Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

VIP-a portret w celi

Wiesław Pierzchała
Słynna cela VIP-ów na drugim piętrze pawilonu A
Słynna cela VIP-ów na drugim piętrze pawilonu A
Wcześniej błyszczeli na politycznych i biznesowych salonach, potem słyszeli codziennie zgrzyt klucza w zamku od drzwi swojej celi. Przez Areszt Śledczy w Łodzi przy ul.

Wcześniej błyszczeli na politycznych i biznesowych salonach, potem słyszeli codziennie zgrzyt klucza w zamku od drzwi swojej celi. Przez Areszt Śledczy w Łodzi przy ul. Smutnej przewinęli się tak znani politycy i biznesmeni, jak: Andrzej Pęczak, Marek Dochnal, Andrzej Jaroszewicz, Mieczysław Wachowski, Waldemar Matusewicz.

Tak dużo w tak małej
Cela nr 51. Słynna cela VIP-ów na drugim piętrze pawilonu A. Dla niepalących. To w niej osadzony był Andrzej Pęczak, a potem Mieczysław Wachowski. Wąsko i ciasno. Pięć prycz sprawia, że ich użytkownicy muszą niemal chodzić po ścianach. W oknie gruba krata i cienka siatka. Między kratą a szybami więźniowie urządzili sobie lodówkę - leżą tu jajka, wędliny, owoce, margaryny...

Luksusów brak. Jedynym ich znakiem jest mały telewizor na ściennej półce, który trafił tu za specjalną zgodą naczelnika. O komputerach, magnetowidach i telefonach komórkowych można zapomnieć. Są za to karty do gry. Stolik, parę krzeseł, szafka na ścianie. Kącik sanitarny przy drzwiach. Na suficie długie lampy jarzeniowe.

To wszystko. Jak na 12 metrów kwadratowych, to i tak bardzo dużo. Dzień liczy się tu od pobudki o godz. 6 do ciszy nocnej o godz. 22, po której jednak w celach można oglądać telewizję. Osadzeni muszą odliczyć się na dwóch apelach - o godz. 6.30 i 18.30.

Żurek i salceson
Spośród VIP-ów Andrzej Pęczak przebywał tu najdłużej: od 20 listopada 2004 do 5 stycznia 2007 roku. Chętnie dyskutował z towarzyszami niedoli: prokuratorem z Bełchatowa, byłym szefem Izby Celnej w Łodzi i biznesmenem ze Szwajcarii o polskim rodowodzie.

Pobyt przy ul. Smutnej wyraźnie mu nie służył. Co rusz pisał skargi na złe traktowanie i kiepską obsługę medyczną. Robił wszystko, aby opuścić to miejsce.

Przede wszystkim narzekał na fatalne - jego zdaniem - wyżywienie. Trudno mu było się przyzwyczaić, że podstawowa stawka żywieniowa za kratami wynosi zaledwie 4,5 zł na dzień, zaś w przypadku Pęczaka, który otrzymywał posiłki lekkostrawne - 5,3 zł.

Były poseł SLD jadał to, co inni, czyli zupy mleczne na śniadanie, żurek, ziemniaki, surówkę i łazanki na obiad oraz kawałek kiełbasy, kaszanki czy salcesonu na kolację. Ciasta i inne tego typu frykasy były tylko od święta. Nie było mowy, aby zjeść obiad zamówiony w barze na mieście.

- Jeśli pan Pęczak liczył na inne traktowanie, to tkwił w wielkim błędzie - mówi Krystian Sobczak, rzecznik aresztu. - Służba więzienna traktowała go tak jak innych, więc nie sądzę, aby poczuł się w areszcie VIP-em.

To fakt. O przywilejach mógł zapomnieć. Tak jak inni aresztanci i więźniowie, raz na tydzień maszerował do łaźni, a trzy razy w miesiącu do kantyny na zakupy. Mógł wtedy kupić owoce, artykuły żywnościowe i papierosy, których zresztą sam nie palił.

Przedstawiciele aresztu dementują pogłoski, że Pęczak w kantynie za grube tysiące złotych kupował artykuły spożywcze, aby opłacać się nimi współwięźniom i mieć święty spokój.

Pęczak mógł też wypożyczać książki w bibliotece, codziennie wychodzić na spacerniak lub do świetlicy, w której jest telewizor i stół do ping-ponga. Ponoć rzadko korzystał z tej drugiej możliwości. Raz na kwartał mógł dostać paczkę żywnościową o wadze do 5 kg. Miał też zgodę prokuratury na widywanie się z rodziną. Przychodziła głównie siostra, jako że żona Dagmara wniosła w tym czasie do sądu sprawę rozwodową.

Telewizja kłamie?
Były baron SLD utrzymuje, że informacje o jego pobycie przy ul. Smutnej, jakie za pośrednictwem telewizji docierały do widzów w całym kraju, były tendencyjne.

- Kąpałem się w okropnej łaźni z połamanymi prysznicami i tynkiem sypiącym się ze ścian na głowę, tymczasem w telewizji pokazali elegancką łaźnię, w której ponoć zażywałem kąpieli - narzeka Andrzej Pęczak. - Podobnie było z celą. Moja była ciasna, 5-osobowa, tymczasem w telewizji pokazali przestronną celę 2-osobową, zaś rzecznik aresztu tłumaczył widzom, że właśnie w takiej jestem osadzony.

- To nieprawda - ripostuje Krystian Sobczak. - Wprawdzie różne ekipy telewizyjne przyjeżdżały do aresztu i filmowały celę 2-osobową oraz łaźnię po remoncie, ale nigdy nie mówiłem do kamery, że jest to cela, w której przebywa Andrzej Pęczak lub łaźnia, w której się zwykle kąpie.

Dżentelmen bez herbaty
Aresztantem zupełnie niepodobnym do Pęczaka był słynny lobbysta Marek Dochnal. W areszcie przy ul. Smutnej przebywał od września do listopada 2004 roku. Był spokojny, nie skarżył się ani na warunki panujące w areszcie, ani na jego kierownictwo.

Za murami zapamiętano go jako grzecznego i opanowanego dżentelmena, który nie obnosił się ze swoim bogactwem. Ponoć w kontaktach ze współwięźniami nigdy nie dawał odczuć, że jest kimś ważnym.

To właśnie w tym nietypowym miejscu poznał go Waldemar Matusewicz, były prezydent Piotrkowa Trybunalskiego i były marszałek województwa łódzkiego, który przy ul. Smutnej "gościł" od maja 2004 do marca 2005 roku.

- Marka Dochnala ujrzałem w sali spotkań aresztantów z adwokatami - wspomina Waldemar Matusewicz. - Siedzieliśmy przy sąsiednich stolikach. Byli z nami nasi obrońcy, którzy dobrze się znali i zapoznali nas ze sobą. Było to dwa lub trzy dni po osadzeniu pana Dochnala w areszcie. Dobrze się trzymał, nie wyglądał na załamanego. Rozmawialiśmy o polityce. Pamiętam też, że narzekał, iż jego konto depozytowe w areszcie nie zostało jeszcze uruchomione i miał problemy z nabyciem herbaty i wody mineralnej.

Matusewicz został niedawno skazany na 3,5 lata więzienia za korupcję. Wyrok jest prawomocny, ale były prezydent do więzienia nie trafił, gdyż wystąpił o odroczenie wykonania kary. Ponadto w Sądzie Okręgowym w Łodzi toczy się jego proces, w którym został oskarżony o narażenie Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Łodzi na straty w wysokości 42 mln zł. Dlatego może trafić nie do zakładu karnego w Piotrkowie, gdzie mieszka, lecz wrócić do aresztu w Łodzi, gdzie toczy się proces.

Przepraszam, ale tu nie biją
Jak zapamiętał swój pierwszy pobyt przy ul. Smutnej?

- Czułem się tak bardzo pomówiony i skrzywdzony, że nie zwracałem uwagi na warunki w celi, które były dość przyzwoite - twierdzi były marszałek. - Zaskoczyła mnie przychylna postawa innych aresztantów, których spotykałem w łaźni, na spacerze, na korytarzu. Wśród nich byli groźni przestępcy. Byłem rozpoznawalny, a mimo to nigdy nie spotkałem się z ich strony z agresją czy niechęcią.

Matusewicz przebywał w celi na czwartym piętrze. Zwykle było w niej od dwóch do czterech aresztantów ze sfer biznesu i administracji, ale - jak zaznacza były prezydent - żadne tam VIP-y.

Czerwony książę i minister
Co innego Andrzej Jaroszewicz, były kierowca rajdowy zwany Czerwonym księciem, jako że był synem Piotra Jaroszewicza, premiera w czasach PRL. Przy ul. Smutnej przebywał od sierpnia do listopada 2005 roku. Trafił tam po słynnej akcji detektywa Krzysztofa Rutkowskiego (dziś on także przebywa w areszcie, ale w Bytomiu) przed restauracją Esplanada w Łodzi. Prokuratura zarzuciła Jaroszewiczowi, że usiłował wymusić łapówkę w wysokości 150 tys. euro od łódzkiego biznesmena Marka G. Proces toczy się przed łódzkim Sądem Rejonowym.

Od stycznia do lutego tego roku przy ul. Smutnej był też osadzony Mieczysław Wachowski, były minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. W rozmowie z nami Wachowski potwierdził, że w areszcie spał na pryczy zajmowanej wcześniej przez Andrzeja Pęczaka, po którym odziedziczył nawet kubek.

Jakby go nie było
Obecnie najgłośniejszym pensjonariuszem łódzkiego aresztu jest Jacek Popecki, były asystent posła Stanisława Łyżwińskiego, radny Sejmiku Wojewódzkiego w Łodzi. Prokuratura zarzuca mu nakłanianie Anety Krawczyk, głównego świadka w tzw. seksaferze, do przerwania ciąży i narażanie jej życia. Popecki nie przyznaje się do winy, zaś sąd odrzucił wniosek obrońcy o wypuszczeniu go za kaucją 5 tys. zł.

Przedstawiciele aresztu twierdzą, iż Jacek Popecki nie wyróżnia się wśród współwięźniów, nie skarży się na strażników i naczelnika, że jest tak spokojny, jakby... w ogóle go nie było.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto