Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Początek procesu strażnika, zabójcy policjantów z Sieradza

Dariusz Piekarczyk, Bożena Bilska-Smuś
Damian Ciołek, 29-letni były strażnik więzienny, który zastrzelił na służbie trzech policjantów, stanął wczoraj przed sądem. Sprawiał wrażenie obojętnego.

Damian Ciołek, 29-letni były strażnik więzienny, który zastrzelił na służbie trzech policjantów, stanął wczoraj przed sądem. Sprawiał wrażenie obojętnego. Z letargu ocknął się, kiedy wdowy po tragicznie zmarłych funkcjonariuszach zaczęły krzyczeć "Jak się z tym czujesz!". Rozłożył skute kajdanami ręce i powiedział "Przepraszam".

Ranek w sieradzkim Sądzie Okręgowym był nerwowy. Nie wszyscy mogli wejść na salę, w której wyznaczono pierwszą rozprawę wartownika zabójcy. Wpuszczano tylko tych, którzy mieli wejściówki.

Początek posiedzenia miał dramatyczny przebieg. Kiedy na salę weszły wdowy po policjantach: Magdalena Werstak, Monika Będkowska oraz Aneta Kulesza, zapadła cisza.

Zanim jednak prokurator Krystyna Patora zaczęła czytać liczący ponad 300 stron akt oskarżenia, ojciec jednego z zabitych funkcjonariuszy wtargnął na salę. Rzucił się w stronę kuloodpornego boksu, w którym siedział Damian Ciołek, krzycząc: "Ty bandyto! Jesteś trup, zabiłeś coś co najbardziej kochałem. Dopóki będę żył, to bój się mnie, skur...". Jeden z przyjaciół poległych funkcjonariuszy i policjant sądowy wyprowadzili mężczyznę z sali.

Sąd upewnił się, czy Damian Ciołek jest w stanie uczestniczyć w rozprawie. Były wartownik, ubrany w jaskrawoczerwony uniform, wydawał się słaby. Powiedział, że ma wrzód żołądka, ale jest zdolny do uczestniczenia w rozprawie. Wrzód to rana spowodowana tym, że kilka dni temu połknął szkło, prawdopodobnie by uniknąć procesu.

Odczytywanie aktu oskarżenia przed sieradzkim sądem trwało dwie godziny. Wdowy po zamordowanych nie mogły opanować emocji. Wybuchały chwytającym za serce szlochem.

Prokurator zarzuca Damianowi Ciołkowi działanie ze szczególnym okrucieństwem i zastrzelenie na terenie więzienia łódzkich policjantów: Bartłomieja Kuleszy, Wiktora Będkowskiego, Andrzeja Werstaka oraz ciężkie zranienie aresztanta Tomasza Ch. Dodatkowo ciąży na Ciołku zarzut próby zabójstwa trzech funkcjonariuszy z oddziału antyterrorystycznego i policyjnych negocjatorów.

- Oskarżony nie zabił, ale ubił Tomasza Werstaka - udowadniała w akcie oskarżenia Krystyna Patora. - Strzelał do niego nawet wtedy, kiedy ten chciał przejść, już ranny, z samochodu do budynku administracyjnego więzienia.

Ciołek twierdził potem, że miał wtedy spotkanie z Bogiem, że to głosy z zewnątrz kazały mu strzelać. Ale to on zabawił się w Boga. Decydował o życiu ludzi.

W chwili popełnienia czynu, zdaniem prokuratury, Damian Ciołek był zdrowy psychicznie. Nie był pod wpływem narkotyków ani alkoholu.- Jest osobą z zaburzeniami adaptacyjnymi - mówiła prokurator Patora. - To typowe dla zabójców masowych. Tak było np. u słynnego Wampira z Zagłębia.

Zdaniem oskarżenia Damian Ciołek kręcił i mataczył podczas śledztwa. Mówił np., że sam postrzelił się w rękę. Nie mógł jednak tego zrobić, bo jest leworęczny. Ponadto w jego ubraniu znaleziono kulę wystrzeloną przez antyterrorystę, która zatrzymała się na notatniku i tym samym uratowała życie oskarżonemu. Potem strażnik zmienił zeznania i przyznał, że został postrzelony.

- W końcu, kiedy prokurator nie dał wiary jego tłumaczeniom, podjął dwie próby samobójcze - mówiła Krystyna Patora.

Damian Ciołek przyznał się częściowo do winy. Stwierdził, że strzelał, ale nie wie, dlaczego. - Przyznaję się, że strzelałem, ale nie wiem, dlaczego. Otworzyłem ogień w samochód. Nie wiem, dlaczego otworzyłem ogień, co się ze mną stało, jakaś moc do mnie przyszła - mówił.

Odmówił składania dalszych wyjaśnień.

Zdaniem prokuratury, motywem popełnienia zbrodni były kłopoty rodzinne Damiana Ciołka. Po południu sąd zakończył rozprawę i wyznaczył kolejną na 18 lutego.

Początek procesu wzbudził emocje w całym Sieradzu. Już od kilku dni w barze "U Barana", sąsiadującym z sieradzkim Zakładem Karnym nie było innego tematu. W lokalu tradycyjnie spotykają się strażnicy więzienni. Tu po służbie odreagowują, piją piwo, oglądają telewizję.

- Przez Damiana to każdy z nas, a jest nas tak na oko 150, dwa albo trzy razy był już przesłuchiwany. Ale śledczy od razu nam powiedzieli, że na tym nie koniec - narzekał jeden z wartowników.

- Damianowi powinni dowalić dożywocie. Tak żeby o warunkowe zwolnienie mógł dobijać się nie wcześniej jak po 40 latach - upierał się jego kolega.

Ciołek, jak twierdzą klawisze, w czasie procesu nie może liczyć na ciepłą strawę. Dostał z zakładu karnego tylko suchy prowiant. Najczęściej krojony chleb i konserwę mięsną, ale już otwartą. Aresztant, pod okiem funkcjonariusza, robi sobie kanapki, które zabiera z sobą. Dostaje też wodę mineralną w plastikowej butelce.

Bardzo przeżywają tragedię i sam proces rodzice Damiana C. Od kilku dni nie sposób się z nimi skontaktować. Do swojego domu nikogo nie wpuszczają.

Do ubiegłorocznej tragedii za nic nie chcą wracać mieszkańcy bloku przy ul. Orzechowej, stojącego zaledwie kilkadziesiąt metrów od więzienia, w którym doszło do strzelaniny. - Przecież wtedy w każdej chwili mogliśmy zginąć. A strażnik z bronią na wieżyczce stoi do dziś - przyznaje pani Zofia.

- Najgorzej jest wtedy, gdy jakaś lampa na Orzechowej gaśnie - dodaje nastolatka w niebieskiej kurce. - Wtedy staram się nie wychodzić z domu. Boję się iść sama, boję się, że znowu padną strzały.

* * * * *

Co zdarzyło się na dziedzińcu sieradzkiego Zakładu Karnego
Był 26 marca ub.r. Damian Ciołek zaczął służbę o godz. 6. Przywitał się z kolegami, przebrał i pobrał broń. Ruszył na wieżyczkę przy bramie sieradzkiego więzienia, w której miał pełnić służbę. Nikt nie podejrzewał, że straci nad sobą kontrolę.

Około godz. 8.30 trzech policjantów z sekcji do walki z przestępczością samochodową Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi przyjechało do Zakładu Karnego w Sieradzu po jednego z aresztowanych. Mieli dowieźć go do prokuratury na przesłuchanie w sprawie tzw. mafii naczepowej. Kiedy nieoznakowany fiat stilo dojeżdżał do bramy więzienia, Damian Ciołek otworzył ogień. Kierowca i pasażerowie auta nie mieli szans na ucieczkę.

Strażnik zabarykadował się w wieżyczce więzienia. Nie odbierał telefonu, nie reagował, gdy koledzy próbowali się z nim kontaktować drogą radiową. Strzelał. Uniemożliwiał udzielenie pomocy rannym. Nie zamknął ognia, nawet gdy jeden z pracowników więzienia przebrał się w biały kitel i próbował przedrzeć się do ostrzelanych policjantów.

Przerażeni lokatorzy pobliskich kamienic zamknęli się w domach. Na miejsce przyjechali antyterroryści i policyjni negocjatorzy. Próby negocjacji nie przyniosły efektu. W końcu antyterroryści odpowiedzieli ogniem. Po dwóch godzinach policjanci wdarli się na wieżyczkę i obezwładnili wartownika. Dopiero wtedy lekarzom udało się dotrzeć do ofiar desperata, 31-letniego mł. asp. Bartłomieja Kuleszy i 32-letniego asp. Andrzeja Werstaka. Ciężko ranny w klatkę piersiową i brzuch 40-letni mł. asp. Wiktor Będkowski w stanie krytycznym trafił do szpitala, gdzie mimo operacji zmarł.

To, co stało się w sieradzkim więzieniu wstrząsnęło całą Polską. Dr Paweł Moczydłowski, były szef Służby Więziennej, stwierdził: - To nieprawdopodobne. Jest to pierwszy przypadek na świecie, w którym od strzałów pracownika służby więziennej zginęli policjanci.

Blisko rok po tragedii rodziny zmarłych policjantów wciąż nie mogą pogodzić się z tym, co zaszło. Wdowy mają pretensje do Służby Więziennej. - Nikt nie próbował się z nami skontaktować, zapytać, czy nie potrzebujemy pomocy. To żenujące. Teraz skupimy się na procesie i na tym, żeby zabójca naszych bliskich został ukarany. Ale nie wykluczam, że wystąpimy o odszkodowanie - stwierdziła Magda Werstak.
A. Kulik, D. Piekarczyk

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto