Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sieradzki radny i... maratończyk. Andrzej Krawczyk pierwszy bieg sprawił jako prezent na 40-tkę

Paweł Gołąb
Rozmowa z Andrzejem Krawczykiem - maratończykiem, nauczycielem w-f w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Sieradzu oraz miejskim radnym

Typowy mężczyzna w tak zwanej sile wieku przymierza skórzane spodnie i marzy o porsche czy ferrari, by zaimponować innym. W przypadku Andrzeja Krawczyka poszło to w zupełnie innym kierunku – prawdziwego wyzwania w postaci maratonu, a nie pustego gestu.
- Zaczęło się od finiszu biegu maratońskiego, na który natknąłem się osiem lat temu w łódzkiej Manufakturze. Jak zobaczyłem tę euforię biegaczy, jak się wszyscy cieszyli po ukończeniu trasy, jak sobie wzajemnie dziękowali pomyślałem, że sam chciałbym kiedyś czegoś podobnego doświadczyć. Udało się i tak już mi zostało. Stawiałem sobie kolejne cele jak Korona Polskich Maratonów, czyli przebiegnięcie w ciągu dwóch lat pięciu najważniejszych tego rodzaju biegów w kraju, czyli Warszawa, Kraków, Wrocław Dębno i Poznań. To był wysiłek ekstremalny, ale też się powiodło.

I poszło, a raczej „pobiegło” dalej…
- Tak, potem pojawiły się więc na horyzoncie biegi za granicą. Jak w Monachium, gdzie maraton jest poprowadzony po takiej samej trasie jak podczas igrzysk w 1972 roku, z metą na stadionie olimpijskim. Kiedyś, gdy przez moment mieszkałem w tym mieście, wielkim przeżyciem było dla mnie samo pojawienie się w tym miejscu, gdzie Polacy tak znakomicie występowali. A po latach sam wbiegłem jako sportowiec na ten stadion. To było dla mnie piękne, jak i to, że startujesz z mistrzem świata, Europy czy olimpijskim. Sam miałem możliwość wielokrotnie biec z Robertem Korzeniowskim czy Justyną Kowalczyk i wieloma innymi znanymi osobami nie tylko ze świata sportu.

No to możemy chyba mówić o pozytywnym uzależnieniu, bo widać, że jak już się zacznie to ciężko skończyć, boczłowiek natychmiast wyznacza sobie kolejne cele.
- Dokładnie i prawdopodobnie tak już mi zostanie. Oby jak najdłużej.

To ile tych maratonów jest już na koncie?
Zebrało się 20 maratonów, kilka półmaratonów, no i kilka biegów 10-kilometrowych.

Co ten nietypowy prezent na czterdziestkę dał prócz satysfakcji, że udało się sprostać takiemu wyzwaniu?
- Przyszła ogromna wiara w swoje możliwości oraz zdolność przełamywania barier życiowych i pokonywania własnych słabości. Bieg daje ponadto sporo czasu na przemyślenia, można poukładać w głowie wiele spraw.

Nie ma z tego nieludzkiego wysiłku czarnej dziury w głowie tylko miejsce na taką dyskusję ze sobą?
- W moim przypadku maraton zajmuje 3,5 godziny i w tym czasie nie da się myśleć tylko o samym biegu. Trzeba myślami odskoczyć i do innych spraw. Często w trakcie maratonu przychodziły mi do głowy różne pomysły, które starałem się potem realizować i to mi pomagało, ułatwiało funkcjonowanie w codziennym życiu.

No, ale gdzieś ten czarny punkt pewnie jest?
- Prawdziwy maraton rozgrywa się po 30-tym kilometrze i te ostatnie 12 kilometrów to wysiłek najbardziej ekstremalny, ale także dający wiele satysfakcji. Bo człowiek jest zmordowany, ale nie aż tak bardzo, że nie wie nic o bożym świecie. Ja zawsze staram się, by ostatnie dwa kilometry sprawiały mi jak największą przyjemność. Muszę pozdrawiać kibiców, muszę się cieszyć, muszę dać wyraz nie bólu, a zadowolenia, że kończę bieg. Miejsce na opadnięcie z sił jest za linią mety, ale po 10 minutach wszystko też przemija i pozostaje poczucie, że udało się zrobić coś wielkiego. I już wtedy czeka się do następnego biegu.

Który moment jest tym najtrudniejszym?
- 35-36 kilometr, czyli tak zwana ściana biegu. Wtedy maraton rozgrywa się nie w nogach, a w głowie, boczłowiek zmaga się z dylematami „czy jeszcze mogę przebiec kolejny kilometr”. Nie można się wtedy poddawać tylko złamać tę barierę wielkiego wysiłku i złapać w biegu drugie życie.

Maraton to w biegach iście królewski dystans. Pewnie przekłada się to na zainteresowanie i szacunek ze strony kibiców. Widać, że dla tych, którzy stoją obok, też jest to przeżycie?
- Bywają momenty, kiedy to szczególnie widać. W Gdańsku biegłem maraton w nieludzkich warunkach przy 40 stopniach ciepła na plusie. Pewien kibic wystawił przed dom zraszacz, byśmy mogli się schłodzić. A w Szczecinie obca zupełnie kobieta poczęstowała mnie w tym najtrudniejszym momencie po 30-tym kilometrze pomarańczą. Zapomniałem wtedy zupełnie o wysiłku i z uśmiechem na ustach dobiegłem do mety.

Co jest największym przeciwnikiem biegacza? Własne słabości czy warunki biegowe?
- Dla mnie jest taki jeden ważny czynnik - temperatura. Osobiście wolę biegać, kiedy jest chłodniej albo nawet gdy pada. Najbardziej dał mi się we znaki Maraton Solidarności rozgrywany przy 40 stopniach, gdy przy asfalcie było ich o 10 stopni więcej. To było naprawdę ciężkie przeżycie.

Walka o wynik dopinguje?
- W moim przypadku nie mam oczywiście szans na zwycięstwo w ogólnej klasyfikacji, ale mam określony swój cel. Staram się teraz łamać granicę 3 godzin i 30 minut. Gdy staję na linii startu to zawsze z wolą walki, żeby zdobyć jak najlepszy wynik. Ale trzeba uważać. Kiedy głowa źle poda mi na starcie i zacznę biec szybciej, muszę potem to odpokutować.

To przy którym biegu urodziło się to naturalne tempo, bo takie trzeba przecież znaleźć?
- To wypracowuje się na treningach. W moim przypadku to 5 kilometrów na godzinę, czyli nie za szybko, ale i nie za wolno. W moim pierwszym maratonie chodziło mi, żeby złamać 4 godziny i to się udało. Mój rekord to 3 godziny i 28 minut i na obecnym etapie chciałbym taki wynik uzyskiwać systematycznie. A potem zejść o kolejne 10-15 minut. To mój plan maksimum na ten rok.

Wynik wynikiem, ale liczy się pewnie i lepsza kondycja, zdrowie i samopoczucie.
- Oczywiście, bo lepsza wydolność i sprawność fizyczna to ułatwienie w życiu codziennym. Ale trzeba przy tym pamiętać, by podchodzić do biegania rozsądnie, z głową na karku. Nie można decydować się na maraton odchodząc od grilla z przekonaniem „co, ja nie dam rady?”. Był dwa lata temu głośny przypadek mężczyzny moim mniej więcej wieku, który zmarł na trasie podczas maratonu w Poznaniu. Tragedia rozegrała się już na 14-tym kilometrze, co dla maratończyka jest dopiero wstępem. Eksperci jasno więc stwierdzili, że był to start na przysłowiowego wariata. Nie można dopuścić do takiego ekstremum. Jeśli organizm mówi nie, nie ma się co dalej ścigać.

Możemy mówić o modzie na bieganie w Polsce?
- Myślę, że tak. W każdym większym mieście bardzo dużo ludzi biega po ulicach, na stadionie czy w parkach. Jeszcze parę lat temu miałem przykry przypadek podczas treningowego biegu do Łasku, gdy po drodze pewien młody człowiek podjechał samochodem i rzucił mi petardę pod nogi. Teraz o takich rzeczach nie ma mowy. Ludzie podchodzą z szacunkiem do biegaczy.

Korona polskich maratonów została szybko osiągnięta. Kolejny cel?
- Pozostaje walka z czasem. Granicy wiekowej sobie nie ustalam. Będę biegał tak długo, na ile wystarczy mi zapału, sił i zdrowia.

A zaglądając do świata lokalnej polityki. Bieganie ma przełożenie i na tę sferę działalności?
- Jako biegacz i były lekkoatleta od dawna największym marzeniem było dla mnie wybudowanie bieżni tartanowej na stadionie w Sieradzu i to w ostatnim czasie udało się załatwić. Planowana budowa ma ruszyć jeszcze w 2016 roku, a zakończyć się na wiosnę 2017. To dla miasta będzie wielka rzecz. Mając kompleksową bazę będziemy mogli organizować zawody rangi mistrzowskiej i przyciągać kluby młodzieżowe z całego województwa.

A może uda się ściągnąć i maraton? Albo chociaż sprawić, by Sieradz stanął na trasie takiej imprezy?
- To może być ciężkie, ale nigdy nie mów nigdy, kolejne imprezy powstają przecież jak grzyby po deszczu. Ale róbmy na razie porządne Biegi Ulicami Sieradza i zobaczymy. Można powoli pomyśleć o dłuższych trasach i może małymi krokami dotrzemy do celu.

Te drobne kroki to dobra metoda i przy planowaniu swojego udziału w maratonie?
- Jak mówi piosenka każdy śpiewać może, no i tak jest i w bieganiu. To najprostsza forma ruchu, trenować można dosłownie wszędzie, a i dostęp do wszelkich praktycznych informacji jest teraz nieograniczony. Najprostsza recepta to założyć buty i dres i ruszyć do parku. Zacząć choćby od takiego marszobiegu i badać swój organizm jak długo możemy biec, ale tak by sprawiało to przyjemność, a nie kończyło się tym, że nie możemy złapać oddechu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto