Gdyby popatrzeć na kierunki migracji to ten na linii Polska-Afryka jest – delikatnie mówiąc - mało oczywisty. Jak sieradzanka trafiła na parę lat na tzw. Czarny Ląd? – Tu muszę oddać sprawiedliwość mężowi, bo to ja podążyłam za nim – odpowiada z uśmiechem Ewa Chylak-Wińska. - Od zawsze jeździliśmy po świecie i była to kwestia czasu, kiedy opuścimy Polskę, by spróbować życia poza jej granicami. Ale to on wymyślił sobie, że będzie tworzył hotele oraz miejsca pracy na Zanzibarze i tak się stało.Powstały Sunshine Hotel i Sunshine Marine Lodge. Dla mnie nie było to tak oczywiste, bo ja najbardziej upodobałam sobie Indie i to Azja była tym kontynentem, który do mnie w pierwszym rzędzie przemawiał. Do tego był łatwiejszym do poznania – jest co poczytać o tych stronach, można poczuć i u nas jego kulturę. Natomiast Afryka była wielką niewiadomą. Odkryliśmy ją razem dla siebie. Okazało się, że to miejsce dzikie i niedostępne, ale przepiękne. Dwa lata temu wróciłam do Polski, bo bardzo tęskniłam za krajem. Nieoczywista emigracja skończyła się dosyć oczywistym powrotem – kwituje sieradzanka, która o swojej życiowej wyprawie opowiadała sieradzanom podczas ostatniej edycji festiwalu Open Hair.
Ewa Chylak-Wińska urodziła się i wychowała w Sieradzu. Po studiach zamieszkała w Poznaniu, potem została jedną z pierwszych Polek, które zamieszkały na Zanzibarze. Po kilku latach z należącej do Tanzanii wyspy przeprowadziła się do Aruszy w północnej części tego kraju. Pobyt w dalekich stronach sprawił, że odezwała się w niej romantyczna dusza. - Tu, w Afryce, myślę o dawnych polskich emigrantach. Romantyzm wyssałam z mlekiem matki, romantycznymi lekturami karmił mnie też ojciec. Moja babcia miała w domu jedną jedyną książkę, której fragmenty cytowała z pamięci - nie była to „Biblia”, ale „Pan Tadeusz”. Czytanie Mickiewicza było dla mnie przeżyciem metafizycznym, zawsze, i to z wielu względów. Frapowała mnie jego tęsknota do ojczyzny, jego emigrancka, nie do ukojenia nostalgia – wszak ulubiona lektura mojej babci powstała z tej tęsknoty, miała zaspokoić głód wydartej z korzeni duszy. Na Zanzibarze, po pierwszym, euforycznym pół roku, zalała mnie fala samotności i tęsknoty za domem. Zaczęłam wpatrywać się w samoloty na niebie i marzyłam o tym, żeby wreszcie móc pojechać do Polski... – _wspomina swój pobyt.
Czy ten wrodzony romantyzm nie rodził obaw przed wyjazdem? _– Ta tęsknota za krajem i szukanie tam siebie przyszło dopiero później. I sama nie wiem dlaczego tak mocno się to objawiło. Może fakt, że jestem polonistką, więc czytanie i mówienie po polsku jest dla mnie ważne?
A sama Afryka też zaskoczyła? - Bardzo pozytywnie, przede wszystkim ze względu na ludzi. Okazali się pogodni, kochani i otwarci. Wszyscy się witają, zagadują do siebie, pomagają nawzajem, dzieci są dziećmi wszystkich.
Sieradzanka nie ukrywa też zaskoczenia swoim rodzinnym miastem. - Mieszka tu moja mama, więc parę razy w roku odwiedzam Sieradz i widzę jak totalna odmiana się tu dokonała nie tylko w wyglądzie, ale i w samych ludziach. Po ukończeniu „dziesiątki” przyszło mi z Jagiellończyka „eksmitować” się do liceum Żeromskiego, bo moje hipisowskie ubiory okazały się solą w oku. Byłam też jedną z pierwszych wegetarianek. 20 lat temu wszyscy pukali się w głowę, teraz w menu w knajpie na Rynku bez problemu znaleźć można sałatkę z tofu, co oznacza, że wiele się zmieniło pod tym względem – _uśmiecha się Ewa Chylak-Wińska.
Sieradzanka obecnie mieszka w Poznaniu. Czy teraz tęsknota nie objawiła się, ale w drugą stronę i marzy jej się powrót do Afryki? - Po dwóch latach pobytu w kraju zaczęłam już o tym myśleć. Może jak mój syn pójdzie na studia, uda mi się tam powrócić..._
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?