Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielkanoc w klasztorach (FOTO)

Dariusz Piekarczyk
Wielkanoc w klasztorach
Wielkanoc w klasztorach Fot. Dariusz Piekarczyk
Wielkanoc w klasztorach . Święta wielkanocne za klasztornymi murami przepełnione są nie tylko modlitwą. U bernardynek w Wieluniu będzie śmigus dyngus jak się patrzy. - Woda popłynie w refektarzu oraz klasztornych korytarzach - mówi siostra Weronika, przeorysza. U urszulanek z Sieradza królować będą baby. U franciszkanów w Wieluniu liczą na panią Wiesię, kucharkę

Wielkanoc w klasztorach
W Wielkanoc w seleją klasztory, zwłaszcza te klauzurowe. Radość wyzwala się, niejako samoistnie, po Wielkim Tygodniu - czasie naznaczonym modlitwą, umartwieniem ale także cierpieniem, nawet tym fizycznym. Tak fizycznym, bo choćby u sióstr bernardynek, jak zdradza matkaWeronika, przełożona klasztoru w Wieluniu, w Wielki Piątek zakonnice biczują się we własnej celi.
- Niektóre używają biczy rzemiennych, ale niektóre takich z łańcuchami - zdradza siostra. - Biczujemy się na gołe ciało przez sześć pacierzy.
Tak naprawdę, to cały Wielki Tydzień jest dla zakonnic z Wielunia wyjątkowo ciężki. W tym czasie unikają rozmów telefonicznych i nawet pisania listów. Żyją wtedy, niczym w zwrotce jednego z hymnów Nieszporów: "Ten czas w skupieniu, krótsze niech będą rozmowy, skromniejsze nasze posiłki, więcej czuwania nad sobą". Wyciszają się, choć tej ciszy za murami klasztornymi nie brak każdego dnia. - Przez dni całe staramy się z sobą nie rozmawiać, jeśli nie ma takiej potrzeby - wyjaśnia siostra Teresa. - Czas na rozmowę mamy podczas rekeracji, czyli wieczorem, po kolacji. Zanim położymy się spać należy się jeszcze przeprosić, jeśli w ciągu dnia były jakieś spory.
U wieluńskich bernardynek
W wieluńskim klasztorze sióstr bernardynek jest 14. Zakonnice są z różnych stron Polski - od Tatr, po Bałtyk. Od trzech lat przeoryszą jest sympatyczna, uśmiechnięta i radosna, siostra Weronika. - Nie mamy koszyczka ze święconką - zaskakuje zakonnica. -Pokarmy wystawiamy na stolik w rozmównicy. Tam są święcone. Stolik cały jest zastawiony wypiekami, wędlinami, słodyczami, jajkami. Świąteczne wypieki? Najwcześniej zaczynamy piec keks. To dlatego, że on najdłużej zachowuje świeżość. Keksem, przed samymi świętami, obdarowujemy też biednych. Do tego dokładamy ciasto drożdżowe. Po prostu pyszne. Rozpływa się w ustach. Są też baby, baki, makowiec, sernik. Nie pieczemy za to chleba. Dwa razy w tygodniu dostarcza nam chleb do klasztoru jeden w okolicznych mieszkańców. Za to pan Sebastian zapewnia nam wyroby mięsne.
W klasztornej kuchni, gdzie dzięki uprzejmości przeoryszy i chyba także przy pomocy Bożej Opatrzności, udało nam się wejść, przedświąteczne przygotowania zaczęły się na ponad tydzień przez Wielkanocą. Kuchnia to królestwo siostry Kingi. Bez jej wiedzy nic tam się nie dzieje. W czasie naszej bytności w klasztorze siostra Kinga mieliła akurat mięso na kotlety, podobno przepyszne. Za to postulantki Kasia i Maja zajęły się wypiekaniem ciasteczek. Najlepsze, sprawdziliśmy, są pierniki. Po prostu przepyszne.
Wielkanoc to także lany poniedziałek. Dzieje się tego dnia w klasztorze, oj dzieje.
- Jak jest fajna pogodna to lejemy się wodą na całego - wyjawia siostra Teresa. - Czasem nawet wiadrami. I żadnej z sióstr, nawet starszym, na sucho nie ujdzie. Korytarzami i w refektarzu płynie woda. A co, jak lany poniedziałek, to lany poniedziałek. Pewnie, że można kropidłem, ale po co. Tradycję zachować trzeba.
Tradycja, nawet w klasztorze, a może zwłaszcza, to rzecz święta.
- A pewnie - zagaduje radośnie siostra Weronika. - Wie pan, że w Trzech Króli to mamy nawet tańce. Dziwi się pan? Tradycja naszego klasztoru nakazuje wybierać tego dnia trzy królowe. I wybieramy. Królowe dostają koronę. Mogą sobie w nagrodę wybrać intencję mszalną. Są też i tańce. No, siostry z siostrami tańczą. Wesoło jest także w imieniny matki przełożonej, czyli moje. Świętuję zaś dzień imienia zakonnego, nie cywilnego. A w dzień młodzianków, czyli nowicjatu mamy przedstawienie. Oj, rozgadałam się.
I niech ktoś teraz powie, że w klasztorze, nawet klauzurowym, jest smutno? Bzdura, prawda! Tyle tylko, że tam wszystko ma swój czas i miejsce. Jest tak jak z ... pomidorami.
- Czekamy na pomidory nie tylko my, ale wielu mieszkańców Wielunia - wyjawia przeorysza.- Mamy najlepsze w okolicy. Rosną zaś w naszych szklarniach. Proszę spytać wielunian, czasem są kolejki po nasze pomidory, a furta się nie zamyka.
Siedmiu ojców i brat
W Wieluniu jest także klasztor franciszkanów. Jest tam zaledwie siedmiu ojców i jeden brat. Gwardianem jest tam ojciec Arkadiusz Kąkol, zaś seniorem zakonnikiem ojciec January, który miał niedawno, co podkreśla z nieskrywaną dumą, złoty jubileusz.
- W zakonie jestem od 1952 roku - mówi ojciec January. - W Wieluniu od 1983 i pewnie zostanę już tutaj do końca. Przełożeni mówią, że jestem za stary żeby mnie przenosić. Ale pan o świętach chce słyszeć, a nie o moim zyciu zakonnym, prawda? Niech więc będzie o Wielkanocy. Dla nas to czas wytężonej pracy. W Wielkim Tygodniu mamy dużo spowiedzi. Mimo, że nie jesteśmy klasztorem parafialnym, to ludzie wiedzą, że gdzie jak gdzie, ale u franciszkanów zawsze wyspowiadać się można. Proszę zobaczyć, przy drzwiach do klauzury jest dzwonek do spowiednika. Wystarczy zadzwonić i jeden z ojców, pełniący akurat dużur przyjdzie do konfesjonału. A już w Triduum Paschalne pracy moc, bo to też i czas, kiedy odnawiamy przyrzeczenia kapłańskie. W święta musimy za to dbać, żeby obsłużyć w klasztorze wszystkich wiernych, żeby nikt kto po duchową strawę przyjdzie, nie odszedł z niczym.
U franciszkanów nie jest tak jak u bernardynek, jeśli chodzi o sprawy podniebienia.
- Na stole świątecznym nic szczególnego nie ma - wyjawia ojciec January. - Ot, to co w polskich domach, jak choćby u pana, jako, szynka, biała kiełbasa, jakaś babka. O to już dba nasza kucharka, pani Wiesia. - Jestem w bodajże dziesiątym klasztorze i mogę powiedzieć, że u franciszkanów Wielkanoc idzie siłą tradycji. Lany poniedziałek? Nie, nie u nas nic takiego nie ma, nie polewamy się wodą.
Święta to umęczenie
Ojciec Sławomir Zaporowski jest, od lipca minionego roku, gwardianem klasztoru ojców bernardynów w Warcie (powiat sieradzki). W zakonie od 30 lat. O świętach za murami klasztornymi może więc dużo powiedzieć. - Święta, nie tylko Wielkanoc, ale także Boże Narodzenie, to dla nas umęczenie. Serio. Jest tak dużo pracy w okresie przedświątecznym, że kiedy święta przyjdą, to się ich nie czuje. Nie, nie przesadzam, tak jest. Bo przecież w okresie Wielkiego Postu mamy rekolekcje, które prowadzimy w innych parafiach. To ciężka, niezwykle ciężka praca. Do rekolekcji trzeba się przygotować, nie można ich, ot tak sobie, zaliczyć. Kapłan, zakonnik, musisz spalać się dla ludzi niczym świeca. Może nie do końca potrafię owe sakrum wytłumaczyć, ale chodzi mi o to, że musi wiernym podać, jak na tacy, w sposób w miarę doskonały, nauki nie tylko rekolekcyjne, ale także podczas codziennych spotkań z prafianami i tymi, co klasztor odwiedzają. Musi być także gotów, o każdej porze doby, że zapuka ktoś do klasztornej furty, bo chce się wyspowiadać. Odkąd wielu naszych rodaków jest na emigracji, mamy dużo takich niespodziewanych spowiedzi, powiedziałbym za pięć dwunasta, na przykład w Wielką Sobotę. Oni wracają do rodzinnych domów tuż przed świętami i doskonale wiedzą, że u bernardynów, zawsze moga liczyć na spowiedź. A przecież jeszcze trzeba znaleźć czas, żeby, choć jako tako, ogarnąć celę.
Co z potrawami świątecznymi? - Mimo, że to pierwsza dla mnie Wielkanoc w Warcie, jestem pewien, że niezawodna pani Zosia, nasza kucharka, zadba, żeby na stole był żurek, jajka, kiełbasa, ciasta. Wszystko będzie smaczne, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Czytamy też list z życzeniami od prowincjała.
W Warcie za to leją się wodą, na całego, w świątyni. - Podczas nabożeństwa bierzemy kropidło i wychodzimy między ławki - opowiada ojciec Cecylian Szczepanik. - My ich kropidłem, a oni nas wodą. Leją także nas jak zbieramy ofiarę. Po takiej mszy to cały habit mam mokry.
Kogutek od sióstr z Monic
- U nas za to jest lanie wodą od samego rana - mówi z uśmiechem siostra Alina Kulik, przełożona klasztoru sióstr urszulanek z Sieradza. - Wpadają do nas z kogutkiem siostry z Monic. To dzielnica Sieradza, a one prowadzą tam przedszkole. Lejemy się wodą na całego.
Święta wielkanocne zaczynają się u urszulanek w Wielki Czwartek. Triduum Paschalne zakonnice strają się przeżyć w wielkim skupieniu, wyciszeniu, na modlitwie.Zachowują także ścisły post. - Wielkanoc to jednak trochę inne święta niż Boże Narodzenie - zauważa siostra Alina. -Te drugie są bardziej rodzinne.
Święta bez obficie zastawionego stołu? Nie, to niemożliwe. W klasztornej, nowocześnie urządzonej kuchni sióstr urszulanek, gdzie jedynie dzięki uprzejmości siostry Aliny, udało nam się wejść, twardą ręką rządzi siostra Barbara. Sama nie dałaby jednak rady aby nakarmić 28 sióstr, gości klasztoru i potrzebujących, którzy zakołaczą do furty. Pomagają jej kucharki Emilia Świniarska oraz Agnieszka Krzysztofiak. Na ponad tydzień przed świętami ruszyły przygotowania. Na pierwszy ogień poszły baby, babki i ciasta różnorakie. Czasem któraś z zakonnic podrzuci jakis przepis, bo siostry są z całej Polski, ale i tak ostateczne słowo do siostry Barbary należy. Śniadanie wielkanocne? W tym roku kucharki będą musiały przygotować więcej posiłków. To dlatego, że na śniadaniu będą także siostry z Monic. - Zawsze może się też zdarzyć, że będziemy miały gości - zauważa siostra Alina. - Mogą przyjechać przecież bliscy którejś z sióstr.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto