Witacze, które mają zaskakiwać

Pięciometrowe, aluminiowe konstrukcje kolorystyką i stylistyką nawiązują do wdrażanego od 3 lat Systemu Identyfikacji Wizualnej Sieradza. Co budzi kontrowersje? Logo zamiast herbu i napis: Witamy w stolicy Open Hair. Prezydent Jacek Walczak nie ukrywa zadowolenia z faktu, że nowe witacze wywołują dyskusje.

- Cieszę się, że wzbudzają zainteresowanie. Witacze z logotypem i hasłem zainstalowaliśmy z pełną świadomością i licząc się z tym, że będą budzić zainteresowanie. Bo przecież po to są, by zostały zauważone. Rozważaliśmy też witacze z herbem, ale proszę zwrócić uwagę, że herb i logo wzajemnie się wykluczają. Dlaczego postawiliśmy na logotyp? Herb Sieradza jest podobny do herbu wielu innych miast. Też mają otwartą bramę w murach obronnych. Dlatego postawiliśmy na logotyp i chcemy go utrwalać. To cześć strategii promocyjnej miasta, która z konsekwencją realizujemy. Wiem, że mogę być za to krytykowany, ale jeśli bym nie postawił nic lub wbił goły słup, to także bym był krytykowany - zauważa Jacek Walczak.

Zdaniem prezydenta, wiele miast zamienia herby na logotypy. Loga zmieniają też wielkie firmy, dlatego nie ma co bać się zmian, bo te tylko mogą wyjść z korzyścią dla miasta. Podobnie jest z hasłem.

- Wiem, że i określenie "stolica Open Hair" budzi emocje mieszkańców, i zaciekawienie przyjezdnych, czy też przejeżdżających przez Sieradz. Witacze mija średnio 25 tysięcy samochodów dziennie, w każdym musi być co najmniej jedna osoba. I jeśli choć co dziesiąta z tych przejeżdżających osób spojrzy i zaintryguje ją napis na witaczu, to już osiągnęliśmy cel, bo to będą setki tysięcy osób w skali roku - obliczył prezydent.

Na razie przyjezdnych witają 2 tablice. Ich koszt to 37 tys. zł wraz z projektem. W magistracie liczą, że w tym roku uda się postawić kolejną lub nawet dwie.
Więcej w jutrzejszym wydaniu Nad Wartą