Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Sanatorium miłości 2". Waldemar z Zielonej Góry: Ten program to fajna przygoda, nowe doświadczenia, znajomości [ROZMOWA, ZDJĘCIA, FILM]

Redakcja
Dobrze się dogadywałem z moim współlokatorem Gerardem. Bardzo polubiliśmy się też z Wojtkiem - opowiada pan Waldemar.
Dobrze się dogadywałem z moim współlokatorem Gerardem. Bardzo polubiliśmy się też z Wojtkiem - opowiada pan Waldemar. Leszek Kalinowski
Waldemar Elbanowski z Zielonej Góry bierze udział w drugiej edycji programu „Sanatorium miłości 2”. Jak się w nim znalazł? Przyjaciel wysłał za niego zgłoszenie. Bo kto jak kto, ale Waldek wiele przeżył i może wnieść coś ciekawego do programu. Tak też się dzieje! Porozmawialiśmy z uczestnikiem "Sanatorium Miłości 2". Co mu się podoba? Co nam zdradził? Przeczytajcie!

Waldemar Elbanowski, uczestnik "Sanatorium Miłości 2" w Zielonej Górze się urodził i choć kilkakrotnie się z niej wyprowadzał, to zawsze wracał do Winnego Grodu. Bo jak mówi, tu jest jego miejsce na ziemi. Tu są bliscy mu ludzie.

No i tak sobie gadamy z Wojtkiem o seksie, śmiejemy się, aż tu podchodzi do nas dźwiękowiec i mówi: No, no, nie sądziłem, że w tym wieku można takim językiem opowiadać o seksie.

Ślub i wyprowadzka od rodziców, czyli Waldemat z "Sanatorium Miłości 2" opowiada o dzieciństwie

- Jak się urodziłem, mój brat miał trzy lata. Zabrała mnie ciocia i babcia, bo mój ojciec miał problem z uznaniem mnie jako syna - wspomina pan Waldek. - Wyjechaliśmy do Olecka. Babcia wychowywała jeszcze jednego chłopca - sierotę. Z czasem wróciliśmy do Zielonej Góry. A potem babcia wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Na stałe. Chciała nas tam ściągnąć. Ciocia wyjechała, ja niestety nie dostałem paszportu. Nie byłem jej synem. Ciocia jednak wróciła z USA. Dla mnie. Bardzo o mnie dbała. Płaciła za lekcje języka angielskiego. Jednak nie miała dużego mieszkania. Dlatego musiałem wrócić do rodziców. Chciałem być aktorem. Ale matka wybrała dla mnie inną szkołę: technikum elektryczne. Nie bardzo mnie ono interesowało. Skończyłem je jednak. Potem szybko wziąłem ślub i wyprowadziłem się od rodziców…

Waldemar Elbanowski nie chce wracać do przeszłości. Do epizodu w domu dziecka i czekania, aż ciocia go zabierze. Do innych przykrych sytuacji. Nie ma co rozdzierać szat. Trzeba iść do przodu. Myśleć nie o tym, co było, ale co będzie.

Waldemar z "Sanatorium Miłości": Dziadka chcieli rozstrzelać, ale uratowała go muzyka

Jednak o babci i dziadku może opowiadać godzinami. W domu na czołowym miejscu wisi ich portret.
- Babcia popełniła mezalians. Bo dziadek był sierotą z Odessy, wychowany jako muzyk w armii carskiej. Służył m.in. w Dubnej - Kresowej Jednostce Artylerii Konnej - opowiada zielonogórzanin. - Poznali się gdzieś w stronach babci. I w czasie wojny dostał się do niewoli niemieckiej, stamtąd uciekł do Rosji. Tam go potraktowali jak szpiega, chcieli go rozstrzelać w Katyniu czy Miednoje. Na szczęście ktoś tam wpadł na pomysł, by stworzyć orkiestrę na Syberii. I ta muzyka go uratowała. W ten sposób uszedł śmierci i dziadek, i wujek. Z tym że wujek wrócił z Andersem, walczył pod Arnhem. A dziadek szedł inną historyczną drogą. Takie to były losy Polaków.

Wtedy przyszedł do niej pewien Niemiec i powiedział: Uciekaj natychmiast! W twoim mieszkaniu jest już gestapo! Babcia w Stanach Zjednoczonych też nie została. Wróciła do Zielonej Góry.

Pan Waldemar podkreśla jeszcze, że dziadek, zanim się z babcią ożenił, dwa lata pływał transatlantykiem zatrudniony jako muzyk, by móc zarobić na wspólne życie. A babcia?
W czasie wojny ukrywała córkę przyjaciółki, która była Żydówką.
- Do pewnego czasu się to udawało. Babcia pracowała w kasynie w kuchni. Ale któregoś dnia Polak doniósł na nią - opowiada W. Elbanowski.
- Wtedy przyszedł do niej pewien Niemiec i powiedział: Uciekaj natychmiast! W twoim mieszkaniu jest już gestapo!
Babcia w Stanach Zjednoczonych też nie została. Wróciła do Zielonej Góry. Dziadek założył tu Orkiestrę Zastalowską. Nazywał się Michał Kobak. Prezydent obiecał, że nazwie jego imieniem jakąś ulicę czy rondo.

Losy pana Waldemara też nadają się na scenariusz filmu. Po szkole został zatrudniony w nowych zakładach mięsnych w Przylepie, które uruchamiali Szwedzi. Wyjechał na trzy miesiące za morze uczyć się nowych technologii.
Starszy konserwator elektronicznych maszyn cyfrowych - tak brzmiała nazwa stanowiska jego pracy.
- Miałem kolegę, który był zazdrosny, że dobrze mi się wiedzie. Poprosiłem go o zastępstwo, a sam z kolegami w sobotę pojechałem na żużel do Wrocławia - opowiada zielonogórzanin. - On nie zrobiła za mnie tego, co obiecał. No i musiałem się pożegnać z pracą, mieszkaniem…

Mieszkałem w Białymstoku, Szczecinie budowałem statki, ale też w Belgii, Irlandii. Różne rzeczy się robiło.

Waldemar z "Sanatorium Miłości" i jego miłość do muzyki oraz piłki nożnej

Miał w młodości dwie miłości: do muzyki i piłki nożnej. Zdał nawet egzamin do szkoły muzycznej. Ale futbol wygrał. Grał na tyle dobrze, że dostał się do klubu we Włoszech. Wszyscy wróżyli mu wielką karierę sportową. On? W pewnym momencie rzucił wszystko i wrócił do Polski. Dlaczego? Z miłości do kobiety. Zawsze tak w jego życiu było, że przez kobiety wyjeżdżał z Zielonej Góry i dla kobiet wracał. Miłość nade wszystko...
- Mieszkałem w Białymstoku, Szczecinie budowałem statki (a teraz buduje ich modele przyp.red.), ale też w Belgii, Irlandii. Różne rzeczy się robiło. Pierwszy w Zielonej Górze sprzedawałem zagraniczne samochody - wspomina. A dziś? Spokojnie dorabiam sobie jako ochroniarz w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Norwida.

Waldemar z "Sanatorium Miłości" został laureatem konkursu Anny German

Być może przebywanie między książkami skłoniło go do pisania wierszy?
- Nie! To znów przez kobietę. Poznałem ją w sanatorium w Połczynie-Zdroju. I tak jakoś samo wyszło - mówi. Wyszło na tyle dobrze, że inna kobieta - poetka doceniła jego twórczość i wysłała jego utwory na konkurs poetycki im. Anny German. Został laureatem. Jego utwór znalazł się w pokonkursowym tomiku.

Waldek zgłoś się do programu. On jest dla ciebie! A ja nawet nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi. Bo nie oglądałem poprzedniej edycji.

Blisko trzy tysiące chętnych do "Sanatorium miłości 2"

Wierszy nazbierało się trochę. Jest więc plan, by je wydać. Ale wiadomo, to są koszty. Być może dzięki TVP się uda. Jej przedstawiciele chcą połączyć jego pasję z występem w „Sanatorium miłości 2”.
A jak trafił do tego programu?
- Mam przyjaciela Bogdana z Lipinek Łużyckich. On najpierw przyjaźnił się z moim bratem, ale po jego śmierci jakoś tak bliżej się skumplowaliśmy. Teraz się rzadziej odwiedzamy, bo Bogdan musiał mieć amputację - zauważa pan Waldemar. - Ale dzwonimy do siebie często. I to on któregoś razu powiedział: Waldek zgłoś się do programu. On jest dla ciebie! A ja nawet nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi. Bo nie oglądałem poprzedniej edycji. Jedynie jakiś fragment. Nie wiedziałem, że jest uczestnik z Zielonej Góry - Leszek.
Machnął ręką: - Coś ty Bogdan, ja się do tego nie nadaję. Daj spokój. Ale Bogdan spokoju nie dał i dalej wiercił dziurę w brzuchu. Poprosił tylko o dane i sam za kolegę wysłał zgłoszenie.

Okazało się, że było trzy tysiące chętnych! Program "Sanatorium Miłości" przyciągał seniorów jak magnes.
- W młodości marzyłem o aktorstwie, to może uda się choć w pewnym sensie zrealizować to marzenie - zastanowił się, odpowiadając na zaproszenie. - Kazali wypełnić ankietę i nagrać filmik z odpowiedziami na kilka pytań, m.in. co jest w życiu dla mnie ważne.

To jest naprawdę ciężka praca, by przygotować taki program. Zdjęcia od rana do wieczora. Najgorsze jest to ciągłe czekanie (...). Wozili nas takim vipowskim busem z napisem „Sanatorium miłości”. Wzbudzał zainteresowanie innych.

Cała rodzina trzymała kciuki. Ponzaliśmy telewizję z innej strony

Potem dostał zaproszenie na casting. Cała rodzina trzymała za niego kciuki. Czwórka dzieci. Wnuki i wnuczki. Także ta przyszywana, którą pan Waldemar traktuje na równi z innymi swoimi pociechami. Ich zdjęcia zajmują ważne miejsce na domowej komodzie. Pan Waldemar przedstawia więc po kolei całą swoją rodzinę.
- Już po castingu dowiedzieliśmy się, że trójka mężczyzn jest pewna. Wśród nich ja. To było miłe - zauważa zielonogórzanin. - Cały październik kręciliśmy zdjęcia. Była okazja, by poznać telewizję z innej strony. 70 osób nas obsługiwało. To jest naprawdę ciężka praca, by przygotować taki program. Zdjęcia od rana do wieczora. Najgorsze jest to ciągłe czekanie. Ale cały ten pobyt to bardzo fajna przygoda, nowe doświadczenia, znajomości…
Zaskoczony był ogromnym kompleksem sanatoryjnym. Pierwszy raz był w Ustroniu. Pięknie tam.
- Wozili nas takim vipowskim busem z napisem „Sanatorium miłości”. Wzbudzał zainteresowanie innych. Ale nie bardzo mieliśmy z nimi kontakt. Mieszkaliśmy na wydzielonym piętrze. Sami jedliśmy posiłki - opowiada. - Wiadomo, dziś nie tak łatwo kręcić. Ktoś wejdzie w kadr, potem będzie miał pretensje, że nie wyraził zgody na publikację swojego wizerunku itd. Jak raz kręciliśmy sceny w tzw. piekiełku, to od wszystkich trzeba było pobrać zgody. Innym razem miały być sceny w parku. Ale musieliśmy zrezygnować, bo ludzie się dowiedzieli i przyszli oglądać...

12 świetnych osób, 12 dróg do celu, 12 rodzących się przyjaźni, 12 - dużo - jednak nie tak wielu, i co? byliśmy, żyliśmy złączeni programem. Przyszłość to pokaże, było to prawdziwe czy zakłamane…

Dobrze się dogadywałem z Gerardem i Wojtkiem, polubiłem Wiesię

Cały dzień mieli mikrofony. Czasem zapominali o tym.
- No i tak sobie gadamy z Wojtkiem o seksie, śmiejemy się, aż tu podchodzi do nas dźwiękowiec i mówi: No, no, nie sądziłem, że w tym wieku można takim językiem opowiadać o seksie - śmieje się Waldemar.
Wszyscy uczestnicy programu od początku mówią sobie na ty. To skraca dystans.
- Dobrze się dogadywałem z moim współlokatorem, Gerardem. Bardzo polubiliśmy się też z Wojtkiem, choć na początku podchodził do mnie z dystansem. Bo traktowano mnie jak „karczycho”. Potem dziwili się, że piszę wiersze - opowiada.
- Polubiłem Wiesię, choć na początku mieliśmy spięcie. Ale lubię osoby, które są szczere i wszystko mówią w cztery oczy. No i prowadząca była niesamowita. Marta Manowska ma taką osobowość i jest tak sympatyczna, że człowiek się przed nią otwiera bardziej niż przed księdzem na spowiedzi. Nikomu w życiu tyle nie naopowiadałem…

Podczas rozmowy dzwoni do pana Waldemara inny uczestnik "Sanatorium Miłości 2". - Włodziu, oddzwonię do ciebie za godzinkę, bo akurat udzielam wywiadu - odpowiada zielonogórzanin. I już cieszy się, że w marcu czeka go kolejny wyjazd. Na cztery dni. Będą zdjęcia do specjalnego, świątecznego wydania…

Pan Waldemar napisał nawet coś takiego: „12 świetnych osób, 12 dróg do celu, 12 rodzących się przyjaźni, 12 - dużo - jednak nie tak wielu, i co? byliśmy, żyliśmy złączeni programem. Przyszłość to pokaże, było to prawdziwe czy zakłamane…”

Sanatorium miłości 2 - gdzie i kiedy oglądać?

„Sanatorium miłości” to program, który udowadnia, że emerytura to nowy i przede wszystkim aktywny rozdział życia. Sześć pań i sześciu panów wyruszyło w niezwykłą, pełną emocji i wrażeń podróż. Różnią się między sobą osobowościami i życiowymi doświadczeniami. Wszyscy są samotni i chcą to zmienić!.

Program prowadzi Marta Manowska. Można go obejrzeć w każdą niedzielę o 21.15 w TVP 1. Przypomnijmy, że w pierwsze edycji "Sanatorium miłości' również brali udział Lubuszanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto