Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pytania po tragedii w Sieradzu

Dariusz Piekarczyk, Paweł Gołąb
Pracownicy firmy pogrzebowej zabrali zwłoki
Pracownicy firmy pogrzebowej zabrali zwłoki fot. Dariusz Piekarczyk
Najpierw zastrzelił swoją żonę, a później sam wypalił sobie w głowę. Do tragedii doszło w poniedziałek rano w Sieradzu.

Wszyscy zastanawiają się, jak to możliwe, skoro Mieczysław J., 77-letni emerytowany milicjant, powinien od tygodnia siedzieć w więzieniu - właśnie za to, że znęcał się nad żoną i jej groził.

W poniedziałek około godz. 6 rano sąsiedzi zawiadomili policję o awanturze w bloku. Kiedy pojawili się policjanci, Mieczysław J. zaczął do nich strzelać. Później okazało się, broń posiadał nielegalnie. Funkcjonariusze wycofali się i wezwali antyterrorystów z Łodzi wraz z negocjatorem. Mieszkańcom okolicznych bloków zabroniono otwierać okna. Teren został ogrodzony taśmami. W końcu pojawili się uzbrojeni po zęby antyterroryści ze specjalistycznym sprzętem, tarczami i w hełmach. Około godziny 9 blokiem przy ul. Jagiellońskiej wstrząsnęło kilka wybuchów. Funkcjonariusze wdarli się do mieszkania przez wysadzone drzwi. Za późno.

- Zauważyłem starszą panią, wciśniętą między szafę a ścianę w jednym z pokoju - opowiada ze zgrozą szef oddziału ratunkowego sieradzkiego szpitala Andrzej Wiśniewski, który wszedł do mieszkania zaraz po antyterrorystach. - Była postrzelona kilka razy. W kuchni leżał starszy mężczyzną z raną postrzałową skroni. Wyglądało to na samobójstwo. Nie było już kogo ratować.

77-letni Mieczysław J. najpierw zastrzelił żonę, 69-letnią Czesławę J., a zaraz potem sam odebrał sobie życie.

W rodzinie J. od dłuższego czasu nie układało się. Apogeum konfliktu nastąpiło w poniedziałek około godz. 6. Mieszkańcy bloku przy ul. Jagiellońskiej 16 są wstrząśnięci poniedziałkową tragedią.

- Oni nie mogli żyć z sobą, w domu był dramat - mówi mieszkanka spod szesnastki. - On to czasami nawet sypiał w piwnicy. Generalnie był jednak spokojnym człowiekiem. Nikomu w drogę nie wchodził.

- Z tego co wiem, to nie układało im się - potwierdza mieszkająca na parterze sąsiadka. - W tej samej klatce mieszka zresztą ich 50-letni syn. Ma dwoje dzieci. Podobno mieli mieć rozwód. On? Zawsze uprzejmy. Miał chyba jednak zmiany miażdżycowe, bo kiedy rozmawialiśmy, to czasem zapominał, że widzieliśmy się dzień wcześniej. Ona? Nie znałam.

- To taki pedant - dopowiada Krystyna Orzechowska. - Prawie codziennie czyścił swoje zielone cinquecento, które stoi przed blokiem. Dobry sąsiad. Czy pił alkohol? Nie mam pojęcia.

- To był stary milicjant, pracowaliśmy razem - wyjaśnia kolega Mieczysława J. - Podobno żona chciała go do Warty na leczenie psychiatryczne odesłać. W pracy był spokojny, bezkonfliktowy.

- Nerwus był, choć nie agresywny - mówi inny sąsiad.

- Znałam tego pana z widzenia, choć mieszkam w bloku obok - opowiada Maria Łagunowska. - Często czyścił swój samochód. I spacerował.

- Znałam Czesławę - mówi jedna z jej koleżanek. - To była dobra i miła kobieta. Małżeństwo od dłuższego czasu ciążyło jej i wcale tego nie ukrywała. Żaliła się, że mąż jest agresywny w stosunku do niej i że nie chce się leczyć. Nie mówiła, że ma iść do więzienia. O tym dowiaduję się teraz.

- Ze wstępnych ustaleń wynika, że przez cały weekend dochodziło w tym mieszkaniu do awantur - przyznaje rzecznik sieradzkiej Prokuratury Okręgowej Józef Mizerski. - Dzisiaj o świcie o kolejnej powiadomiła zaniepokojona sąsiadka.

Mieczysław J. był emerytowanym milicjantem, który odszedł ze służby w 1984 roku. To jednak nie wyjaśnia, skąd miał pistolet typu P-64, z którego zastrzelił żonę i siebie. To broń z lat 60., która jeszcze do niedawna znajdowała się na wyposażeniu polskiej policji. Swój pistolet służbowy Mieczysław J. zdał jednak, przechodząc na emeryturę. P-64, z którego zastrzelił żonę i siebie, zdobył nielegalnie. Nie miał na broń zezwolenia ani się o nie starał.

Mieszkańcy Sieradza zadają sobie pytanie, czy tragedii można było uniknąć.

- Panie, tu spokojne osiedle, nikt nikomu w drogę nie wchodzi - mówi mieszkaniec szesnastki. - Awantury? Czasem, takie jak ktoś za dużo wypije, ale żeby do zbrodni doszło? W głowie się nie mieści.

Rzecznik prasowy sieradzkiej komendy młodszy aspirant Paweł Chojnowski nie ukrywa, że problemy małżonków J. nie były policji obce. - Od czerwca 2008 roku do lutego 2009 roku mieli założoną niebieską kartę - wyjaśnia. - Zakłada się ją na wniosek osoby pokrzywdzonej wówczas, gdy w rodzinie są oznaki przemocy. Od tego momentu funkcjonariusz policji zjawia się w takiej rodzinie w ciągu siedmiu dni od zgłoszenia. Potem powinien tam bywać co najmniej raz w miesiącu i monitorować sytuację. Jeśli uzna, że oznaki przemocy zniknęły, to likwidujemy niebieską kartę. Tak było w przypadku tej rodziny.

W 2008 roku Mieczysław J. dostał wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad żoną. W ubiegłym roku skazano go ponownie za groźby wobec żony i odwieszono poprzedni wyrok. 11 kwietnia powinien stawić się w sieradzkim więzieniu, aby odsiedzieć sześć miesięcy. Tego jednak nie zrobił. Informacja dotarła do sieradzkiego sądu w miniony piątek, 15 kwietnia. Tego dnia sąd zarządził doprowadzenie go przez policję do zakładu karnego. Miało to nastąpić w poniedziałek. O kilka godzin za późno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto