Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie żyje Krystyna Zwolińska, długoletnia, lubiana sieradzka nauczycielka

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
30 marca 1959 roku  w sieradzkiej kolegiacie odbył się ślub Krystyny i Bolesława  Zwolińskich. Ślubu udzielał ksiądz Apolinary Leśniewski
30 marca 1959 roku w sieradzkiej kolegiacie odbył się ślub Krystyny i Bolesława Zwolińskich. Ślubu udzielał ksiądz Apolinary Leśniewski Archiwum Dariusza Piekarczyka
W wieku 86 lat 5 lipca zmarła Krystyna Zwolińska, długoletnia nauczycielka w sieradzkich Szkołach Podstawowych nr 1 i 10. Wychowała wiele pokoleń mieszkańców naszego regionu. Była żoną Bolesława Zwolińskiego, który jest patronem tej drugiej placówki, a zmarł 3 lipca 1991 roku

Msza święta żałobna, w kościele św. Ducha na Cmentarzu Parafialnym w Sieradzu rozpocznie się o godzinie 11 w sobotę. Krystyna Zwolińska spocznie na tejże nekropoli.

Oto tekst który napisałem jakiś czas temu o rodzinie Zwolińskich:

- Mąż zmarł w moich ramionach, tu w tych drzwiach - rozpoczęła swoją opowieść Krystyna Zwolińska, przez kilkadziesiąt lat nauczycielka w Szkołach Podstawowych nr 1 i 10, żona Bolesława Zwolińskiego, dyrektora obu tych szkół. - To było 3 lipca 1991 roku. Miałam dla niego zrobić ciasto biszkoptowe z poziomkami i galaretką, które uwielbiał. W domu zabrakło jednak gazu. Skoczę do Jurczaków - powiedział. Wsiadł w maluszka i pojechał. Tego dnia byłam niespokojna. Nocą śniły mi się zęby, a to niedobrze. Chodziłam co chwilę do okna. Przyjechał. Wszedł na czwarte piętro bloku przy ulicy Broniewskiego, stanął w tych drzwiach, ale jakiś inny, nie taki, jak zwykle wesoły, dowcipkujący. Zapytałam, co mu jest. Podeszłam, a on osunął się w moje ramiona. Kiedy przyjechało pogotowie już nie żył. Miał zaledwie 56 lat. Przez ponad 30 lat małżeństwa nie było u nas ani jednego cichego dnia. Córka Beata nie wiedziała co to kłótnia rodzinna. Brakuje mi go.

Krystyna i Bolesław Zwolińscy, a zwłaszcza "Bolek", bo tak określa go do dziś wielu sieradzan, wychowali kilka pokoleń mieszkańców miasta nad Wartą, którzy dziś rozrzuceni są po całym świecie.
- A wie pan, że Zwolińscy wcale z Sieradza się nie wywodzą? - zdradza pani Krystyna. - Ich rodzinne gniazdo to wieś Dąbkowice koło Łowicza.
W pierwszej połowie lat 30. XX wieku przyjechali do Jagiełłowa obok Kłodawy. Kupili tam ziemię. Rodzice - Aniela i Jan wybudowali dom. Mieli ośmioro dzieci. Jednym z nich był Bolesław, który urodził się 10 marca 1935 roku. Wybuch wojny zastał Zwolińskich w Jagiełłowie. Rodziców oraz dwie siostry i trzech braci wysiedlono do Niemiec. Trzy siostry zostały w Jagiełłowie. Większość rodziny trafiła do jednego z dużych gospodarstw rolniczych w Bawarii. Tam Zwolińscy doczekali końca wojny. Potem był amerykański obóz przejściowy i w końcu, w roku 1946, powrót do domu rodzinnego.
- Po powrocie Bolek w tydzień zaledwie skończył pierwszą klasę, bo umiał czytać i pisać. Babcia go nauczyła. W drugiej i trzeciej to chyba z miesiąc był. Potem było Liceum Pedagogiczne w Łowiczu, po którego skończeniu dostał nakaz pracy do Szkoły Podstawowej w Tubądzinie. Ale Jan Kościelski, który był wtedy kierownikiem Szkoły Podstawowej nr 1, najstarszej szkoły w Sieradzu, potrzebował na gwałt nauczycieli. Dowiedział się o Bolku, który na dodatek potrafił grać na akordeonie i miał jeszcze skończone przeszkolenie harcerskie. Takiego nauczyciela było mu trzeba. I tak w 1954 roku Bolek trafił do Sieradza.
A jak do Sieradza trafiła pani Krystyna? - Mój ojciec Jan przyjechał do Sieradza w roku 1933 z Porażyna koło Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Przyjechał, jak to się zwykło mówić, za pracą. Był murarzem i to dobrym, a akurat wtedy rozpoczęła się w Sieradzu budowa koszar. Tu poznał moją mamę Małgorzatę z domu Miller. Pobrali się 26 grudnia 1935 roku, w dzień świętego Szczepana. Zamieszkali w domu przy ulicy Polskiej Organizacji Wojskowej. Mieli dwie córki, mnie oraz Emilię. Po wybuchu wojny wyjechaliśmy do Warszawy. W roku 1940 przyjechał tam dziadek i zabrał mnie do Sieradza. Rodzice z Emilią zostali. Wrócili dopiero w lutym 1945 roku. Co pamiętam z czasów okupacji? Utkwiło mi w pamięci zwłaszcza to, jak Niemcy pędzili na stację kolejową Żydów z tobołkami. Do dziś widzę te ich wielkie żółte gwiazdy na ubraniach. I wejście Rosjan. Na początku było bombardowanie stacji. Myśmy uciekli do państwa Kokoszków na ulicę Tartakową, dzisiejszą Reymonta. Siedzieliśmy w piwnicy. Były rodziny Meksów, Smosarskich. Ja miałam taką dużą plecioną torbę pełną cukierków. I ktoś mi ja skradł. Jakże ja jej żałowałam. Potem wróciliśmy do domu. Przyszli żołnierze rosyjscy. Jeden z nich chciał zgwałcić będącą w zaawansowanej ciąży panią Natalię Młoczek. Krzyk zrobił się na cały dom. Mężczyźni pobiegli po oficera. Ten zdążył przyjść i przegonił żołnierza.
W roku 1949 zmarł ojciec pani Krystyny. Przegrał z gruźlicą. Nasza rozmówczyni chodziła już wtedy do Szkoły Podstawowej nr 1 przy ul. Kościuszki. Wcześniej była szkoła przy klasztorze sióstr urszulanek. Potem - Liceum Pedagogiczne w Zduńskiej Woli i od roku 1956 praca w "Jedynce".
- W tej szkole nasze drogi z Bolkiem się zeszły - wspomina pani Krystyna. - On był wtedy w wojsku. Jak przyjeżdżał na urlop, to wpadał do szkoły i wszyscy biegiem, bo przyjechał Bolek. Ludzie do niego lgnęli, bo był pełen humoru. Ja nie chodziłam, bo przecież go nie znałam. Dopiero potem się spotkaliśmy, kiedy poszłam z dziećmi na tańce do Domu Harcerza, który był w starym poniemieckim baraku. Na harmonii grał Franciszek Witczak. I wtedy Bolek przyszedł tam ze swoim przyjacielem Leszkiem Wódką. Pierwszy raz tam się spotkaliśmy. W 1959 roku oświadczył mi się. Mieliśmy dwa śluby. Najpierw cywilny, a potem kościelny w kolegiacie. Ślubu udzielał nam ksiądz Apolinary Leśniewski.
Na pytanie, jaka wtedy była Szkoła Podstawowa nr 1 pani Krystyna odpowiada z radośnie: - Przecudna, serdeczna. Nauczyciele byli niczym bracia i siostry, po prostu jedna wielka rodzina. Zapraszaliśmy się do domów na uroczystości rodzinne. Pamiętam Annę Holak, Ligię Szymczak, Barbarę Lis, Alinę i Józefa Szczepaniaków, Annę Potyńską czy Stanisława Supła, który kilka dni temu skończył 98 lat. Byłam na jego urodzinach. Może wpływ na tę serdeczność w szkole miał też fakt, że Sieradz był zupełnie inny niż dziś. To była dziura, ale wesoła. Pamiętam potańcówki w baraku przy Toruńskiej, czy w sali przy ulicy Starowarckiej, a latem na tak zwanej Sielance, która mieściła się w okolicy dzisiejszej Przystani. Co to takiego Sielanka? Ot, scena zbita z desek, obok samochód, z którego puszczano muzykę. Sielanka była tylko latem.
Z czasem Bolesław Zwoliński z nauczyciela matematyki w "Jedynce" awansował na jej kierownika, a w roku 1969 dyrektora. - I wtedy to już szkoła zupełnie go pochłonęła - kontynuuje wspomnienia pani Krystyna.
- Nawet na wczasy nie jeździliśmy razem. Wyjeżdżałam jedynie z córką. Dla niego szkoła była wszystkim. Rozkochany był w harcerstwie. W naszej szkole prawie wszyscy uczniowie należeli do ZHP. Mieliśmy też Młodzieżową Drużynę Ruchu Drogowego.
Do roku 1984 państwo Zwolińscy pracowali w Szkole Podstawowej nr 1. Potem przyszedł czas na największą w Sieradzu Szkołę Podstawową nr 10. - Kiedy zaproponowano mu przejście do "Dziesiątki", zgodził się bez większego zastanowienia. Lubił wyzwania. Przez pewien czas pracował nawet na dwa fronty - w jednej i drugiej szkole. Jak już kończyła się budowa "Dziesiątki" to jeździł po kraju i kupował meble, potem utykał je po magazynach, magazynkach. Pamiętam, że 15 sierpnia 1984 roku dostaliśmy klucze do nowej szkoły. I nagle zjawił się tłum ludzi, mieszkańcy miasta, wojsko, policja, więźniowie. Wszyscy pomagali w meblowaniu szkoły. Zdążyliśmy. Jakiż on był szczęśliwy. Ja poszłam z nim do "Dziesiątki". Miałam dwa lata do emerytury, więc pracowałam w bibliotece. Bolek przeszedł na emeryturę w 1988 roku.

Bolesław Zwoliński był nauczycielem uwielbianym przez uczniów, wymagającym, ale serdecznym, ciepłym. To, że gonił po mieście z kijem wagarowiczów w Sieradzu nikogo nie dziwiło. Czasem potrafił przełożyć delikwenta przez kolano i sprawić solidne lanie. Dziwne? Może dziś, ale nie wtedy. A o Bolku, bo inaczej uczniowie o nim nie mówili, pisano nawet wiersze Przykład? "Pan Zwoliński, patron szkoły, Był radosny i wesoły, Dbał o wszystkich, znał każdego, I zachęcał do dobrego".

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto