Starcie o posadę w sieradzkiej komunalce. Sprawa ma już długą historię, bo – jak relacjonuje Grzegorz Cyll – ta wzięła początek w ostatni dzień lutego 2013 roku. Zarzewiem konfliktu, który skończył się jego zwolnieniem, miał być remont w jednej z komunalnych kamienic przy ul. Zamkowej, dla której jako mistrz brygady remontowej wykonywał ekspertyzę i oszacował koszt zaplanowanych robót. Kwota opiewała na ponad 9 tys. zł i przy tej wysokości wykonanie prac zostało zlecone firmie zewnętrznej, co miało się nie spodobać Mirosławowi Owczarkowi, pracownikowi tej samej brygady i też w randze mistrza, a przy tym związkowcowi „Solidarności“ i miejskiemu radnemu opozycyjnych Solidarnych dla Sieradza. Bo w jego opinii roboty powinna wykonać ekipa PK.
- Wtedy ostro zażądał wyrzucenia mnie z pracy i szybko znalazł się pretekst. Minęły dwie godziny i dostałem wypowiedzenie. A przy tej kwocie nie mogłem postąpić inaczej. Urząd miasta ustalił, że brygada komunalki może wykonywać remonty do 2 tysięcy złotych, a powyżej tej kwoty trzeba ogłosić zbieranie ofert - przekonuje.
Powodem zwolnienia – jak dalej relacjonuje sieradzanin – była jednak inna sprawa. Pretekstem stałą się sprawa wcześniejszej awarii w siedzibie sieradzkiej pomocy społecznej. – Był telefon, że sufit spadł – pokazuje na dowód kartkę z taką informacją, którą dostał od osoby, która odebrała zgłoszenie. – Poproszono mnie o sprawdzenie, byłem na miejscu i faktycznie spadły kasetony, a na suficie były plamy wody. Ale potem wyszło, że niby woda ciurkiem się lała i prawdziwy wodospad z góry leciał. No i zarzucono mi, że nie wezwałem ekipy hydraulików do rzekomo zapchanego pionu kanalizacyjnego. To co, ślepy byłem? Czemu oficjalnego zgłoszenia potem nie było? A nawet jeśli popełniłbym błąd, to w takiej sytuacji wystarczyłaby nagana, a nie zwolnienie i to po miesiącu. Dla mnie to był szok. Tym bardziej nie mogę zrozumieć tego, że związkowiec robi coś takiego związkowcowi – podkreśla z wyrzutem Grzegorz Cyll wytykając, że i „Solidarność“ nie odniosła się do jego sprawy mimo wysyłanych pism.
Starcie o posadę w sieradzkiej komunalce miało już swoją odsłonę w sądzie pracy, gdzie postanowił walczyć sieradzanin. W pierwszej instancji – jak podaje – wygrał. To batalii jednak nie koniec, bo od decyzji przywracającej go do pracy PK się odwołało. – Mówią, że się mszczę. A to jest walka o moje dobre imię, bo zostałem pomówiony po 20 latach pracy w firmie.
Starcie o posadę w sieradzkiej komunalce. Druga strona nie komentuje
Druga strona sprawy nie komentuje. Mirosław Owczarek obrazowo przekonuje, że nie będzie się odnosił do bzdur. Prezes PK w Sieradzu Paweł Kurzawski nie chce się natomiast odnosić do zarzutów sieradzanina z racji tego, że sprawa jeszcze jest w toku.
Starcie o posadę w sieradzkiej komunalce. Sprawa pośrednio trafiła i na sesję
Sprawa miała wcześniej oficjalną odsłonę w Radzie Miejskiej w Sieradzu, do której Grzegorz Cyll również się zwrócił wytykając szereg nieprawidłowości w PK. Komisja rewizyjna rady postanowiła skargę rozpatrzyć, co stało się zarzewiem konfliktu wśród samorządowców.
Przypomnijmy, ze względu na rozległą listę nieprawidłowości skarga została podzielona na dwie sprawy. Pierwsza obejmowała zarzuty związane z brakiem kontroli nad wydatkami w spółce. Ze względu na ich charakter adresatem skargi stał się prezydent miasta. Tu komisja rewizyjna litanię zażaleń w całości uznała za bezzasadną i taką ocenę większość rady potem przyjęła. Emocje na poważnie podgrzała druga ze skarg, której adresatem stał się prezes PK w Sieradzu w pierwszym rzędzie, ale z Mirosławem Owczarkiem z opozycyjnych Solidarnych dla Sieradza w tle, któremu wytknięto, że pełni samorządowe dyżury w godzinach pracy w komunalce. To okazał się jedyny zarzut, który komisja rewizyjna rady uznała za zasadny. Cześć pozostałych bowiem odrzuciła, a przy kolejnych stwierdziła, że nie podlegają rozpatrzeniu przez Radę Miejską w Sieradzu i skarżący powinien o nich zawiadomić prokuraturę czy policję.
Mirosław Owczarek swój sprzeciw wyraził na gorąco oświadczeniem, w którym nie krył żalu wskazując na personalny podtekst – a mianowicie zemstę skarżącego, który obwiniał właśnie jego za utratę pracy. Jak już na spokojniej tłumaczył „Dziennikowi Łódzkiemu”, tego rodzaju skarga nie powinna w ogóle być rozpatrywana przez radę. – Przedsiębiorstwo Komunalne jest spółką prawa handlowego i od takich spraw jest prezes czy rada nadzorcza firmy. To by były prawdziwe cyrki, gdyby rada decydowała o takich zażaleniach – argumentował obrazowo.
Wytknięcie pory dyżurów w jego opinii było co najmniej żałosne. Bo taka a nie inna nie wynika nie z próby wymigania się od pracy, a skuteczności działania radnego. – Zapotrzebowanie na moje dyżury prowadzone w urzędzie jest ogromne. Problem w tym, że po godzinie 15 nie spotkam już ani jednego urzędnika, z którym mógłbym na gorąco załatwić sprawę, z którą zgłasza się do mnie mieszkaniec. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, nie rozumie na czym polega charakter pracy radnego – tłumaczył.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?