Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skrzypińscy z Rynku w Sieradzu rozbrajali Niemców, zdobywali też Kijów ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Rodzina Skrzypińskich
Rodzina Skrzypińskich Fot. D.Piekarczyk/Archiwum
Serce biło Zygmuntowi Skrzypińskiemu jak oszalałe. Niczym dzwon na sieradzkiej kolegiacie. Z radości. I trudno się dziwić, bo on chłopak z Sieradza, z kamienicy przy Rynku 20, za chwilę wjedzie na swoim gniadym koniu na Kreszczatik, główną ulicę Kijowa, aby przedefilować przed marszałkiem Józefem Piłsudskim i atamanem Semenem Petlurą. Owa defilada, 9 maja 1920 roku, wieńczyła triumf wyprawy kijowskiej.

Zygmunt wyrwany został z zamyślenia, bo komendanta aby ruszać poszła od przodu. Trąbki wojskowe zagrały. Ruszyli. Ci z przodu podnieśli do góry lance z biało-czerwonymi proporcami. Nie dla wszystkich wystarczyło lanc. Reszta w butach wyglansowanych tak, że słońce kijowskie mogłoby się w nich przejrzeć. Mundury, choć wyniszczone, tu i ówdzie połatane, doprowadzone do prządku. Po obu stronach Kreszczatiku tłumy zaciekawionych kijowian. W pootwieranych oknach także. Jedni machają przyjaźnie, uśmiechają się, ale są i nienawistne spojrzenia. Lecą kwiaty na żołnierzy, ale też i leje się z okna gorąca woda lub pomyje. Wreszcie widać marszałka Piłsudskiego, stoi z atamanem Petlurą na niewielkim podwyższeniu. Dumny, podkręca sumiasty wąs i patrzy na swoich żołnierzy. Tak 84 lata temu mogła wyglądać w Kijowie defilada wojsk polskich i ukraińskich.
Jak sieradzanin trafił w maju 1920 roku do Kijowa? Był jednym z ułanów Kawalerii Ochotniczej, która zdobyła Kijów 4 maja. Zaś 9 maja brał udział w defiladzie. Dodajmy, że miał już wtedy zaprawę ułańską. Polacy byli w Kijowie około miesiąca. 9 czerwca 1920 roku wojska polskie, wskutek kontrofensywy sowieckiej, której nie były w stanie powstrzymać, opuściły Kijów. Zdobycie Kijowa, a potem opuszczenie miasta było jedynie częścią wojny polsko-rosyjskiej (1919-1921). Potem była między innymi bitwa warszawska (13-25 sierpnia). W konsekwencji zaś traktat pokojowy w Rydze (18 marca 1921), który wytyczył granicę polsko-radziecką. Granica przetrwała do 17 września 1939 roku. Wróćmy jednak do Zygmunta Skrzypińskiego.

- Wuj opowiadał nieraz o roku 1920 - rozpoczął swoją opowieść nieżyjący już Marek Skrzypiński, długoletni nauczyciel wychowania fizycznego w najstarszej sieradzkiej podstawówce, czyli Szkole Podstawowej nr 1. - On był w Kijowie do samego końca. Wyszedł z miasta z ostatnią grupą wojsk polskich. I wtedy pech go dopadł. W czasie jednej z potyczek z Rosjanami został postrzelony w nogę. Ukrył się w chłopskiej chacie u miejscowych. Ci nakarmili go i opatrzyli. Niedługo dołączył do niego inny polski żołnierz uciekający przed Armią Czerwoną. Był z Kalisza. Wspólnie zaczęli iść pieszo w stronę Polski. Daleko nie uszli, bo wpadli w ręce konnego patrolu kozackiego. Na szczęście wuj znał rosyjski, więc nie zostali od razu zastrzeleni. Odtransportowali ich do maleńkiego pomieszczenia, które on nazywał kanalikiem. Tam trzymali ich kilka dni. Na ścianach było pełno polskich nazwisk. Kiedy wuj i jego kompan gotowi byli na śmierć, stał się cud, zostali przydzieleni do kuchni polowej. Po jakimś czasie wuj wywieziony został w beczce przez jednego z Ukraińców. I tak uciekł Rosjanom. Kiedy obdarty i wychudzony, przywędrował do Sieradza, wytykano go palcami i lżono mówiąc: "O idzie żołnierz, niedobitek". Zawsze to wspominał i za każdym razem dławiło w gardle.
Sieradzka historia Skrzypińskich nie zaczyna się w jednak w Kijowie, a na Kresach Wschodnich.

- Mój prapradziadek Wincenty Skrzypiński pochodził ze szlachty - kontynuował opowieść pan Marek. - Miał herb Ogończyk. Nasze nazwisko jest zresztą na liście herbowanych "Herbarza Polskiego". A herb to stary, za protoplastę rodu Ogończyków uważa się, wymienionego już w Kronice Galla Anonima, Wojsława Powałę. Najstarsza znana pieczęć z herbem podchodzi z 1384 roku. Jak herb wygląda? Na polu czerwonym pół toczenicy srebrnej widać. Za to w klejnocie herbu dwie ręce w szacie wzniesione są do góry. Ale zostawmy herb. Wincenty przybył po upadku Powstania Styczniowego, do wsi Drzązna koło Włynia z Kresów Wschodnich. Musiał mieć nieco grosza, bo zakupił 24 hektary ziemi. Postawił także młyn. Za żonę pojął Helenę Kawecką, córkę organisty. Mieli siedmioro dzieci, zachowały się zresztą ich imiona. Jadwiga, Wiesława, Leon, Jerzy, Kazimierz, Władysław i Józef. Dłużej zatrzymam się przy Leonie, bo to dziadek Andrzeja Tomaszewicza, sieradzkiego senatora pierwszej kadencji, w latach 1989-1991 oraz działacza "Solidarności". Teraz pora na Józefa, czyli mojego dziadka. On ożenił się z Józefą Pertkiewicz, córką geodety z Sieradza i siłą rzeczy do miasta nad Wartą się sprowadził. Kiedy? Tego dokładnie nie wiadomo. Mieli czworo dzieci: Marię, Pelagię, Stanisława, czyli mojego ojca, oraz Zygmunta. Pelagia wyszła za mąż za Ludwika Piestrzyńskiego. To był legionista. Walczył w 1. Brygadzie Legionów. W II Rzeczypospolitej należał do Związku Legionistów Polskich. W roku 1944, kiedy był w Warszawie, znalazł się w grupie zakładników. Niemcy potem ich zamordowali.

Zygmunt i Stanisław w czasie I wojny światowej, byli to młodzieńcy, w głowach których dawno już zakiełkowała myśl o odrodzonej ojczyźnie. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, wstąpili do Polskiej Organizacji Wojskowej, która w Sieradzu i regionie w roku 1916 powstała. "Na terenie Sieradza i powiatu organizują POW Mieczysław Starzeński legionista, "Orsza" czyli Lenkiewicz, "Szczęsny" czyli Szymański i Jan Spychalski o pseudonimie Szary - pisał ksiądz Walery Pogorzelski w "Sieradzu". W ukryciu przed Niemcami ćwiczono się po lasach i kryjówkach. Ukrywali też swoją działalnośći pod przykrywką Towarzystwa Oświatowego "Czytaj". Siły POW w Sieradzu wzrosły do 200 młodzieży, rzecz prosta rewolwery oraz fuzye były całkowitm uzbrojeniem tylko niewielu szczęśliwców. Pierwsze dowody aktywności POW wystąpiły na 3-4 miesiące przez wyjściem Niemców z Sieradza. W paru miejscach w powiecie przeszkodzono Niemcom w wywiezieniu zboża. Później zaczęto ścinać słupy telegraficzne, niszczyć linie lub obiekty rządowe niemieckie. Doszło do tego, że nawet cywilni Niemcy i urzędnicy zaczęli chodzić w uzbrojeniu w obawie napaści.

- W POW czynnie działał mój ojciec. On miał, jak opowiadał, pseudonim "Skrzetuski". Jaki pseudonim miał wuj Zygmunt? Nie pamiętam. Obaj byli za to w grupie POW-iaków, którym 11 listopada 1918 Niemcy złożyli broń na naszym sieradzkim Rynku. Ojciec opowiadał, że było to późnym popołudniem. Nasi w szeregu stanęli, a naprzeciw nich Niemcy. Między szeregami ustawione w kozły stały karabiny niemieckie. Dowódca żołnierzy niemieckich przemówił do nich, a ci oddali naszym broń. Polacy zajęli najważniejsze punkty w mieście. Załoga stacji kolejowej zatrzymywała transporty wojskowe do Niemiec i odbierała żołnierzom broń.

Radość nie trwa jednak długo. W okolicy wciąż przebywają regularne niemieckie oddziały. -

Jeden z takich oddziałów, przemieszczał się pociągiem ze Zduńskiej Woli przez Sieradz - wyjaśniał Jan Pietrzak, historyk regionalista z Sieradza. - Kiedy skład wjechał do Sieradza młodzi chłopcy zaczęli doń strzelać. Niemcy odpowiedzieli ogniem. Wywiązała się strzelanina, w której POW-iacy, nieostrzelani, nieobyci w boju, byli bez szans. Pięciu z nich zginęło. Janowi Malinowskiemu, późniejszemu szklarzowi, urwało rękę. Jak ich pochowano we wspólnej mogile, to tę rękę też do jednej z trumien włożono. W okresie międzywojennym przy mogile odbywało się wiele uroczystości państwowych, młodzież, harcerze, trzymali warty honorowe.

Było ciepło, wręcz upalnie, choć to godziny przedpołudniowe poniedziałku 4 września 1939 roku. Lekki wiatr przeganiał po sieradzkim Rynku pożółkłe liście, jakieś papiery i Bóg wie co jeszcze. Pusto. Jedynie zabłąkane psy przebiegały przez kocie łby Placu Marszałka Piłsudskiego, czyli Rynku. Ludzie pochowali się w domach. Czekali na Niemców. Oni przyjdą, to pewne. Może za godzinę, dwie, trzy, ale przyjdą. Dali już o sobie złowrogo znać w niedzielne południe, kiedy samoloty z czarnymi krzyżami na skrzydłach zbombardowały stojący na stacji kolejowej transport rodzin kolejarskich z Ostrowa Wielkopolskiego. Od bomb zginęło ponad 40 osób. Żołnierze 31. Pułku Strzelców Kaniowskich, tak przez mieszkańców miasta nad Wartą ukochani, opuścili Sieradz. Wycofali się za rzekę Wartę. Zanim odeszli, zniszczyli dwa niemieckie samochody pancerne. Do potyczki doszło w rejonie nieistniejącego dziś tartaku, który mieścił się przy zbiegu dzisiejszej ulicy Jana Pawła II i alei Grunwaldzkiej. Stanisław Skrzypiński, kozak, który na tymże Rynku w roku 1918 przyjmował kapitulację Niemców, a potem służył w 2. Pułku Ułanów Grochowieckich, wypatrywał zza okiennej firanki na parterze kamienicy przy Rynku 20 nadejścia okupantów. Był niespokojny, nerwowo palił papierosa. Bał się o rodzinę, ciężarną żonę Stefanię, która za kilkanaście dni powinna rodzić. Co robić? Myśli przebiegały po skołatanej głowie. Zostać w Sieradzu, gdzie nieźle im się wiodło, bo mieli przecież nieźle prosperującą piekarnię w piwnicy domu rodzinnego? Brat Zygmunt, który zdobywał w roku 1920 Kijów, także nie miał powodów do narzekania. I on był piekarzem. Jego zakład mieścił się przy ulicy Złoczewskiej (dziś Jana Pawła II).

Narastający warkot silnika wyrwał Stanisława z zamyślenia. Są? Tak, na Rynek wjechał motocykl z przyczepą. Na nim trzech Niemców. Wszyscy w skórzanych czarnych płaszczach i garnkowatych hełmach. Ten siedzący w koszu ściskał karabin maszynowy. Lustrowali uważnie Rynek, okna kamienic. Wyglądali groźnie, złowrogo. Stanisław cofnął się dalej od okna. Tak rozpoczęła się wojenna gehenna sieradzkiej rodziny Skrzypińskich. Żołnierze, którzy 4 września weszli przed południem do Sieradza, należeli do 10. Dywizji Piechoty z Ratyzbony. Dowodził nią gen. por. Conrad von Cochenhausen. Pierwszym niemieckim burmistrzem Sieradza został miejscowy Niemiec Albert Dressler, którego Stanisław znał doskonale, bo mieszkał niepodal, w domu przy ul. Zamkowej 16, gdzie miał farbiarnię. Jego żona, oraz dwaj synowie uczęszczający do gimnazjum, kupowali u niego chleb.

- Pewnego dnia Niemiec, który zajął większą część naszej kamienicy, uprzedził ojca, że jest na liście zakładników, z których potem 20 rozstrzelano - opowiadał Marek Skrzypiński. - Nie było wyjścia. Ojciec spakował się, zabrał także rodzinę swojej siostry Pelagii Piestrzyńskiej i udali się do Warszawy. Tam mieszkała rodzina jego drugiej siostry Marii Borkowskiej. Z kolei rodzina Zygmunta Skrzypińskiego wyjechała do krewnego w Moszcze-nicy. W Warszawie, 26 września 1939 roku, się urodziłem. Ale tu ciekawostka, akt urodzenia wypisano mi w lutym 1945 roku, gdy wróciliśmy z wojennej tułaczki do Sieradza. Jako miejsce urodzenia wpisano mi Sieradz. W Warszawie mieszkaliśmy w kamienicy przy ulicy Puławskiej 142, mieszkania 16. Naszym sąsiadem był Józef Węgrzyn, znany przedwojenny aktor. Zaprzyjaźnił się z rodzicami i po wojnie bywał w Sieradzu. Z tamtego okresu pamiętam łapankę. Jechałem z mamą tramwajem. Kiedy był sygnał łapanki, motorniczy zwolnił i kto mógł uciekł. My nie. Do wagonu wszedł młody gestapowiec. Poznałbym go i dziś. Popatrzył na mnie, machnął ręką i odszedł. Nie pamiętam Powstania Warszawskiego, w którym ojciec nie brał czynnego udziału. Po kapitulacji Powstania przepędzono nas z Warszawy. Udaliśmy się do Moszczenicy. W lutym 1945 roku wrócilismy do Sieradza. Ojciec uruchomił piekarnię, która pracowała całą dobę. Dostał do pomocy jeńców niemieckich, którzy potem uciekli. Przysyłali oni potem do nas listy, zapraszali do Niemiec, ale mama je paliła. Chleb wypiekano dla wojsk radzieckich. To był taki ciemny chleb w kwadratowych foremkach. Piekarnia w Rynku, wówczas Placu gen. Karola Świerczewskiego, przetrwała do końca lat 60. W roku 1961 tato zmarł. Władze ludowe dołożyły ojcu domiar i trzeba było interes zamknąć. Podobnie postąpił Zygmunt, który w 1978 roku przeprowadził się z rodziną do Poddębic.

Marka Skrzypińskiego znały całe pokolenia sieradzan. Przez wiele lat był nauczycielem wychowania fizycznego w najstarszej sieradzkiej Szkole Podstawowej nr 1. To on, w roku 1985, wymyślił Igrzyska Sieradzkich Przedszkolaków. Przez 10 lat był radnym miejskim. Działał w Towarzystwie Przyjaciół Sieradza.

Tekst powstał w roku 2014 i będzie opublikowany w książce "Rody nadwarciańskie".

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto