Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie żyje Andrzej Świniarski z Warty. Kochał swoje miasto, fotografował ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Nie żyje Andrzej Świniarski z Warty. Kochał swoje miasto, fotografował
Nie żyje Andrzej Świniarski z Warty. Kochał swoje miasto, fotografował Archiwum
W wieku 75 lat zmarł dzisiaj (14 marca) Andrzej Świniarski, mieszkaniec Warty, rozkochany w miasteczku oraz naszym regionie.

Był historykiem-regionalistą, ale nade wszystko pasjonatem fotografii. Uwieczniał między innymi klasztory sióstr bernardynek i ojców bernardynów z Warty oraz cały region. W Powiatowej Bibliotece Publicznej w Sieradzu miał wystawy swoich prac.Współpracował z Ochotniczą Strażą Pożarną w Warcie. Był współtwórcą internetowej Wikipedii. Współpracował także z redakcją "Dziennika Łódzkiego" oraz tygodnika "Nad Wartą". Zawsze chętny do pomocy, uprzejmy.
Pogrzeb Andrzeja Świniarskiego w najbliższą sobotę (18 marca). Początek mszy żałobnej w kościele parafialnym pod wezw. św. Mikołaja o godzinie 12.

W cyklu "Rody nadwarciańskie" pisałem o rodzinie Świniarskich. Przypominam ten tekst:

Rodzina Stanisława Świniarskiego mieszkała w Mińsku Białoruskim lub w okolicach tego miasta gdzieś tak do końca wieku XIX. Z nieznanych do dziś powodów opuścili jednak tereny dzisiejszej Białorusi i przywędrowali do Sieradza. - Pradziadek osiedlił się na Olendrach Małych - zaczyna swoją opowieść Andrzej Świniarski. Był murarzem i tyle tylko o nim wiadomo, nic więcej, nie wiemy nawet jak na imię miała jego żona. Za to w roku 1880 na świat przyszedł ich syn, któremu na imię, tak jak i ojcu, dano Stanisław.
Stanisław junior miał, co do tego nie ma wątpliwości, ciekawe i barwne, jak na ówczesne czasy, życie, choć krótkie, bo zmarł w roku 1926. Ale po kolei. Na samym krańcu XIX wieku dostał powołanie w "kamasze" do armii carskiej, bo przecież był poddanym, wówczas Mikołaja II (1894-1918). To dla imperium rosyjskiego, czy jak kto woli cesarstwa, był to niespokojny czas. Na okres służby Stanisława Stanisławowicza Swiniarskowo, przypadła wojna rosyjsko-japońska, która trwała od lutego 1904 do września 1905 roku i zakończyła się zwycięstwem Cesarstwa Japonii. Niejako następstwem owej klęski była rewolucja rosyjska 1905 roku, skierowana przeciwko caratowi, która doprowadziła potem do rewolucji październikowej 1917 roku. W takim to niespokojnym czasie sieradzanin odsługiwał sześć lub osiem lat. W jednostce liniowej, na szczęście, nie było, więc z Japończykami na Dalekim Wschodzie nie walczył. Podobno, ale tylko podobno, pracował jako murarz w stolicy imperium - Sankt Petersburgu. - W drodze powrotnej do domu dziadek zatrzymał się w Mińsku - wspomina dalej pan Andrzej. - Zapewne został tam jeszcze ktoś z rodziny jego ojca i stąd ten przystanek. Na potwierdzenie tych słów, zachowało się jedynie zdjęcie zrobione w Mińsku w zakładzie fotograficznym niejakiego B.A.Bencmana. W służby wojskowej przywiózł jeszcze modlitwę, która jest w naszej rodzinie do dziś, a która zaczyna się od słów "Krzyżu Chrystusowy wspomóż mnie w potrzebach moich, w przypadkach, chorobach i utrapieniach... ". Już w Sieradzu dziadek ożenił się z Józefą z domu Statkiewicz. Jej ojciec, Wawrzyniec Statkiewicz, był sędzią grodzkim. Na sieradzkim cmentarzu parafialnym zachował się zresztą jego nagrobek. Zmarł 13 grudnia 1931 roku. Dodam jeszcze że dziadek wielkie zasługi dla miasta Sieradza położył. Zacznę od tego, że był w straży pożarnej dzwonkowym. Cóż to takiego? Kiedyś nie było przecież wozów strażackich. Jak wóz konny mknął do pożaru, do jeden ze strażaków dzwonił, przez całą drogę. Był także dziadek jednym z budowniczych kościółka na Brzezinkach w Sieradzu. Kościółek powstał w roku 1922. Jego fundatorem był ksiądz Aleksander Brzeziński, który ufundował świątynię jako wotum za cudowne uratowanie przed rozstrzelaniem przez Niemców w listopadzie roku 1918. Dziełem dziadka jest także kapliczka, która jest na Olendrach. Ona ma znakomicie zrobione fugi, które do dziś przetrwały w nienaruszonym praktycznie stanie. Dziadek Stanisław był ojcem trojga dzieci. Najstarszego Władysław, Jadwigi oraz najmłodszego Idziego. On na świat przyszedł 1 września 1910 roku. Idzi to mój ojciec.

- Z Idzim, czyli moim ojcem było zaś tak - wtrąca Andrzej Świniarski. -Jako dorosły młodzieniec podjął pracę w zakładzie fryzjerskim wujostwa Mendelskich w Warcie, na obecnej ulicy kapitana Skarżyńskiego. W tym też zakładzie pracował także brat Zofii Mendelskiej, a nasz wuj Józef Nowak.U Mendelskich ojciec ojciec przepracował aż do kwietnia roku 1940. Do dziś kamienica, wraz z pomieszczeniem dawnego zakładu fryzjerskiego, istnieje.
Długo jednak Idzi nie popracował, bo dostał powołanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Początkowo trafił do Brześcia Litewskiego, gdzie odbył kurs podchorążych. Do dziś zachowało się świadectwo jego ukończenia datowane na 18 listopada 1932. Po zakończeniu kursu starszy ułan Idzi Świniarski dostał przydział do 25. Pułku Ułanów Wielkopolskich z Prużana (obecnie miasto na Białorusi w odwodzie brzeskim). To była jedna z wzorcowych, pod względem dyscypliny i wyszkolenia, jednostka wojskowa II Rzeczypospolitej. Miał pułk, jakżeby zresztą inaczej, swoją żurawiejkę. Oto ona: " Wielkopolskim się mianuje , a w Prużanie pokutuje. Wielkopolskich miano dano,na Polesie ich wysłano. W Wilnie pańskim się mianuje, a w Prużanie pokutuje".

W czasie, kiedy Idzi Świniarski odbywał służbę w 25. Pułku Ułanów Wielkopolskich, jego dowódcą był płk. dypl. Witold Dzierżykraj-Morawski.O przebiegu służby niewiele.

- Czasem tato wspominał, że jak mieli wolny czas, to odwiedzali choćby Muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku - przypomina sobie pani Maria. - On zresztą długo żył tymi ułanami, kochał konie, kochał, to mało powiedziane, uwielbiał.

Po zakończeniu służby wojskowej Idzi Świniarski wrócił do Warty.

- Tu też zastał go wybuch wojny - wspomina dalej pani Maria. - Początkowo było spokojnie. Do czasu jednak. W kwietniu roku 1940 Niemcy sporządzali listę tych, którzy trafią do obozu koncentracyjnego w Dachau. Ojca nie było na tej liście, ale jedna z mieszkanek Warty, która pracowała w magistracie, bo podpisała volkslistę, wykreśliła z niej swojego, bodajże kuzyna, i wpisała naszego ojca. Czym się kierowała, nie wiem, doprawdy nie wiem. I tak oto ojciec trafił do Dachau. Był jednym z pierwszych, który wylądował w piekle na ziemi. Miał numer 8347. Przeżył w Dachau pięć lat, wolność odzyskał dopiero po wyzwoleniu obozu 29 kwietnia 1945 roku przez wojska amerykańskie.

Koła pociągu jednostajnie dudniły o szyny. W wagonie towarowym ściśniętych kilkudziesięciu mężczyzn, jedni stali, inni kucali. Nie wiedzieli gdzie jadą, jaką los zgotuje im przyszłość. Do zakratowanego okienka, aby zaczerpnąć choć trochę powietrza dopchał się 20-letni Idzi Świniarski z Warty. Przy torach widać było kwitnące drzewa, wiosna roku 1940 rozszalała się na całego. Był maj, chciało się żyć. Z zadumy wyrwało Idziego nagłe hamowanie lokomotywy i przenikliwy, złowrogi pisk. Pociąg powoli, wręcz majestatycznie wtaczał się na stację. "Dachau" - przeczytał Idzi.
Nagle ktoś od zewnątrz otworzył drzwi wagonu. Przy akompaniamencie krzyków, wyzwisk i razów wymierzanych kijami przez grupę wyrostków, uformowano nieszczęśników w kolumnę i pognano w nieznanym kierunku. Po pewnym czasie przekroczyli bramę z napisem"Arbeit macht frei", czyli "Praca czyni wolnym". Takim cynicznym napisem na żelaznej bramie wejściowej przywitał ich obóz koncentracyjny w Dachau. O wolności, jak potem przekonali się nieszczęśnicy, mowy nie było, nieodłącznym towarzyszem gehenny obozowej był za głód, ciężkie roboty, nieludzkie tortury i śmierć . Wolność można było uzyskać jedynie poprzez piec krematoryjny, bowiem obóz w Dachau wyznaczał więźniom trzy miesiące życia od chwili przybycia. Takie były zalecenia Heinricha Himmlera. Po wejściu na teren obozu zagoniono wszystkich do kancelarii. Tam spisywano personalia, wpisywano na listę więźniów, każdemu przydzielano numer, wytatuowany na ręce, Idziemu przypadł 8347. Następnie trzeba było oddać bieliznę, buty i wszelkie rzeczy osobiste, nawet krzyżyki i medaliki. Potem wszystkich ostrzyżono i ogolono, wydano obozową bieliznę, pasiaki i drewniane trepy. Obdarci i ogołoceni ze wszystkiego, nawet z nazwiska, stali się więźniami Dachau. Pierwszy apel i przydzielanie do baraków. Idzi trafił do tego z numerem 18, gdzie zakwaterowano także liczną grupę duchownych.

Ojciec, po pewnym czasie, został w obozie fryzjerem - wspomina Maria Świniarska, córka Idziego. - To dało mu możliwości udzielania pomocy innym, z czego zresztą skwapliwie skorzystał. Zbierał, gdzie tylko się dało, lekarstwa i rozprowadzał wśród chorych. Współpracował z księdzem Wincentym Frelichowskim, wspólnie zbierając cukier gronowy. Z kolei z doktorem Józefem Skowrońskim organizował zastrzyki przeciwko tyfusowi. Wkrótce został mężem zaufania polskich księży. Otrzymywał od nich paczki, które otrzymywali od rodzin i roznosił tym, którzy na żadną przesyłkę liczyć nie mogli. Wielu więźniów, co po wyjściu na wolność potwierdzili, uratował życie, chroniąc ich, w sobie tylko znany sposób, przed transportem do innego, jeszcze gorszego, obozu, lub od doświadczeń malarycznych. Sam zresztą był, przez pewien czas, królikiem doświadczalnym - malarycznym zresztą. Pewnego razu z czymś tam podpadł i miał karę - tak zwany słupek. Został przytroczony do słupka, mając ręce i nogi związane z tyłu. Stał tak wiele godzin.Ojciec mówił, że w tym ciężkim czasie pomagała mu modlitwa i litania do świętego Józefa, którego czcił w sposób szczególny. Już po wyzwoleniu, przez wiele lat, więźniowie Dachau spotykali się zresztą każdego roku, zawsze 29 kwietnia, w kaliskim sanktuarium świętego Józefa.

Idzi Świniarski, czyli numer obozowy 8347, doczekał wyzwolenia Dachau 29 kwietnia 1949 roku. Tuz przed wyzwoleniem współorganizował ucieczkę Józefa Kutka, który wyjechał poza teren obozu w śmieciarce. Potem, idąc torami kolejowymi, dotarł do wojsk amerykańskich, powiadamiając je o sytuacji w obozie. Parę godzin później Amerykanie wyzwolili Dachau.

- Po wyzwoleniu ojciec trafił do Szwajcarii, do szpitala - włącza się do wspomnień Andrzej Świniarski, syn Idziego. - Leczył się tam około sześciu tygodni. Został nawet przyjęty na audiencji przez Papieża Piusa XII. Wśród rodzinnych pamiątek został różaniec podarowany tacie przez głowę Kościoła Katolickiego oraz błogosławieństwo. Potem wrócił do Polski. 22 września 1946 roku zawarł związek małżeński z Janiną z domu Kłys. Ciekawostką jest fakt, że dzień ich ślubu, to nie była sobota, lecz środa. 30 listopada 1947 roku przyszedłem na świat, zaś 16 lipca 1950 urodziła się moja siostra Maria.

- Pamiętam nasz dom z dzieciństwa, to był dom otwarty, przez który przewijały się tłumy ludzi, głównie więźniów Dachau. - wspomina dalej pani Maria. - Bywał u nas znany pisarz Gustaw Morcinek, aktor Tadeusz Fijewski, dyrygent Henryk Debich, Kazimierz Maliszewski, wzięty łódzki grafik, Jan Kubera, konstruktor motoryzacyjny. Stałym gościem w naszym domu był ksiądz Władysław Sarnik z Charłupi Małej, także więzień Dachau. On prawie, że u nas mieszkał. Ojca odwiedzili także, późniejsi biskupi Kazimierz Majdański i Franciszek Korszyński. Kiedyś do Warty przyjechał biskup Ignacy Jeż. Kiedy zobaczył ojca, to na oczach zdumionych parafian wykrzyczał "Idziki, ty byku krasy", a potem serdecznie go wyściskał".

Idzi Świniarski, jako jeden z pierwszych więźniów Dachau, dostał odszkodowanie, wypłacone mu przez rząd Szwajcarii, między innymi za pseudometyczne badania, którym był w Dachau poddany. Kupił sobie za to samochód, Moskwicza. - Nie ominęła go wtedy zawiść ludzka - przypomina sobie pan Andrzej. Mało tego, rodzice prowadzili wtedy niewielki sklep.Rewizja goniła rewizję, było ich aż 17. Jedna nawet w Wielki Piątek. Wyrzucali mi nawet z teczki przybory szkolne. I pomyśleć, że byli to milicjanci z Warty, mieszkańcy miasta. Ale tato nigdy się nie załamał. Boli mnie za to co innego. Pasiak z Dachau oddałem do naszego muzeum.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto