Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lekarz z Medalem za Ofiarność i Odwagę pomaga sieradzkiemu szpitalowi

A. Sikora
as
Rozmowa z Andrzejem Komorem, zastępcą dyrektorki sieradzkiego szpitala. To doświadczony ortopeda. Pracował między innymi w USA i Hiszpanii. Ratował ofiary trzęsień ziemi, czuwał nad piłkarzami Euro 2012.

Plusy i minusy, które zauważył pan po przybyciu do sieradzkiego szpitala?

Plus to niewątpliwie bardzo dobre nastawienie personelu medycznego do swojej pracy. Widzę duże zaangażowanie, ci ludzie chcą dobrze pracować. Bez względu, czy są na to pieniądze czy nie. Pierwszą negatywną rzecz, którą zauważyłem, to fakt, że w niektórych oddziałach… bardzo niewiele się robi.

Pod jakim względem?

Technologii. Nowych możliwości operacyjnych. Zdecydowanie przydało by się trochę więcej edukacji medycznej. Wiem, że niewielkim nakładem kosztów możemy podnieść poziom operacji, wprowadzić nowe techniki, czy też zwiększyć katalog operacji. To się tak brzydko nazywa, ale chodzi o to, żeby przyjmować również trudniejsze przypadki, a nie odsyłać pacjentów do innych szpitali. Bez problemu możemy zrealizować leczenie wielu pacjentów w Sieradzu. To szpital z dużymi możliwościami. Z odrobiną dobrej woli i nauki możemy dać radę.

Trudniejsze przypadki gdzie zazwyczaj trafiały?

Zazwyczaj do Łodzi. To były przypadki, których nikt nie chciał się podjąć operować. Chciałbym za pół roku powiedzieć, że mieliśmy pięć operacji w miesiącu, a teraz mamy trzydzieści operacji danego rodzaju. Przykład? Należy zwiększyć liczbę artroskopii i wprowadzić artroskopie stawu skokowego, endoprotezy, czy stawu ramiennego. Czyli takie techniki, które dotychczas nie były tutaj robione. Mam takie możliwości oraz wiedzę i będę sam takie operacje wykonywał. Będę też przy okazji uczył kolegów. Mam nadzieję, że dzięki temu część pacjentów będziemy mogli leczyć u nas. Nie będziemy musieli odsyłać ich do Łodzi.

W planach jest remont ortopedii.

Tak. W planach jest remont bloku operacyjnego, który nie był modernizowany od początku funkcjonowania szpitala. Oddział ortopedii i oddział neurochirurgii to miejsca, które są w najtrudniejszej sytuacji. Wymagają gruntownego remontu. Reszta oddziałów była remontowana i całkiem nieźle daje sobie radę.

Kołderka finansowa zawsze jest za krótka, a sprzęt szpitalny zawsze mógłby być nowszy, a zwykle nie ma na to pieniędzy. To problem, który toczy każdy szpital.

Często podczas operacji korzystamy ze sprzętu, który nam przywożą dystrybutorzy, albo firmy dostarczające implanty. Zależy nam na tym, żeby w szpitalu na stałe był taki sprzęt. To będzie wiązało się z pewnymi zakupami. Duża ich część jest przewidziana w planach na przyszły rok.

Jakiego sprzętu brakuje?
Podstawa to diagnostyka. Tomograf, którym dysponujemy, ma wiele lat i trzeba czekać w ogromnych kolejkach na badanie. Potrzebny jest nowy rezonans magnetyczny, bo nasz jest starszej generacji o niskiej ilości badań możliwych do zrealizowania. Nam chodzi o nowszy sprzęt, który pozwoli na robienie badań w krótszym czasie. W związku z tym więcej pacjentów będzie diagnozowanych w ciągu dnia i będzie lepsza jakość badań.

Za rezonans magnetyczny płaci się w milionach złotych.

Tak. To inwestycje, które były planowane przez panią dyrektor w zeszłym roku i wiem, że są prowadzone rozmowy dotyczące tych zakupów.

Jaki oddział ma największe braki sprzętowe?

Chociażby ortopedia. Potrzebujemy nowego artroskopu. Ten, który jest, został kupiony podczas otwarcia szpitala. Jeszcze działa! Kapelusz z głowy dla tych, którzy sprzętem się opiekują i dla zespołu bloku operacyjnego. Jednak zdecydowanie potrzebujemy nowego sprzętu, żeby móc operować na najwyższym poziomie jakości. A w sieradzkim szpitalu jest doskonały zespół, któremu jak się pomoże organizacyjnie, to ten szpital będzie bardzo dobrze działał.

Porozmawiajmy o pańskiej karierze. Pańskie CV jest naprawdę imponujące. Pracował pan w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii i Izraelu. Ponadto poleciał pan na misje ratowania ludzi, którzy ucierpieli w wyniku trzęsień ziemi w Pakistanie i Indonezji. I jeszcze zajmował się pan sportowcami podczas Euro 2012...

Z tymi sportowcami to historia jest trochę dłuższa. Od 1997 byłem lekarzem kadry młodzieżowej. Związałem się z trenerem Zamilskim, spod którego ręki wyszli Piszczek, Fabiański i Błaszczykowski. Współpracowałem do 2007 roku z PZPN. Później pracowałem w Hiszpanii, tam prowadziłem prywatną praktykę. Przed Euro zaproponowano mi, żebym był „lekarzem płyty” na Stadionie Narodowym w Warszawie. Tam koordynowałem opiekę zdrowotną piłkarzy i sędziów. To była ciekawa przygoda.

Doszło wtedy do jakichś brutalnych fauli, które wymagały specjalnych interwencji?

Na szczęście nie. Poza drobnymi kontuzjami nie było powodów do interwencji.

Jak pan wspomina podróż do Pakistanu?

Tamtejsze trzęsienie ziemi było ogromną tragedią. Północna część Pakistanu była praktycznie całkowicie zniszczona. Lecieliśmy do Islamabadu w warunkach polowych. Lecieliśmy CASA-mi, to samoloty śmigłowe, które potrzebowały trzech międzylądowań. Z Islamabadu przewieziono nas ciężarówkami do Kaszmiru, do miasta, które przed trzęsieniem ziemi miało około 90 tysięcy mieszkańców. Przeżyła zaledwie jedna trzecia. Trzęsienie miało miejsce w sobotę rano, w państwach muzułmańskich sobota to normalny dzień pracy. W domach były kobiety, dzieci w szkołach, a mężczyźni na polach. Większość osób, które przeżyły, to byli mężczyźni. Z 90-tysięcznej miejscowości ocalały trzy, może cztery budynki. Reszta była całkowicie zniszczona. To było straszne. Współpracowaliśmy wówczas ze szpitalem polowym pakistańskiej armii. To obszar trudny komunikacyjnie, same wrota Hindukuszu. Z gór schodzili do nas mieszkańcy innych miejscowości. Przynosili nam na noszach osoby, które często były zmarłe. W takich sytuacjach za bardzo nie wiedziałem, co zrobić, jak tym ludziom pomóc. Naoglądałem się tam dużo cierpienia.

Były przypadki, że wygrzebywano spod gruzów żywych ludzi?

Bardzo rzadko. Choć były takie osoby. Zawsze jeździliśmy z ekipą poszukiwawczą straży pożarnej, która miała psy i potrzebny sprzęt. Wiem, że kilka osób udało się wyciągnąć. Problem tamtej okolicy był taki, że za dnia było kilka stopni, natomiast w nocy były przymrozki, a w górach leżał już śnieg. To był październik. Część osób po prostu zamarzła.

A Indonezja?

W Indonezji nie było tyle strat. Było tam dużo uszkodzeń budynków i infrastruktury. Na szczęście nie ucierpiało tylu ludzi. Mieliśmy trochę pacjentów, ale były to niewielkie urazy. W porównaniu do Pakistanu, to był taki zwykły, ostry dyżur. Jak w szpitalu, trochę ran, trochę złamań. Nie było takiej traumy.

Za te wyjazdy dostał pan order…

„Za ofiarność i odwagę”. Dokładnie to za sam Pakistan. To było bardzo miłe.

Na koniec - dlaczego się pan zdecydował na kandydowanie na stanowisko zastępcy dyrektora w sieradzkim szpitalu? W CV ma pan Hiszpanię, Izrael, USA, Pakistan, Indonezję, a znalazł się pan w Sieradzu.

To kolejny etap i miejsce, żeby zdobyć doświadczenie. Tutaj była trochę trudna sytuacja, bo… poproszono mnie, żeby przyjść i troszeczkę pomóc. Żeby poprawić tutaj sytuację organizacyjnie. I ortopedię. Staram się spełnić tę prośbę.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto