Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Błońscy z Sieradza: Mariana zamordowali bolszewicy, Walenty bił się pod Lenino ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Błońscy z Sieradza: Mariana zamordowali bolszewicy, Walenty bił się pod Lenino
Błońscy z Sieradza: Mariana zamordowali bolszewicy, Walenty bił się pod Lenino Archiwum rodziny Błońskich
- Gdybym tak dobrze poszukał, to kto wie. Może w Sankt Petersburgu czeka na mnie jakiś majątek - zaczyna opowieść Włodzimierz Błoński z Sieradza. - Nie ma w tym twierdzeniu przesady. Mój dziadek Marian Błoński miał w Piotrogrodzie, czyli dzisiejszym Sankt Petersburgu zakład metalurgiczny. I to nie byle jaki. Zatrudniał kilkudziesięciu pracowników. Po zwycięstwie Rewolucji Październikowej bolszewicy uznali, że to kułak i zamordowali go. Nawet nie wiadomo, gdzie jest jego grób. Za to jego żona, a moja babka, Lidia z Grabowskich, będąc w ciąży z moim ojcem Walentym uciekła aż na Krym. Dlaczego tam? Być jak najdalej od czerwonych.

Na Krymie Lidia Błońska osiadała w Teodozji. To miasto, do niedawna było ukraińskie. Dziś jest pod okupacją rosyjską. Tam też, w roku 1920, na świat przyszedł Walenty. Ojciec naszego rozmówcy wychowywał się w licznej gromadce dzieci. To dlatego, że jego matka wzięła na wychowanie pięcioro osieroconych dzieci.

- Nic o nich nie wiadomo, ale nie tylko o nich - kontynuuje opowieść Włodzimierz Błoński. - Pod koniec lat trzydziestych, nawet dokładnie nie wiadomo kiedy, babcia zmarła. I nawet nie wiemy, gdzie jest jej grób. Tę tajemnicę, do własnego grobu, zabrał mój ojciec, który zmarł 5 sierpnia 1991 roku w Warszawie, choć pochowany jest na cmentarzu parafialnym w Sieradzu. On na początku sierpnia 1991 roku pojechał, po raz drugi w życiu, szukać grobu matki. Był tam wtedy bodajże półtora miesiąca. Wzruszony zadzwonił do mnie i mówi, że znalazł coś, co wszystkich powinno ucieszyć. I wtedy stała się rzecz niesłychana. Podczas rozmowy zasłabł, dostał silnego udaru, w konsekwencji którego zmarł. I tak oto do dziś nie wiem, gdzie jest grób babci. Mam za to w Rosji jakichś krewnych. Jak żył ojciec, to utrzymywali kontakty. Oni uważali ojca za polskiego pana. Nie wybaczyli, że wybrał Polskę.

Jak to z Walentym Błońskim było? To on był najsławniejszy z rodu? Na świat przyszedł 15 marca 1920 roku w Teodozji. Wychowywany był w atmosferze polskości i uwielbienia dla tego, co polskie. Był jednak obywatelem radzieckim. Pod koniec lat 30. zdecydował o wyjeździe z Teodozji. Gdzież mógł pojechać? Oczywiście, że do miasta, gdzie mieszkali rodzice. Tyle tylko, że od 26 stycznia 1924 nie był to już Piotrogród, ale Leningrad - na cześć Włodzimierza Lenina. W mieście nad rzeką Newą odnalazł krewnych, znalazł też pracę, miał bowiem w ręku "papier" ukończenia na Krymie szkoły średniej. W tamtych czasach to było coś. 22 czerwca 1941 Niemcy napadli na Związek Radziecki. Już w lipcu Walenty zostaje żołnierzem Armii Czerwonej.
Niemcy szybko postępują w głąb kraju. Na początku września są już na rogatkach Leningradu. To początek trwającej do końca stycznia 1944 roku blokady miasta. Walenty Błoński brał udział w obronie Leningradu w pierwszych miesiącach.

- Ojciec rzadko mówił o tym czasie - wspomina pan Włodzimierz. - Dopiero pod koniec życia zaczął opowiadać coś więcej. Wtedy też pokazał medal za udział w wojnie ojczyźnianej. Nie sposób jednak zrozumieć mentalności Rosjan. Z jednej strony medal, z drugiej... zesłanie na Syberię. Ojciec wylądował w kopalni węgla kamiennego w miejscowości Osinniki. To w obwodzie kemerowskim na zachodniej Syberii. Do dziś jest tam kopalnia. Ojciec opowiadał, że jak za pierwszym razem zjechali pod ziemię, to byli tam około trzech miesięcy. Tyle dni nie widział nieba, słońca. Po wyjeździe na powierzchnię zdecydował się na ucieczkę. Został złapany i skazany na karę śmierci. Przed wykonaniem wyroku uratował go fakt, że zawsze podkreślał, iż jest Polakiem, choć obywatelem ZSRR. Już wtedy formowała się armia Andersa. Został więc zwolniony z kopalni i ruszył ku przeznaczeniu. Nie zdążył jednak, wcześniej Armia wyszła z ZSRR do Palestyny. Zgłosił się więc, jak i wielu jemu podobnych, do formującej się właśnie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, której dowódcą został Zygmunt Berling, wówczas już generał brygady. Ojciec był w Sielcach nad Oką, gdzie formowano dywizję. Brał także udział w bitwie pod Lenino, 12 i 13 października 1943 roku.

Niezwykle ciekawy epizod wojenny Walentego Błońskiego miał miejsce w połowie września 1944 roku. Armia Polska, wespół z Armią Czerwoną, stała na prawym brzegu Wisły na warszawskiej Pradze. Na lewym brzegu krwawiło tymczasem Powstanie Warszawskie.

- Ojciec z grupą kościuszkowców z 2 i 3 Dywizji Piechoty przeprawił się przez Wisłę na Czerniaków, aby pomóc powstańcom - kontynuuje swoją opowieść Włodzimierz Błoński. - Pomimo nawiązania kontaktów z powstańcami do połączenia sił nie doszło i kościuszkowcy wycofali się z powrotem za Wisłę. Zginęło ich wtedy ponad pół tysiąca. Wśród rannych był i ojciec. Dwukrotnie został postrzelony w głowę. Po rekonwalescencji ponownie trafił w szeregi. Doszedł aż do Berlina, a wojnę zakończył w stopniu sierżanta. Miał zresztą Medal za Udział w Walkach o Berlin, Krzyż Walecznych, brązowy i srebrny medal Zasłużony na Polu Chwały. Najbardziej jednak cenił sobie Warszawski Krzyż Powstańczy, który przyznano mu latem 1986 roku.

Sieradzkie życie Walentego Błońskiego rozpoczyna się po zakończeniu II wojny światowej. Trafia wtedy do sieradzkiej jednostki wojskowej, gdzie zostaje wykładowcą w podoficerskiej szkole wojsk łączności.

- Tu poznał moją mamę Władysławę z domu Michalską z Sieradza - mówi pan Włodzimierz. - Pobrali się w roku 1947. Tego też roku przyszedłem na świat ja, a cztery lata później mój brat Sławomir.

Po kilku latach Walenty Błoński, już w stopniu majora Ludowego Wojska Polskiego, przeniesiony zostaje do Zegrza. Zostaje wykładowcą w tamtejszej szkole wojskowej. Potem trafia do Sztabu Generalnego w Warszawie. Kiedy zmarł w 1991 roku, zgodnie z jego wolą, pochowany został na sieradzkim cmentarzu.

- A przecież miał kwaterę w Alei Zasłużonych na Powązkach - mówi jego syn. - Wybrał jednak Sieradz.
Włodzimierz Błoński jest w Sieradzu praktycznie od zawsze. - Pewnego dnia przyjechałem z Warszawy do babci i już zostałem - opowiada. - Tu skończyłem Liceum Ekonomiczne, tu zapuściłem korzenie, ożeniłem się. To moje miasto, jestem, jako to mówią, sieradzakiem.

To prawda, któż pana Włodka nie zna? Był trenerem lekkoatletyki, nauczycielem, przez wiele lat prowadził Igrzyska Sieradzkich Przedszkolaków. Obecnie jest na emeryturze.

Tekst powstał kilka lat temu i był publikowany w tygodniku "Nad Wartą" w cyklu Rody nadwarciańskie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto