Niesamowity epilog do niesamowitej wojennej opowieści postanowili dopisać sieradzcy miłośnicy historii. Na polu w Kozach pod Dąbrową Wielką szukali szczątek rozbitego tu w pierwszych dniach hitlerowskiej napaści na Polskę samolotu, losy którego oficjalna lotnicza literatura całkowicie pomieszała. Dość powiedzieć, że poległym tu lotnikom przypisano zupełnie inne miejsce pochówku w odległym Radomsku. Sieradzcy społecznicy na wykopaliskach poprzestać nie chcą i już myślą o jak najbardziej godnym upamiętnieniu epizodu i jego bohaterów.
Jeden z inicjatorów Jan Krzysztof Szczęsny z Dąbrowy Wielkiej przywołuje... kłótnię z sieradzkim regionalistą Janem Pietrzakiem z 1989 roku, która wywiązała się, gdy rozmawiali o powietrznych walkach toczonych nad Sieradzczyzną. Nie mogli pogodzić się, co do rodzaju zestrzelonego tu samolotu, którym okazał się ostatecznie lekki bombowiec Karaś.
– Przypomniała mi się wtedy opowieść mojego ojca. W 1939 roku miał 7 lat. Opowiadał o żołnierzu, który w uniformie polskiego pilota szedł przez wieś. Mówił, że został zestrzelony przez Niemców. Chodziło na pewno o bombowiec i Janek chciał mnie prawie zlinczować, że nie ma o tym mowy! – dopowiada z uśmiechem mieszkaniec Dąbrowy Wielkiej – Ale to dało asumpt do dalszych poszukiwań.
Historia okazała się niesamowita. Jan Pietrzak ustalił z wielką dokładnością jaki był faktycznie przebieg zdarzeń docierając nawet do szczegółowej relacji znajdującej się w źródłach niemieckich! Karaś wykonywał 3 września 1939 roku wraz z częścią swojej eskadry bojowe zadanie, które polegało na zbombardowaniu wojsk nieprzyjaciela w okolicach Radomska. Zadanie wykonano, gdy do akcji wkroczyły niemieckie Messerschmity. Najprawdopodobniej samolot, który został potem spadł pod Dąbrową, chcąc zmylić przeciwnika zaczął uciekać w kierunku Wieluń-Sieradz. Karaś został jednak zestrzelony. Z trzyosobowej załogi przeżył się tylko pilot Stanisław Obiorek, który ratował się skokiem ze spadochronem. Dowódca załogi Tadeusz Król i strzelec Ignacy Mularczyk ponieśli śmierć w szczątkach maszyny. Polegli żołnierze zostali pochowani na miejscu tragedii. Pozostałości wraku znajdowały się tu do późnej jesieni 1939 roku. Natomiast ciała lotników po wojnie w 1948 roku zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz żołnierzy radzieckich i polskich w Sieradzu, gdzie – jak przypomina Jan Pietrzak – do dziś spoczywają jako bezimienni.
Wykopaliska, przeprowadzone społecznie przez ekipę Macieja Milaka zaprawioną w podobnych pracach na rzecz polsko-niemieckiej Fundacji Pamięć, nie były pierwszymi w tym miejscu. Mimo tego poszukiwania zakończyły się niespodziewanym efektem. Z ziemi wydobyto aż 25 kilogramów pozostałości po Karasiu! – W tym dużo zużytych łusek, które świadczą, że załoga się broniła i najbardziej dla nas cenną tabliczkę znamionową od zbiornika oleju z datą 15 czerwca 1936 roku, co pozwoli zidentyfikować dokładnie numer samolotu – cieszy się Jan Pietrzak.
Na tym inicjatorzy poprzestać nie chcą, bo zapowiadają powstanie społecznego komitetu, który będzie miał na celu właściwe upamiętnienie miejsca tragedii. – Chodzi nie tylko o stwierdzenie oczywistej prawdy, ale i wyprostowanie historii – uzasadnia Andrzej Ruszkowski, badacz historii Sieradza i okolic.
Pomysłodawcy nie kryją, że zadanie traktują jak prawdziwą misję. – To szkiełko było najbliżej nich – z prawdziwym wzruszeniem spogląda w niebo przez znaleziony kawałek pleksy pochodzący z kabiny pilotów pochodzący z Dąbrowy Robert Kielek, który również włączył się w akcję. – To niesamowite uczucie mieć w ręku kawałek tej historii.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?