Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Komendant policji w Sieradzu odchodzi na emeryturę. Jak Krzysztof Woskowski wspomina lata pracy?

Paweł Gołąb
Komendant policji w Sieradzu Krzysztof Woskowski odchodzi na emeryturę. Sieradzką policją kierował 6 lat
Komendant policji w Sieradzu Krzysztof Woskowski odchodzi na emeryturę. Sieradzką policją kierował 6 lat Fot. Paweł Gołąb
Komendant policji w Sieradzu odchodzi na emeryturę. Jak Krzysztof Woskowski trafił do służby, jak wspomina lata pracy, czym zajmie się teraz?

Komendant sieradzkiej policji odchodzi na emeryturę. Ta kończąca się właśnie przygoda z mundurem miała swoje początki już w najmłodszych czasach szkoły w rodzinnej miejscowości?
- To był fajny okres w moim życiu. Z tej perspektywy wspominam go jako beztroski, przyjazny i koleżeński. Pomysł na taką karierę jeszcze wtedy się jednak nie zrodził. Jak u każdego młodego chłopca była oczywiście zabawa w wojsko i zafascynowanie strażą pożarną, ale o pracy policjanta czy milicjanta, jak się wtedy określało, nie myślałem.
To kiedy pojawił się pomysł, by pójść jednak w stronę niebieskiego munduru?
- Po służbie wojskowej. Zauważyłem wtedy u siebie pewne cechy jak chęć pomocy i zaiskrzyło. W moim przypadku była to w pełni dojrzała decyzja, bo nad wyborem zastanawiałem się dobry rok czasu. Już zrobiłem badania i byłem po testach, ale dalej rozważałem czy to jest dobry krok – czy sobie dobrze poradzę, czy to będzie dobrze odczytane przez środowisko, bo to jednak były trudne czasy.
Co więc przeważyło?
- Chyba przede wszystkim ciekawość tej pracy. Z jednej strony ta wspomniana chęć pomagania ludziom. Z drugiej ciekawość spraw kryminalnych. Pociągały mnie takie zagadki i zastanawiałem się jak można je rozwiązać. Wzięło się to po trochu także stąd, że był już większy dostęp do filmów podejmujących taką tematykę, które podgrzały moją fascynację. Poczułem, że być może jest moje powołanie, tutaj się odnajdę i to będzie dobry pomysł na życie.
Od razu do tej wymarzonej dochodzeniówki komendant nie trafił. Po drodze była mundurowa szkoła i zdobywanie pierwszych szlifów jako dzielnicowy.
- Po przyjęciu do szkoły były pierwsze służby i zderzenie z rzeczywistością. Przekonałem się, że praca w mundurze to nie jest tylko chodzenie sobie w patrolu i czysta obserwacja. To od razu były poważne sprawy jak interwencje, gdzie spotykało się z agresywną postawą ludzi. To troszkę zmieniło moje postrzeganie tej pracy, ale jednocześnie podobało się to, że co dzień było coś nowego, no i było pierwsze zadowolenie, gdy udało się pomóc osobie, która tego oczekiwała. To wciągało.
Pamięta komendant swoją pierwszą sprawę po szkole?
- O tak. Chodziło o pewna kradzież, do której winny się nie przyznawał. Myślałem, że po szkole jestem wszechstronnie przygotowany, a tu zobaczyłem, że nie wszystko jest takie proste jak mi się wydawało, choć czułem, że mam przed sobą sprawcę. Ale mieć przeczucie a materiał dowodowy to co innego. Postanowiłem przy pomocy bardziej doświadczonego kolegi pokusić się o przeprowadzenie konfrontacji i wszystko zakończyło się pozytywnie. Akt oskarżenia został skierowany, a mój przełożony był bardzo zdziwiony, że sobie poradziłem.
W tej pracy trzeba się solidnie zaangażować, chyba od razu służba miała więc pewnie od razu wpływ na życie osobiste?
- Gdy dzisiaj słyszę jak ktoś mówi o nadgodzinach, to na wspomnienie swoich początków się uśmiecham. Wiele całych dni wolnych spędziłem w pracy. Czasem także dosłownie, bo zdarzało się, że po służbie popołudniowej nie miałem autobusu i nawet nie wracałem do domu. Ale nie żałuję. Był w człowieku pęd do tego, żeby jak najwięcej chłonąć. Po to, by skutecznie pomóc w każdej sprawie, bo już dany problem przerobiłem i wiem jak to zrobić. Często brałem różne sprawy, nawet nie ze swojej dzielnicy, by zdobyć nowe doświadczenia.
No i w końcu pojawiła się dochodzeniówka.
- Tak, ale z perspektywy tych 32 lat służby jestem pewien, że gdybym jeszcze raz miał zaczynać, to jeszcze raz od pracy dzielnicowego. Ważnej, bo budującej kontakt z ludźmi. Potrafiłem z domofonu zadzwonić do mieszkańca, by zapytać jak mu się mieszka i czy czuje się bezpiecznie. Wiele osób było zdziwionych, że w ogóle ktoś o coś takiego pyta. „Przecież nic nie zrobiłem” - słyszałem. A ja rozdawałem karteczki z telefonem prosząc o kontakt w razie potrzeby. Dla mnie to było oczywiste, bo policjant musi być po trochu instytucją usługową. Nieraz łączyć takie dwa zawody jak ksiądz i psycholog. Odchodząc ze stanowiska dzielnicowego do komendanta przyjechała delegacja mieszkańców prosząc „niech pan nam go nie zabiera, taki dobry chłop”. To też świadczy, że nawet w trudnych czasach można zostać policjantem z ludzką twarzą. Kiedy trzeba pogrozić palcem należy pogrozić, kiedy pomóc – pomóc.
Co było najbardziej fascynujące już w dochodzeniowej pracy?
- Rozwiązywanie spraw, gdzie nie ma sprawcy i są tylko pewne ślady. Udokumentowanie, żeby całość nabrała wagi procesowej i udało się doprowadzić sprawcę do sądu.
Jak zmieniła się policja okiem komendanta, czyli osoby, która poznała ją także od trony administracyjnej?
- Zrobiła bardzo duży skok, jeśli chodzi o technologie czy wyposażenie. Dosłownie o jeden wiek. Oczywiście zawsze przydałby się jeszcze lepszy sprzęt, ale pamiętam czasy, gdy dzielnicowy miał do dyspozycji motocykl, a patrole były głównie piesze.
A jak ta rzeczywistość wygląda w zderzeniu z tak popularnymi filmami o kryminalnych sprawach? Komendant i praktyk ogląda je z uśmiechem czy widzi w nich ziarno prawdy?
- Jest trochę uśmiechu, bo tu trzeba oczywiście wziąć poprawkę. Badanie śladów w filmie to moment, w praktyce takie tempo jest nieosiągalne chyba, że przy najpoważniejszych sprawach jak zabójstwa. Zwykle czekanie na wyniki zabiera miesiące, co wydłuża prowadzenie spraw. Szczególnie młodzi funkcjonariusze powinni mieć świadomość, że w policji nie ma windy do kariery, a schody, które trzeba mozolnie pokonywać. Trzeba włożyć dużo swojego wysiłku, bo sprzęt - choćby najlepszy - nie załatwi wszystkiego. Najważniejszy od zawsze jest człowiek i jego podejście.
Jakie podejście do pracy powinien mieć dobry komendant?
- Tego nikt nie uczy, wszystko zależy od charakteru człowieka. Mi przydała się praca w każdej komórce, która dała mi dobre przygotowanie do tego, żeby dowodzić. Z pracy swoich przełożonych wybierałem do najlepsze, a odrzucałem to, co uważałem za niedobre. Starałem się też być otwarty dla ludzi i każdy mógł przyjść do mnie z dobrym pomysłem. Najwyżej mogłem żałować, że to nie ja na niego wpadłem. Starałem się być dobrym przełożonym i z taką świadomością kończę służbę.
Gdzie komendantowi pracowało się najlepiej?
- Najtrudniej było w Łasku – załoga była rozbita na dwa obozy, które trzeba było scementowac, na to nałożył się okres przeobrażeń: powstało duże województwo, pojawiło się samofinansowanie policji i umiejscowienie w samorządzie. A tu takie sprawy jak dziurawy dach na komendzie, z czym borykałem się także w Łęczycy. Praca w Sieradzu, i mówię to szczerze, ze względu na atmosferę i podejście ludzi była czystą przyjemnością. Podsumowując, wszędzie dobrze mi się pracowało, a w Sieradzu najlepiej.
Strategia na życie poza mundurem przygotowana?
- Oczekuję wnuczka i będę miał dodatkowe zajęcie. Z natury jestem też drugim budowlańcem, więc zajmę się i tym. Oprócz remontowania komend udało mi się zbudować dom. Teraz mam nowy cel - dom po rodzicach na wsi, którym chcę się zająć.
Ale nie zaszyje się Pan całkowicie się na działce?
- Tego sobie nawet nie wyobrażam. Chcę dalej śledzić pracę moich policjantów i służyć im pomocą. Zostawiam telefon do dyspozycji. Nigdzie nie uciekam. Koniec służby nie oznacza, że staję się innym człowiekiem.

Krzysztof Woskowski odchodzi na emeryturę w stopniu inspektora. Urodził się 1 lipca 1958 roku w miejscowości Podule w powiecie łaskim. Wykształcenie: Technikum Budowlane w Łodzi, Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie, wydział prawa i administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Pracę w mundurze rozpoczął w 1983 roku jako dzielnicowy w Zduńskiej Woli – potem w tej jednostce zastępca naczelnika i naczelnik wydziału dochodzeniowo-śledczego oraz zastępca komendanta. Był komendantem powiatowym policji w Łasku w latach 1999-2006, w Łęczycy (2006-2009), a od 2009 w Sieradzu. Zainteresowania i hobby? Jak wylicza to sport, historia, turystyka górska i praca na działce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto