Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kabina tira cementuje małżeństwo.Małgorzata i Paweł jeżdżą razem - ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Kabina tira cementuje małżeństwo.Małgorzata i Paweł jeżdżą razem
Kabina tira cementuje małżeństwo.Małgorzata i Paweł jeżdżą razem Fot. Dariusz Piekarczyk
Małżonkowie Małgorzata i Paweł Olejnikowie z Woźnik pod Sieradzem pracują wspólnie od około trzech lat jako kierowcy potężnego tira. Jak twierdzą, bycie razem cementuje małżeństwo.

Ciężarówka jest wielka, tak wielka, że sama kabina spokojnie do pierwszego piętra sięga. To wielkie, budzące respekt auto. Za szybą dwie podświetlone na niebiesko tabliczki. Na miejscu kierowcy dumny napis PAWEŁ, a obok GOSIA. Tir to miejsce pracy, ale także życia sympatycznego małżeństwa z podsieradzkich Woźnik Małgosi i Pawła Olejników.
– Ciężarówkami jeżdżę od 2005 roku – mówi Paweł. – Kilka lat temu dołączyła do mnie żona. Jak było z Gosią? To był spontan, zupełny spontan.
– Siedzimy sobie u znajomych i rozmawiamy – wtrąca Małgorzata. – Słuchaj, z pracą jest ciężko, a ona lubi przecież jeździć samochodami, bo jeździła już z tobą i córką Pauliną do Anglii, niech więc zrobi prawo jazdy na ciężarówki i pracujcie razem, co wam szkodzi, spróbujecie i zobaczycie, czy wam wyjdzie – mówią znajomi. No co, ma iść do sklepu za kilkaset złotych? Mąż spojrzał na mnie, ja na niego. Decyzja była szybka, poszłam na prawo jazdy, zdałam, choć przyznam, że cofanie do dziś sprawia mi kłopoty, ale że jeździmy razem, daję sobie radę, ale o tym później.
Wspólna przygoda państwa Olejników z tirem w roli głównej rozpoczęła się na trasie do Anglii. – Prawie od początku myśleliśmy jednak intensywnie o zmianie firmy, bo finansowo ta Anglia za bardzo się nie opłacała – wyjaśnia nasz rozmówca. – Śledziliśmy więc ogłoszenia i któregoś dnia trafiliśmy na firmę z Myszkowa, poszukującą kierowców na podwójną obsadę. Pasowało nam pod każdym względem, finansowym także. Firma też nas chciała, bo było jej nawet na rękę, że małżeństwo. Wiadomo, że jak już po ślubie, to będą się starać, pilnować roboty, bez awantur na parkingach, czy innych podobnych wybryków. Pytasz, czy kobieta za kierownicą tira wzbudza zainteresowanie? Nie w naszej firmie, nie jesteśmy jedyni. W Anglii się jednak dziwili, w Niemczech początkowo też, witało nas takie: O, matko, dziewczyna w tirze przyjechała. Ale już nie teraz. Przyzwyczaili się. Czasem zresztą bycie kobietą pomaga w takiej pracy, jak choćby podczas kontroli inspekcji transportu drogowego w Niemczech. Sympatyczny funkcjonariusz, który zresztą nieźle mówił po polsku, wymierzył tylko 40 euro mandatu. To zresztą nasz jedyny mandat. Ale wróćmy do początków naszej pracy w Myszkowie. Zaczęliśmy jeździć na południe Europy, do Austrii, Czech, Hiszpanii, Włoch. Teraz robimy głównie Niemcy i to przy granicy z Polską. Obsługujemy magazyny dużej firmy dystrybucyjnej.

Tira prowadzi się lepiej
Przy okazji udało im się zobaczyć kawał świata.
– Niektórzy mówią Hiszpania, Hiszpania, nas jednak nie zachwyciła, bez szału, choć jak mieliśmy dłuższą pauzę, to udało nam się zobaczyć Barcelonę, byliśmy nawet na plaży – wtrąca Małgorzata. – Dużo fajniejsze są Włochy, głównie ze względu na zapierające dech krajobrazy. Zresztą jak mamy kilkugodzinną pauzę, to staramy się czas aktywnie wykorzystać, nie tylko spać na parkingu. Czasem idziemy sobie, ot tak, bez celu, nawet zobaczyć małe miejscowości, powłóczyć się, a nie gnuśnieć w kabinie.
Olejnikowie dobrego słowa nie powiedzą za to o czeskich drogach. – Są chyba najgorsze w Europie – mówi Paweł. – Koleiny gonią koleiny. W Niemczech za to roboty drogowe i korki. U nas już nie jest najgorzej, za to najlepiej w Austrii.
Jak wygląda dzień małżeństwa w trasie?
– Zazwyczaj wyjeżdżamy na cztery do sześciu dni – wyjaśnia Małgorzata. – Za kierownicą, jak tylko się da, częściej jest Paweł, choć nie jest wcale tak, że ja nie lubię prowadzić. Powiem więcej, takim ogromniastym tirem jeździ się nawet lepiej niż autem osobowym. Zresztą podczas jazdy nie da się tak, żeby jedno prowadziło, a drugie spało, nic z tych rzeczy. Drugi kierowca może sobie drzemać, ale musi siedzieć. Wszystko w zgodzie z przepisami i jak tylko trzeba, zmieniamy się. Do kilkudniowego wyjazdu odpowiednio trzeba się przygotować, zwłaszcza teraz w czasie koronawirusa. Bez odpowiedniego wyprowiantowania nie ma co w drogę ruszać. Mamy więc w aucie dużą lodówkę, więc zanim wyjedziemy, to gotuję w domu zupy, czy robię kotlety lub pierogi, fasolkę po bretońsku, bigos. Potem jak znalazł, szybko się odgrzeje. Kuchenka też jest na wyposażeniu, bo bez niej ani rusz. Jakieś tam chińskie zupki? Nic z tych rzeczy. W miarę możliwości staramy się dobrze odżywiać. W Niemczech też teraz nie da się nic zjeść na stacjach benzynowych, bo tam także pozamykane, odgrodzone taśmami. Wychodzimy jednak, choćby po to, żeby wziąć prysznic. Zresztą niemieckie miasta, miasteczka, zazwyczaj tętniące życiem, smutny przedstawiają teraz widok, są po prostu puste, wymarłe, wymiotło ludzi. Jednym słowem, ciężki czas dla kierowców ciężarówek.
Na parkingach, co Olejnikowie zgodnie przyznają, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Zatrzymują się na tych dużych, dobrze oświetlonych. – Różne nieprzyjemne rzeczy się zdarzają – wyjaśnia Paweł. – W Niemczech ukradli mi paliwo, pocięli plandekę. Znalazł się też amator lub amatorzy drogich kosmetyków.
Zaskakują za to Olejnikowie twierdzeniem, że w polskich firmach transportowych, dysponujących już dziś naprawdę nowoczesnymi autami, mniej jest z każdym rokiem Polaków.
– Podjeżdżasz gdzieś za granicą do firmy i widzisz, że stoi tir na polskich numerach, więc idziesz o coś tam zapytać, a tu słyszysz, że on nie rozumie, bo z Ukrainy – mówi Małgorzata. – W każdej firmie Ukraińców jest teraz od groma. Śmiejemy się nawet w gronie tirowców, że w polskiej ciężarówce trudno o oryginał.

We dwoje w domu i kabinie
Wielu zadaje sobie pytanie, jak to jest, kiedy prawie cały tydzień trzeba spędzić we dwoje w pomieszczeniu trzy na trzy?
– Zdziwisz się, jeśli powiem, że jeżdżąc razem, mniej się kłócimy i sprzeczamy, niż jak przyjeżdżałem do domu na przerwę, kiedy pracowałem na tirze tylko ja – mówi z uśmiechem Paweł. – Dlaczego tak jest? Sam tak naprawdę do końca nie wiem, ale może dlatego, że w trasie mamy dzień dokładnie poukładany, każde z nas dokładnie wie, co ma robić. Zresztą sprzeczając się w drodze, nie dalibyśmy rady normalnie funkcjonować, no nie. Pewnie, że czasem się poprztykamy, ale to takie bardziej droczenie.
Olejnikowie przyznają, że najtrudniejszym momentem w ich pracy jest zawsze dzień wyjazdu.
– O, już trzeba jechać – mówi Małgorzata. – Za to powroty mają w sobie moc przyjemności. Cały czas jesteśmy zresztą w kontakcie z córką Pauliną. Teraz jesteśmy w domu aż do 11 stycznia. Boże Narodzenie będzie więc rodzinne. Nie zdarzyło nam się jeździć nigdy w te święta. Owszem, Paweł kiedyś pracował, ale w Wielkanoc, i to cztery razy z rzędu. To jednak trochę inne, mniej rodzinne święta.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że czas w domu starają się intensywnie wykorzystywać. – Choć córka jest już dorosła, to zawsze przecież to dziecko, więc chcemy wynagrodzić jej jakoś ten czas, kiedy jesteśmy poza domem – wyjaśnia Paweł. – Ot, choćby ostatnio wybraliśmy się na wspólne zakupy do centrum handlowego w Łodzi. Jest też więcej czasu na wspólne bycie razem.
Na pytanie, czy zamieniliby obecną pracę na taką stałą, dajmy na to od 8 do 16, odpowiadają zgodnie, że za nic w świecie. – Tu ciągle coś się dzieje, jest adrenalina, to nasz świat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kabina tira cementuje małżeństwo.Małgorzata i Paweł jeżdżą razem - ZDJĘCIA - Sieradz Nasze Miasto

Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto