieradzu. Był pierwszym dyrektorem w historii tego banku.

- Ale pięć lat później tatę aresztowano - mówi rozmówca. - Dlaczego, za co? Nie wiadomo, nie postawiono mu zarzutów, nie było sądu, wyroku. Po 11 miesiącach pobytu w Areszcie Śledczym w Warszawie wyszedł na wolność. Do banku już nie wrócił.- Wrócę jeszcze do 5 marca 1953 roku - mówi pan Tomasz. - Ojciec często o tym dniu opowiadał, a był to dzień śmierci Józefa Stalina. Biegł tego dnia przez Rynek i został zatrzymany przez milicję za to, że zakłóca powagę chwili, bo nie stoi na baczność. Akurat wówczas wyły syreny obwieszczając wieść o śmierci Stalina. Ojciec, a był już wtedy strażakiem, potrafił się znaleźć w trudnej sytuacji. Odpowiedział, że słysząc wycie syren, myślał, że się gdzieś pali i biegł do remizy. I tak się wywinął od kary. Po wyjściu z aresztu Zdzisław Olejnik podjął pracę w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Sieradzu. - Pracował też w Bartochowie wspólnie ze swoim teściem - wspomina pan Tomasz. - Rodzice dzierżawili tam pole. W 1965 roku kupili działkę w Sieradzu na osiedlu Chabie. Na tej działce była niegdyś filia więzienia.W jednej ze ścian, która jest częścią domu, zabudowane są drzwi do celi, takie z judaszem.

Zdzisław Olejnik przez ponad 50 lat życia należał do Ochotniczej Straży Pożarnej. Prezesował Polskiemu Związkowi Zielarskiemu w okręgu łódzkim. Był działaczem związków ogrodniczych, pszczelarskich, Kółek Rolniczy oraz Towarzystwa Przyjaciół Sieradza. Za działalność społeczną wielokrotnie odznaczony , między innymi Krzyżem Kawalerskim OOP

.- Potrafił także znaleźć czas do pracy w radzie parafialnej kolegiaty - mówi pan Dariusz. - Jak już powstała parafia w Monicach, to rodzice ufundowali nawet ornat. Od niepamiętnych czasów związany był także z ruchem ludowym, co zresztą przekazał mnie. We wrześniu 1974 roku wstąpiłem do Związku Młodzieży Wiejskiej, potem było ZSL i PSL, któremu od 12 lat szefuję w regionie. Jestem też wiceprezesem PSL województwa łódzkiego.

Jeśli już jesteśmy przy Dariuszu, to od 28 listopada 2006 roku był starostą powiatu sieradzkiego. Zmarł pod koniec lutego 2016 roku. W Starostwie Powiatowym w Sieradzu pracował od 2004 roku. Wcześniej był w Okręgowej Stacji Hodowli Zwierząt w Łodzi, WOPR Kościerzyn. Żoną Dariusza, od 1979 roku, była Magdalena.Za to jego brat Tomasz to znany i ceniony w Sieradzu pedagog, wychowawca wielu pokoleń mieszkańców ziemi nadwarciańskiej, działacz ZNP i SLD. - Wrastać w Sieradz zacząłem od 1979 roku - mówi. Wtedy po studiach na AWF w Gdańsku przyjechałem do miasta, wraz z żoną Bernadetą, z Brodnicy gdzie po skończeniu studiów, krótko pracowaliśmy.
Pan Tomasz był, między innymi, dyrektorem SP 10, pracował w Zbiorczej Szkole Gminnej, kuratorium. Wiele lat był radnym miejskim.

Tekst powstał w roku 2015 i publikowany był w tygodniku "Nad Wartą" w cyklu "Rody nadwarciańskie".

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto