Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opowiadania nadwarciańskie. Włodarczykowie z Unikowa przeżyli gehennę Sybiru ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Opowiadania nadwarciańskie. Włodarczykowie z Unikowa przeżyli gehennę Sybiru
Opowiadania nadwarciańskie. Włodarczykowie z Unikowa przeżyli gehennę Sybiru Archiwum/D.Piekarczyk
Kiedy Stanisław Włodarczyk z Unikowa koło Złoczewa w powiecie sieradzkim zaczyna opowieść o gehennie zesłania na nieludzką ziemię nie może powstrzymać emocji, choć od tamtych, dramatycznych wydarzeń, minęło wiele lat.

- Kiedy wróciliśmy w rodzinne strony z Sybiru, to ludzie nijak na nas nie mówili, tylko Ukraińce i Ukraińce - mówi Stanisław Włodarczyk.- Wytykali palcami. Patrzyli jak byk na rzeźnika. A jakie my Ukraińce, no jakie? Tak, mówiliśmy z rosyjskim akcentem, ale kto by nie mówił, po tylu latach katorgi, poniewierki. Po tylu latach między Ruskimi. Teraz, na szczęście, spokój jest. Młodzi patrzą inaczej, a tamto pokolenie wymarło.

Włodarczykowie wylądowali na Syberii, tak naprawdę "dzięki" Józefowi Piłsudskiemu. Nie, to nie pomyłka, ale po kolei. Franciszek Włodarczyk, to taka niespokojna dusza był. Jak tylko o "Legunach" usłyszał, to już miejsca dla niego w Unikowie nie było. Praca w gospodarce nie szła, tylko wojaczka, Polska, Piłsudski. Rzucił więc Uników i dalejże w szary mundur. Gdzie bił się, dziś nie wiadomo, bo też i żadne pamiątki nie zachowały się. Wojakiem musiał być zapewne łebskim, bo za frontowe zasługi dostał około 20 hektarów żyznej, tłustej niczym najlepsza golonka, ziemi. A tu w Unikowie piach. Mimo, ze to na rubieżach II Rzeczypospolitej, jak tu nie jechać, no jak? Wylądował więc Franciszek jakieś 18 kilometrów od Nowogródka (obecnie to Białoruś, obwód grodzieński) w osadzie Niehniewicze. To był początek lat 20, a więc czas, kiedy Polska się budowała. Franciszek jak inni osadnicy miał być "wyspą", oazą polskości wśród "tutejszych". Zresztą w okolicach Niehniewicz i w samych Niehniewiczach byli jeszcze inni, który w "Legunach" wojowali, jak choćby Florian Kamiński, Piotr Pudło, Konstanty Żurek, Stanisław Szabunio, Stefan Włodarczyk, Piotr Wojno, Jan Kodler, Józef Jarosz, Julian Lasota, Stanisław Majka, czy Stanisław Jóźwiak. Franciszkowi gospodarowanie w Niehniewiczach od razu się spodobało. Tak bardzo, że do przyjazdu namówił brata Czesława. Mało tego z Unikowa przyprowadzili się także Rylowie. Franciszkowi w oko wpadła zaś urodziwa Helena z rodziny Rylów. Na ślub długo czekać nie trzeba było, wiadomo, oboje młodzi. Z tego związku na świat przyszedł potem nasz rozmówca Stanisław i Andrzej, jego młodszy brat.

- Tak, urodziłem się w roku 1935 na terenie dzisiejszej Białorusi - mówi pan Stanisław. - Samych Niechniewicz to niewiele pamiętam, ale za to często wraca mroźna noc 10 lutego 1940 roku. Łomot do drzwi był tak głośny, że wydawało się, iż dom w powietrze wyleci. Odkrywat, odkrywat, skorieje, skorieje - wrzeszczał męski głos zza drzwi. Wkrótce do izby wpadli krasnoarmiejscy w spiczastych czapkach. My w płacz. Oni, że mamy parenaście minut na spakowanie, mamy dom opuścić, bo będziemy przesiedleni i nie ma co dyskutować, to rozkaz towarzysza Stalina i już. Podstawili sanie. Ojciec wrzucił do nich worek mąki i coś tam do jedzenia. Mama pierzyny, ubrania. Żołnierze stali i poganiali bystriej, bystriej. I wtedy po raz ostatni dom rodzinny widziałem. Nas w sanie i dalejże na jakąś stację kolejową, a tam mrowie ludzi, lament na całego. Wepchnęli nas w końcu do bydlęcych wagonów. Na środku każdego z wagonów koza, czyli piecyk, co to trochę ciepła dawał, prycze drewniane pod sam dach wagonu i okienko drutem, kolczastym spowite. W końcu świsnęło, gwizdnęło, buchnęło parą. Ruszyliśmy. Jak długo jechaliśmy nie wiem, nie pamiętam, bo też przez większość drogi spałem. Wreszcie stacja końcowa, wysiadać.

Nieszczęśnicy trafili do sowieckiego raju, czyli pasiołku numer 56 Rossocy koło Szengurska w obwodzie archangielskim. To północna, mroźna syberyjska część Rosji. Wylądowali w drewnianych barakach po zesłańcach z Powstania Styczniowego. Na ścianach zachowały się polskie napisy.

- Rodzice zajmowali się głównie wyrębem lasu i spławianiem drewna rzeką Wagą do Archangielska - wspomina dalej pan Stanisław. - Do pracy nie wychodzili jak mróz był bodajże powyżej 50 stopni. Latem za to pracowali przy sianokosach. Zesłania nie wytrzymali dziadkowie. Zmarli tam i pewnie śladu po ich grobach dziś nie ma. Ludzie padali zresztą jak muchy, chłopy niczym dęby nie dawały rady śmierci. Tak było choćby z rodziną Nogów. Siedmioro zostało ich tam na wieki. Rosjanie dawali po 300 gramów czarnego, gliniastego chleba, ale tylko dla tych co w lesie pracowali. Dla nas nic. Zbieraliśmy więc jagody, grzyby, zdzieraliśmy korę z drzew. Tak aby przeżyć. I pamiętam jeszcze wszy ogromne, wypasione. Wszędzie były, wszędzie, obłaziły nas niczym szarańcza.

Włodarczykom i innym Polakom polepszyło się trochę po pakcie Władysław Sikorski - Iwan Majski z 30 lipca 1941 roku, który pozwalał na zwolnienie naszych rodaków z gułagów, obozów i miejsc przymusowego zesłania, po to by mogli trafić do tworzącej się armii gen. Władysława Andersa.

- Opuściliśmy wtedy Rossochy i przeprowadziliśmy się do Szengurska - wspomina dalej pan Stanisław. - Zamieszkaliśmy w Domu Pioniera. Naszymi sąsiadami byli artyści z ewakuowanego teatru w Odessie. Tam warunki były o niebo lepsze niż w Rossochach.

Do armii Andersa ruszył ojciec naszego rozmówcy. Nie zdążył jednak, bo wojsko Rosję opuściło. Trafił więc do Sielc nad Oką, do 1. Dywizji Piechoty imieniem Tadeusza Kościuszki. Przeszedł z nią cały szlak bojowy, podobno dotarł jakieś 30 kilometrów pod Berlin.

- Ojciec do nas pisał, listy docierały, więc wiedzieliśmy że żyje. Za to nas przewieziono do sowchozu Komintern koło Aleksandrii na terenie dzisiejszej Ukrainy. Trafiliśmy tam, doskonale pamiętam, przed żniwami w 1943 roku. Żniwa w Rosji, a zwłaszcza w czasie wojennym, to świętość. W tym Kominternie, to razem z bratem zaczęliśmy do szkoły chodzić, jakiej, oczywiście, że radzieckiej, bo innej przecież nie było. Pisać i czytać po rosyjsku do dziś potrafię, choć to tyle lat minęło, patrz pan. Uczyła tam też Polka Irena Wolf. Żyło się nam w tym Kominternie trochę lepiej, bo z pola można było podkraść co nieco, a to marchew, a to ziemniaki czy też inne warzywa. No, było już lepiej. Wojna się w końcu skończyła, a my dalej w Rosji, o wyjeździe ani słychu. W końcu, bodajże w marcu 1946 roku, gruchnęła wieść - wracamy do Polski, Boże jedyny do Polski! Ale jakiej Polski, do Niechniewicz? Nie, bo Niechniewicze, to już nie Polska, a Związek Radziecki.

Trafiła więc Helena Włodarczyk z synami oraz koleżanką z syberyjskiej gehenny, na Ziemie Odzyskane. To była jedna z wiosek w powiecie wołowskim w obecnym województwie dolnośląskim.

- Ale ojca z nami nie było i nie wiedzieliśmy gdzie jest - kontynuuje pan Stanisław. - Pewnego dnia matka dostała list od jego brata, że ojciec żyje, został zdemobilizowany i szuka nas gdzie tylko się da, a on w Kielcach mieszka. Ależ to była radość. Teraz to już wszystko poszło błyskawicznie. Ojciec nas odnalazł i zabrał do wsi Emilianów koło Złoczewa. To niedaleko Unikowa. Wróciliśmy w nasze strony. Rodzice przejęli gospodarstwo po Niemcach. W końcu zaczęliśmy żyć w miarę normalnie, żyć jak rodzina, choć sąsiedzi nie patrzyli na nas przyjaźnie. Tak jak mówiłem, dla nich my Ukraińce i Ukraińce. A jakie my Ukraińce, no jakie?

Stanisław, jak tylko osiągnął wiek poborowy poszedł w "kamasze". Trafił do jednostki wojskowej w Pleszewie.

- Kiedyś mówiłem, że byliśmy zesłani na Syberię i wtedy jeden z oficerów wziął mnie na pogadankę i mówi, ty Włodarczyk słuchaj, nie trzeba mówić jak było, bo i po co, po co? Każdy wie, jak było, ale mówić nie trzeba. Gorzkie to było, ale cóż takie były czasy. Dobrze, że dziś inaczej, że nie trzeba się kryć.

Nasz rozmówca aktywnie działa w sieradzkim oddziale Związku Sybiraków. Jest w poczcie sztandarowym tegoż związku. Prywatnie? Jest ojcem siedmiorga dzieci, choć mieli z Jadwigą dziewięcioro, ale dwoje zmarło. Cieszy się dziećmi, wnuczętami. Jesień życia jest spokojna.

Tekst powstał w roku 2013 i publikowany był w tygodniku "Nad Wartą", w cyklu "Rody nadwarciańskie".

Jeśli Wasza rodzina ma ciekawą historię, która chcielibyście zachować dla potomnych, proszę o kontakt ([email protected]).

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto