Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zazdrość i męstwo

Janusz MARCISZEWSKI
Mija 60 lat od zakończenia prawie pięciomiesięcznych krwawych zmagań o otwarcie drogi do Rzymu. Drogi, którą zagradzał silnie umocniony i broniony przez wyborowe jednostki niemieckie masyw Monte Cassino.

Mija 60 lat od zakończenia prawie pięciomiesięcznych krwawych zmagań o otwarcie drogi do Rzymu. Drogi, którą zagradzał silnie umocniony i broniony przez wyborowe jednostki niemieckie masyw Monte Cassino.

Wtedy kropkę nad ,,i’’ postawił 2 Korpus Polski, zajmując - jak to określali Niemcy - twierdzę nie do zdobycia. Dla wielu jest to już odległa historia. Warta jednak przypomnienia, chociaż powoli zanika - nie ma co ukrywać - etos wojenny polskiego żołnierza, przedstawiony w reporterskim opisie bitwy przez Melchiora Wańkowicza. Ten etos od kilku już lat ustępuje miejsca suchym beznamiętnym rozważaniom publicystów i badaczy wojskowości, dla których ważniejsze są fakty oraz kulisy następujących po sobie zdarzeń, rozgrywanych na głębokim zapleczu, w gabinetach.

Błędne decyzje

Część badaczy jest zdania, że wojna na półwyspie Apenińskim była pomyłką. Inni wręcz odwrotnie, wskazując równocześnie na błędy w organizacji dowodzenia i na sprzeczne oceny sytuacji w łonie sprzymierzonych. Błędy popełniano już dużo wcześniej; w trakcie kampanii afrykańskiej, później na Sycylii. Niczego one, zwłaszcza Amerykanów nie nauczyły. Brak rozpoznania terenu i stanowisk obserwacyjnych spowodował m.in. duże straty w czasie trzech pierwszych natarć na wzgórze klasztorne. Skutek był taki, że wśród Amerykanów, Nowozelandczyków, Hindusów i Brytyjczyków - było 2400 zabitych, nie licząc tysięcy rannych.

Pycha Clarka

Nadal też nie mamy odpowiedniej wiedzy o kulisach przystąpienia do szturmu polskiego 2 Korpusu. Czy prosił o to gen. Władysław Anders, czy otrzymał taki rozkaz? Prawdopodobne jest to drugie. Faktem natomiast jest, że polski korpus dokonał tego, co nie udało się pozostałym siłom sprzymierzonych. Ostateczna likwidacja niemieckiego oporu na masywie nastąpiła w bitwie toczonej od 12 do 18 maja. A że nie ma bitwy bez ofiar, poległo 900 żołnierzy około 3000 zostało rannych. Ten bilans strat stał się przyczynkiem do nie zawsze sprawiedliwej oceny, że niepotrzebnie zginęło tylu polskich żołnierzy. Zapomina się, że wojna jest nieprzewidywalna i nigdy nie można z całą pewnością przewidzieć strat. Czy można było je zmniejszyć albo wręcz uniknąć? Również w czasie dalszej kampanii w Apeninach. Cmentarze w Loreto i Bolonii - to ponad 2500 mogił polskich żołnierzy. Ale tych śmierci mogło już nie być w takim rozmiarze, gdyby nie pycha i chęć zdobycia poklasku przez dowódcę amerykańskiej 5 Armii - gen. Mark W. Clarka, któremu za wszelką cenę bliższe było wkroczenie do Rzymu, niż zamknięcie w kotle niemieckiej 10 Armii. Stało się najgorsze. Zamiast skierować swoje siły na tyły tej Armii, Clark wkraczał w tryumfie do niebronionego Wiecznego Miasta. W ten sposób 10 Armia niemiecka uniknęła zagłady, wycofała się na nowe pozycje obronne, a wysiłek Polaków poszedł na marne. Wojna w Apeninach mogła zakończyć się już w 1944 r., a sprzymierzeni mieli szansę dotarcia w ciągu dwóch, trzech miesięcy aż do północnej granicy Włoch.
Wokół bitwy o Monte Cassino narosło wiele domysłów, a także posądzeń, szkodliwych opowieści o niecnych czynach Polaków. Jedną z takich wrednych opowieści było posądzenie polskiego patrolu, który wkroczył do ruin klasztoru, o rzekome rozstrzelanie kilku rannych żołnierzy niemieckich. Rozpowszechniona w Niemczech plotka wywołała skandal. Ale na szczęście jeden z rzekomo zastrzelonych, ranny niemiecki żołnierz, po dwóch latach, sprostował ów niegodziwy paszkwil. Spotkał się też na Monte Cassino w 45-lecie bitwy z dowódcą polskiego patrolu por. Gurbielem. W ich spotkaniu nie było już żadnej wrogości, a tylko przypomnienie, czym dla obu była ta bitwa i jak Polacy traktowali rannych jeńców.

Rok temu miałem okazję spotkać się podczas zjazdu b. żołnierzy 12 Pułku Ułanów Podolskich z jednym z jeszcze żyjących członków owego patrolu, który wszedł do opactwa 18 maja, ułanem Mularczykiem, mieszkającym dziś na Florydzie w USA. Stwierdził krótko: - Posądzanie nas o zabijanie jeńców, to rezultat chorej wyobraźni i nienawiści do zwycięskich Polaków. Wręcz przeciwnie rannym udzieliliśmy potrzebnej im sanitarnej pomocy.

Inną kontrowersyjną rzeczą stało się totalne zniszczenie klasztoru. Amerykanie, a także żołnierze armii sprzymierzonych dopatrywali się w klasztorze obserwatorów i w ogóle stacjonujących tam jednostek niemieckich. W początkowej fazie bitwy, poza oficerami, zainteresowanymi wywiezieniem z opactwa dzieł sztuki, żołnierzy niemieckich tam nie było, co zresztą wynikało ze starań Watykanu, aby nie dawać powodu do zniszczenia klasztoru i jego cennych muzealnych zabytków. Niemcy początkowo zgodzili się na swoje stanowiska w odległości 300 m od murów opactwa (tej obietnicy po jakimś czasie przestali przestrzegać, zalegając później pod kla- sztorem). Mimo to uporczywe domaganie się zbombardowania opactwa odniosło skutek, zapewne z przyzwoleniem naczelnego dowództwa sprzymierzonych i także Waszyngtonu. Zabudowania klasztorne padały więc pod bombami i ostrzałem artyleryjskim. Zupełnie bezsensownie.

Grzech zaniechania

A co jest po 60 latach? To jeszcze nie kres historii. Odpowiedź istnieje już tylko dla Polski i Polaków. Jest wprawdzie pamięć o polskim wkładzie wojennym oraz pięknie położony cmentarz poniżej klasztornego wzgórza, ale pozostała zadra. Nikt z odwiedzających cmentarz nie ma ani szans dotarcia do miejsc, gdzie lała się najobficiej polska krew - do pomników na kilku wzgórzach.. Wszystko jest zagrodzone przez miejscowych gospodarzy (wypas owiec). A tu już mamy typowo polskie zaniechanie. Nikomu nie przyszło do głowy, aby dogadać się z gospodarzami o stworzenie ścieżek (z opłotkami), umożliwiającymi dotarcie do pomników. Szkopuł w tym, że za takie ustępstwo trzeba gospodarzom pastwisk zapłacić. Ale chęci widać zabrakło i jak zwykle pieniędzy też.

Do tego pomnika chwały zwycięzców dziś nie ma dojścia. Na zdjęciu: w pierwszą rocznicę bitwy ułani 12. Pułku Ułanów Podolskich przed tablicą z nazwiskami poległych. Trzeci z lewej autor..

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto