Biednemu wiatr w oczy wieje. Przekonują się o tym chorzy znajdujący się w najbardziej zaawansowanym etapie choroby płuc otoczeni opieką przez sieradzki szpital. Nie dość, że na co dzień nie mogą – i to dosłownie – złapać oddechu z powodu swojego schorzenia, to życie postanowił im uprzykrzyć Narodowy Fundusz Zdrowia. NFZ nie zakontraktował usług świadczonych przez ośrodek domowego leczenia tlenem działający w placówce, w efekcie czego ten z początkiem nowego roku przestaje istnieć. Pacjenci i lekarze nie kryją oburzenia wskazując, że to nieludzkie traktowanie ciężko chorych ludzi. Fundusz odpowiada, że nic się dla nich nie zmieni. Nikt z zainteresowanych NFZ jednak nie wierzy.
– Metoda domowego leczenia tlenem pozwala utrzymać pacjentów przy życiu bez potrzeby leżenia w szpitalu. Zapobiega nie tylko hospitalizowaniu, ale i powikłaniom oraz innym chorobom, które im grożą. Chorzy mogą dzięki temu żyć w miarę normalnie. Poruszać się po domu, iść samemu do toalety. To także oznacza zmniejszenie kosztów leczenia. Jaka jest więc logika w tym, by likwidować ośrodek, który w naszym szpitalu działa od tak dawna? – pytają z wyrzutem Joanna Tęsiorowska, ordynator oddziału gruźlicy i chorób płuc w sieradzkim szpitalu oraz Wiktor Olczyk, kierownik ośrodka domowego leczenia tlenem, który działa w jego strukturach. – Co mamy powiedzieć chorym? Przecież opiekę, którą dostali, przyznano im dożywotnio. Co z urządzeniami, które otrzymali? Są dzierżawione, więc nie są ich własnością. Mają je wypożyczyć we własnym zakresie? To koszt rzędu 200 złotych miesięcznie, a ta sprawa dotyczy najbiedniejszej grupy osób.
Metoda domowego leczenie tlenem w Polsce stosowana jest od 25 lat. Sieradzki ośrodek działa od 1998 roku – w chwili obecnej opieką objętych jest tutaj 21 chorych z ciężką niewydolnością oddychania. Na czym polega terapia? Pacjenci korzystają z koncentratorów tlenu refundowanych przez NFZ – to właśnie te urządzenia otrzymane do dyspozycji używają w domu. Są do nich „podłączeni” przez kilkanaście godzin dziennie, dzięki czemu przez resztę doby mogą funkcjonować samodzielnie.
– Ale na tym się nie kończy – dopowiada Wiktor Olczyk. – Aparat to jedno, drugie to stała opieka specjalisty chorób płuc, którą zapewnia się pacjentom. Lekarz ma obowiązek przynajmniej raz na trzy miesiące odwiedzić chorego, albo w każdym momencie, kiedy ten potrzebuje pomocy. Dodatkowo z ośrodka dojeżdża systematycznie do każdej osoby pielęgniarka. Pacjenci mają też zapewnione badania laboratoryjne, opieka jest więc kompleksowa. Teraz co, mają jeździć w razie potrzeby do Łodzi, gdzie funkcjonuje drugi i jedyny obok naszego ośrodek w całym województwie łódzkim? Jeśli chory się źle poczuje, będzie musiał pokonać dodatkowe 100 kilometrów? – dopytuje kierownik ośrodka, który rejonem działania obejmuje kilka powiatów naszego regionu: sieradzki, zduńskowolski, wieruszowski i wieluński.
Co na to NFZ? Na zarzuty, że decyzja jest nieetyczna, ponieważ pozbawi leczonych w Sieradzu pacjentów znajdujących się w ciężkim stadium choroby płuc właściwej i niezbędnej opieki, przerzuci na nich koszty terapii, zmusi do pokonywania wielkich odległości w razie potrzeby lekarskich konsultacji, odpowiada lakonicznie.
– Pacjenci w powiecie sieradzkim będą mieli zapewnioną opiekę, zmieni się tylko świadczeniodawca – zapewniła nas Beata Kosiorek-Aszkielaniec, rzecznik prasowy Łódzkiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ. – Pacjenci, których było 21 pod opieką SP ZOZ w Sieradzu, od stycznia 2012 roku będą pod opieką świadczeniodawcy publicznego, podległego też jak szpital w Sieradzu marszałkowi województwa łódzkiego – Wojewódzkiemu Zespołowi Zakładów Opieki Zdrowotnej Centrum Leczenia Chorób Płuc i Rehabilitacji w Łodzi. Świadczeniodawca z Łodzi w konkursie przeprowadzonym przez NFZ złożył ofertę lepszą jakościowo.
To wzburzenia sieradzkich lekarzy i ich pacjentów wcale jednak nie tonuje. Tych pierwszych bulwersuje już sam fakt, że nikt pacjentów o zmianie nie poinformował. I to, że już teraz wszystkie potrzeby nie są zaspokojone. Skoro w Sieradzu jest kolejka czekających na zakwalifikowanie do terapii, trudno ich zdaniem oczekiwać, by „przenosiny” do Łodzi sytuację poprawiły. Sami chorzy i ich rodziny boją się, że decyzja NFZ uniemożliwi im kontynuację leczenia.
– Autobusem do Łodzi nie dojadę. I co teraz, mam się udusić? – żali się jeden z nich.
Mieszkanka Biadaszek w powiecie wieruszowskim, która leczy się tlenem w domu od dwóch lat, również nie wyobraża sobie dalekich podróży. - Proszę, żeby pozostało tak jak jest. Jest mi trudno przyjechać tutaj, co dopiero do Łodzi, a bez tego tlenu nie mam życia.
Podobne rozterki mają bliscy chorych. – Gdy potrzebna była naprawa aparatu, przywoziliśmy go tutaj. Godzina, dwie i można było wracać. Nie wyobrażam sobie dalszych dojazdów do Łodzi. Szczególnie tych z ojcem na kontrolę. Moich rodziców nie stać zresztą na przejazdy. Nie wszyscy mają też na to wystarczająco dużo czasu.
Na identyczne problemy wskazuje żona 78-letniego pacjenta otoczonego opieką przez ośrodek. – Mam 630 zł renty. Nas nie jest stać na długie podróże, mąż zresztą w tym stanie, w jakim się znajduje, nie dojedzie. Chyba nie zależy im, żeby starsi ludzie żyli. Prosimy, żeby zostało nadal tak jak było…
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?