Do mieszkańców wiejskich dzielnic znajdujących się w obrębie miasta trafiają kolejne decyzje o wyznaczeniu adiacentów – ekwiwalentu, który muszą zapłacić miastu za to, że wybudowano przy ich działkach kanalizację, wskutek czego cena prywatnego gruntu na wolnym rynku zyskała większą wartość. Ludzie się burzą mówiąc o niesprawiedliwości i za pomocą radnych proszą, by z nich te koszty zdjąć. Miasto pozostaje jednak nieugięte. Jak przekonują urzędnicy niesprawiedliwa byłaby, ale… rezygnacja z adiacentów wprowadzonych już ponad 10 lat temu. To wobec osób, które takie opłaty już wcześniej poniosły.
Z wnioskiem o zmniejszenie opłaty wystąpił do władz miasta radny Stanisław Kaczmarek z SLD, który działa w rejonie Męki, gdzie adiacenty są naliczane. – Już od kilkunastu lat obowiązuje w Sieradzu uchwała w sprawie tej stawki, którą ustalono na poziomie 50 proc. wzrostu wartości nieruchomości. Jest ona bardzo wysoka, a społeczeństwo coraz to biedniejsze, dlatego też proszę o zmniejszenie tej opłaty – zaapelował dodając, że takiej uchwały nie podjęto na terenie sąsiedniej gminy wiejskiej Sieradz oraz wielu polskich miastach.
Prezydent Sieradza Jacek Walczak odpowiada jednak, że prośbie zadośćuczynić nie może. – Nie mogę nie naliczać tych opłat. Muszę, bo zobowiązuje mnie do tego przyjęta dużo wcześniej uchwała – argumentuje dodając, że rezygnacja z opłat byłaby niesprawiedliwa wobec osób, które już z tego tytułu zapłaciły.
Jednocześnie nie odżegnuje się od stwierdzenia, że adiacenty z punktu widzenia miasta są słuszne. Bo to pozwala na odzyskanie części nakładów poniesionych przez samorząd na inwestycję, wskutek których wzrasta wartość prywatnej własności. – To sprawiedliwe rozwiązanie, bo miasto inwestuje w kanalizację od sześciu lat i to inwestuje mocno.
O nowej fali adiacentów pisaliśmy już na naszych łamach chwilę wcześniej. Jak informował nas zastępca prezydenta Rafał Matysiak, który sygnuje pisma wysyłane do sieradzan, pobieranie tej opłaty reguluje ustawa o gospodarce nieruchomościami. Nie jest ona obligatoryjnie nakładana. By ją egzekwować, potrzebna jest zgoda miejscowej rady. A w Sieradzu miejscy radni w lutym 2000 roku podjęli uchwałę zobowiązującą prezydenta do jej pobierania. Sieradzanie w tej sytuacji mogą jedynie starać się o rozłożenie należności na raty, nawet do 10 lat.
Jak wyliczał wiceprezydent, w skali miasta sprawa dotyczy łącznie 1.779 posesji, bo do tylu jest możliwość podłączenia się do nowej kanalizacji. Jak szacuje, ostatecznie zapłacić może jednak tylko 40 proc. ich właścicieli. Dlaczego? Opłacie nie podlegają z mocy ustawy grunty rolne, a tylko te o charakterze budowlanym. Ale – co dodatkowo komplikuje sprawę – nie wszystkie. Po 1995 roku domy budowane na gruntach rolnych były stawiane na podstawie decyzji o warunkach zabudowy. To działki o charakterze rolnym z adiacentów już nie zwalnia.
Proces, co daje jego finalny obraz, został już przeprowadzony na os. Chabie w Sieradzu, gdzie najwcześniej wybudowano kanalizację. Tu – jak informuje miasto - decyzje nakładające opłatę wydano w 51 przypadkach na ok. 180 posesji. Część z objętych adiacentami osób odwołało się, ale rozpatrujące zażalenia Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało nałożone na ludzi kwoty w mocy.
Każda z opłat naliczana jest indywidualnie, trudno więc spercyzować, jakie koszty ponosi z tego tytułu statystyczny Kowalski. Wiadomo natomiast, jakie zyski z tego tytułu odnosi miasto. W Sieradzu wpływy dla budżetu miasta z racji adiacentów w ostatnich trzech latach kształtowały się następująco: 2010 rok – 36.329,42 zł, 2011 rok – 65.522,02 zł, a 2012 rok – 132.777,91 zł.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?