Sieradz: Prezydent zwalnia dyscyplinarnie

Jacek Walczak, prezydent Sieradza po raz pierwszy odkąd został gospodarzem miasta, zwolnił dyscyplinarnie urzędnika z magistratu. Sprawa swój finał znajdzie na sali rozpraw, bo zwolniona pracownica poszła do sądu.
- Od dawna nie byłem zadowolony z jej pracy. Ale nie mogłem nic zrobić, bo uniemożliwiały to przepisy dotyczący ochrony pracowników mianowanych - wskazuje Walczak. - Dopiero zmiana przepisów, która nastąpiła od stycznia bieżącego roku umożliwiła mi podjęcie odpowiednich kroków.
Jak tłumaczy prezydent urzędniczka nie wykonała zadania jakie postawił jej kilka lat temu. Dodatkowo od pewnego czasu negowała polecenia wiceprezydenta, któremu bezpośrednio podlegała. Nie godziła się też na zmianę stanowiska. Jacek Walczak podkreśla, że nie wykonała ponadto dwóch ustnych poleceń służbowych. Sygnowała bez jego zgody dokumenty, które miały trafić do miejskich radnych. A przez otrzymaniem dyscyplinarki żądała, aby każde polecenie przełożeni przedstawiali jej na piśmie. Taka sytuacja według prezydenta nie mogła mieć dalej miejsca.
- Było mi przykro, kiedy wręczyłem dyscyplinarne wypowiedzenie z pracy. Ale to ja odpowiadam za dobrą pracę urzędu i jestem przełożonym urzędników. Taka jest zależność - zaznacza prezydent Walczak.
Tymczasem zwolniona pracownica twierdzi, że prezydent od kilku tygodni wręcz ją szykanował stawiając zarzuty, które nie były zgodne z rzeczywistością. Dodatkowo pozbawił jej funkcji kierowniczej, a jakby tego było mało wręczył upomnienie i naganę. Od tych decyzji urzędniczka odwołała się do sądu. Do Temidy trafi także odwołanie związane z dyscypilnarnym zwolnieniem.