Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O cenzurze w Sieradzu. Okazją najnowsza promocja książki Błażeja Torańskiego z sieradzkim akcentem

Paweł Gołąb
Jak głęboko w życie Polaków w czasach PRL-u wniknęła cenzura? Jak była zorganizowana? Czy dało się ją obejść czy była szczelna jak solidny mur? Sieradzanie mieli okazję, by o tym porozmawiać. Okazją stała się promocja książki „Knebel. Cenzura PRL-u” Błażeja Torańskiego, która odbyła się w Centrum Informacji Kulturalnej w Sieradzu.

„Knebel. Cenzura PRL- u" to publikacja, w której 21 rozmówców Błażeja Torańskiego: dziennikarzy, reżyserów, grafików, kompozytorów i estradowców odsłania kulisy swoich kontaktów z cenzurą. Ujawniają mechanizmy, dzięki którym władza potrafiła skutecznie zmusić twórców do trudnych ustępstw, a wielu nawet do współpracy. Wywiadu udzielili m.in. Adam Zagajewski, Ernest Bryll i – co stanowi sieradzki akcent – seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz.
Te 21 rozmów – jak przekonuje sam autor – nie stanowi przypadku i jest symboliczne dla publikacji. Bo rozmów jest tyle, ile postulatów Solidarności w sierpniu 1980 roku… - a jeden z nich domagał się zniesienia cenzury Polsce i Solidarność to osiągnęła. W 1981 roku weszła ustawa, na podstawie której gazety, redakcje mogły zamieszczać kwadratowe nawiasy, a w nich podać podstawę prawną ingerencji. Wtedy po raz pierwszy Polacy dowiedzieli się, że w teksty ktoś się wtrąca. A wcześniej w ogóle nie wiedzieli że cenzura istnieje.
Teraz zinstytucjonalizowanej cenzury nie ma, ale – jak stwierdził zresztą jeden z rozmówców Torańskiego – nie oznacza to, że nie zniknęła tylko zmieniła formę. Czy rzeczywiście jest wciąż obecna? – Naturalnie. Cenzura była, jest i będzie. Powiem więcej, w niektórych przypadkach jest wręcz uzasadniona. Już w państwie Platona była mowa o cenzurze w ochronie przed demoralizacją dzieci. A oczywiste jest, że dzieci trzeba przed nią zawsze bronić. A bezpieczeństwo państwa? Nie należy przecież ujawniać tajemnic uzbrojenia swojego kraju. W takich sytuacjach cenzura jest jak najbardziej uzasadniona. Gorzej jednak, gdy zakłada się kaganiec wszelkiej maści twórcom ograniczając ich wolność. Twórczość nie powinna mieć żadnych ograniczeń. Jeśli w zamian swobody dotyka ją kaganiec w postaci cenzury, mamy do czynienia z państwem policyjnym, totalitarnym.
Czy w czasach, gdy funkcjonowała w Polsce w majestacie prawa, twórcom udawało się przejść przez sito cenzury? Dało się z nią grać? – To jest mit. Była szczelna. Tam zasiadali co prawda ludzie, którzy zawsze są ułomni i popełniają błędy, ale jednak w swej wartości i przemyśleniu ta instytucja była – nie powiem, że doskonała – ale niezwykle skuteczna.
Ale – Błażej Torański przywołuje porównanie od jednego z cenzorów, z którym udało mu się także porozmawiać – owa instytucja była niczym komórka kontroli jakości w fabryce. - Ona tylko przykładała stempel. Ta prawdziwa cenzura funkcjonowała na wielu różnych, innych poziomach. Przede wszystkim na poziomie samego autora, bo wiele zależało od jego sumienia, serca, umysłu, intelektu. W wyniku takiej autocenzury dokonywał selekcji albo bał się czegoś powiedzieć. Kolejnym był poziom cenzury wewnątrzredakcyjnej w gronie gazety czy wydawnictwa. Generalnie cenzorom chodziło o to, żeby te gorące kasztany z ogniska wyciągali sami autorzy oraz redaktorzy i to im się często udawało. Statystycznie za Gierka mieliśmy 2,2 ingerencji cenzorskich w ciągu dnia. To niewiele patrząc, że było w całej Polsce około 3 tysięcy cenzorów.
Kto kwalifikował się do zaciągu do cenzorskiej armii? - W latach 50. liczyło się przekonanie, wiara w socjalizm, sowieckiego człowieka, wiara w system. Kościec ideologiczny był najważniejszy i to było główne kryterium doboru cenzorów, a nie kwalifikacje. To tak jakby ze słynnego filmu Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” wyjąć Mateusza Birkuta, który układał te cegły budując mury i domy, posadzić go za biurkiem i powiedzieć mu „cenzuruj”. I wtedy dochodziło do tak groteskowych interwencji, że cenzor zażądał od częstochowskiego wydawcy pism świętego Tomasza z Akwinu, aby pokazał do nich prawa autorskie. A w przypadku kalendarza liturgicznego, który wydać chciała Kuria Częstochowska, zakwestionowano przypisanego do 6 dnia lutego innego świętego. Był santo Tito, czyli święty Tytus, ale cenzura skojarzyła to z jugosłowiańskim dygnitarzem Josipem Broz-Titą. Inny z cenzorów nie dopuścił do druku wiersza Mikołaja Reja, bo nie rozumiał staropolszczyzny i stwierdził, że tekst nie jest napisany po polsku.
Taką cenzorską perełkę znaleźć można i w przypadku wspomnianego pochodzącego z Sieradza seksuologa Zbigniewa Lwa-Starowicza, któremu cofnięto jeden z tekstów. - Napisał felieton „Miłość francuska”, ale nie skojarzył prawdopodobnie, że w tym samym czasie z wizytą w Polsce jest prezydent Francji Charles de Gaulle. Cenzura dopatrzyła się kolizji z polityką i autor Musiał na gorąco pisać inny tekst – opowiada Błażej Torański.
- Władza szybko doszła do wniosku, że skoro po drugiej stronie ma intelektualistów, ludzi bardzo wymagających, to po swojej trzeba posadzić kogoś, kto ma lepsze kwalifikacje. I za Gierka wymagano już wyższego wykształcenia, stąd w gronie cenzorów pojawili się historycy, filozofowie, poloniści. To nie znaczyło jednak, że wtedy już nie dochodziło do śmiesznych interwencji. Jak w przypadku naukowca, który zajmował się średniowieczem i pisał o paleniu czarownic na stosach. Cenzor skojarzył to z procesami robotników, KOR-em. Nie wiadomo zupełnie skąd. To nie był Orwell, który świadomie używał alegorii, by rozpracować i ośmieszyć system.
A ten – jak dopowiada autor - był groteskowy, ale… - miliony Polaków tego nie czuło, bo nie wiedziało jak głęboko w tkankę ich życia wniknęła cenzura. A ta była wszechobecna. Cenzurowano nie tylko obrazy, literaturę czy muzykę, ale także instrukcje obsługi maszyn, pralki automatycznej, albo naklejki na słoik z powidłami. Nikt by się nawet nie domyślił, że aparat państwowy tu ingerował. A tak było.
Autorowi udało się porozmawiać i z cenzorami, ale – jak sam przyznaje - był z tym wielki problem, bo reakcje na prośbę o spotkanie z reguły były negatywne. - Od milczenia, przez odmowy, do bardzo wulgarnych. Ale jeśli wynikało to z poczucia winy, byłby to sukces, fundamentalny krok w zrozumieniu istoty rzeczy w autoanalizie zbrodni, której dokonywali.
Bo – jak twardo podkreśla Błażej Torański – cenzura była zbrodnią. - Nie znamy ogromu szkód, jakich dokonała. Jak wiele kręgosłupów zostało złamanych, jak wiele ludzi zostało wdeptanych w ziemię. Nie wiemy ilu nie mamy kolejnych Wajdów, Kieślowskich czy wybitnych pisarzy i poetów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto