Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dyrektor firmy Partnertech dał się przekonać przez Internet

Bożena Bilska-Smuś
Według zduńskowolanina, byłego pracownika Partnertechu, niektóre zatrudnione tu osoby z tytułem magstra inżyniera, podobnie jak on w 2006 r., mają na rękę 800 - 900 złotych
Według zduńskowolanina, byłego pracownika Partnertechu, niektóre zatrudnione tu osoby z tytułem magstra inżyniera, podobnie jak on w 2006 r., mają na rękę 800 - 900 złotych
Pracownicy sieradzkiej firmy Partnertech nie dali sobą pomiatać trzem kierownikom. Nie poszli z tym do Państwowej Inspekcji Pracy ani sądu, lecz upublicznili swoje problemy na internetowym forum.

Pracownicy sieradzkiej firmy Partnertech nie dali sobą pomiatać trzem kierownikom. Nie poszli z tym do Państwowej Inspekcji Pracy ani sądu, lecz upublicznili swoje problemy na internetowym forum. Dyskusja sprawiła, że dyrektor firmy przesunął na inne stanowiska dwóch kierowników, a trzeciemu dał szansę na poprawienie relacji z załogą.

Brak poszanowania pracowników, zabieranie premii z błahych powodów i śrubowanie norm ponad możliwości zarzucili trzem przełożonym zatrudnieni w Partnertechu, firmie produkującej elementy elektroniczne. Kierowników nazwali "grupą trzymającą władzę". Ratunek widzieli w dyrektorze firmy, który mógł zmienić ich sytuację i uratować zakład.

Przeszło 500 wpisów internautów wymaga kilku godzin czytania. To nic w porównaniu z rozgoryczeniem pracowników Partnertechu, którzy cenią swój zakład, ale nie godzą się na nieludzkie traktowanie. Widać, że dyskusję podjęli pracownicy wyedukowani: aż 40 procent załogi ma wyższe wykształcenie.

- To forum przyniosło więcej niż mogłyby załatwić związki zawodowe, których zresztą u nas nie ma - mówi 30-letni pracownik w granatowym polarze.

Wcześniej zapowiedział to jeden z forumowiczów: - Myślę, że zapoczątkowaliście nową erę. Tylko patrzeć, jak następne firmy zaczną pokazywać całą prawdę o sobie.

Posty rozpaczy
Większość z 340 zatrudnionych w Partnertechu to młodzi ludzie. Pokolenie, które z łatwością posługuje się komputerem. Byli tak zdesperowani, że poszli na całość i upublicznili zakładowe problemy, choć mają możliwość napisania maila bezpośrednio do dyrektora, który odbiera tego typu korespondencję sam, w ustawionym na biurku laptopie.

Jacek Maciejewski, dyrektor Partnertechu, śledzi na bieżąco to, co pojawia się w sieci. Wiedział więc, że jawi się w tych postach jako mąż opatrznościowy.

- Panie dyrektorze, proszę coś z tym zrobić. Dlaczego traktuje się nas jak Murzynów, a nie wykwalifikowaną siłę roboczą? - pytał "someone".

- Wierzymy w pana rozsądek. Może pan pomóc nam i sobie. Jeszcze nie jest za późno - podpowiadał "Znam Pana".

- Panie dyrektorze, niech pan nam pomoże, oni nas naprawdę poniżają - oceniał "xyz".

- Dyra szanuję, bo nie jest taki, jak ta trójca - podkreślał "alien".

- Dzięki Jacek za te lata. Szkoda, że musiałeś zamknąć się w tym gabinecie. Pomożesz? - pytał z nadzieją "pracownik".

Dlaczego dyrektor Partnertechu zwlekał z decyzjami?

- Nie jest prosto zwolnić kierownika tak, żeby produkcja nie ucierpiała. Robimy ankiety. W 2005 roku krytykowany kierownik działu nie miał najniższej oceny, ale w minionym roku było już gorzej. Był świetnym organizatorem, ale to nie wystarczy. Zaczęły docierać do mnie sygnały, że nie po ludzku traktuje pracowników - przyznaje Jacek Maciejewski.

Dyrektor co miesiąc spotyka się z przedstawicielami załogi. Należy do nich Bogdan Nowak. - Jestem normalnym pracownikiem, tylko mam przywilej przekazywania problemów nurtujących załogę. Relacje z dyrektorem są jasne i proste. Godzę się z każdą jego decyzją, bo szanuję pracę. A co do kierownika, to nikogo nie pobił ani nie opluł.

- Dlatego znaleźliśmy pomysł na rozwiązanie naszych problemów - włącza się mężczyzna w niebieskiej polówce. - Posty pojawiły się jako komentarze do zamieszczonego w "Dzienniku Łódzkim" artykułu o naszej firmie.

Wyśrubowane normy
Kierownik działu Mariusz Chycki, kierownik produkcji Przemysław Polanowski i pilnujący norm Marcin Kryściak - to trzech przełożonych, oskarżanych w Internecie przez podwładnych.

- Kierownik działu zabierał premie za to, że ktoś za często wychodził do toalety - zżyma się młody mężczyzna w niebieskim podkoszulku.

- A także za pójście po kawę z automatu w innym czasie niż wyznaczona na posiłki przerwa - dodaje siedzący przy nim kolega.

- Po wyrobieniu normy od razu ją podnosił i znów premia była daleko - dodaje rudowłosa pracownica.

- Gonił do przodu i nie przyjmował naszej argumentacji. Uważał, że jest nieomylny. Jak ktoś się odezwał, od razu miał problemy. Chcieliśmy być partnerami, ale się nie dało - dopowiada mężczyzna w granatowym dresie.

Mariusz Chycki mówi, że zarzuty są bezpodstawne. Nikomu premii nie zabierał, a jedynie jej nie przyznawał. - I to nie w pełnej wysokości, tylko częściowo. Na pewno nie za błahe sprawy. Zresztą pracownicy nie mogą sobie sami ustalać norm. Wynikają one z przyjętych standardów.

Tłumaczy, że został znienawidzony przez załogę, bo zaledwie po dwóch tygodniach pracy w Partnertechu pojechał na szkolenie do Szwecji, gdyż firma należy do koncernu z tego kraju. Po powrocie od razu został liderem grupy. Potem we trzech odpowiadali za wprowadzenie norm i dlatego stali się niepopularni wśród pracowników.

- Problem nie polega na wysokości normy, a na dobrym zagospodarowaniu czasu między operacjami - dodaje Chycki.

Mierzeniem czasu zajmował się Marcin Kryściak. Pracownicy opowiadają, że robił to z ukrycia. Nazwali go czasowstrzymywaczem.

- Chodził ze stoperem i podczas wykonywanej przez nas operacji go zatrzymywał, a po jakimś czasie włączał. Na tym polegało śrubowanie norm - opowiada 25-latek w czerwonym dresie.

Marcin Kryściak zaprzecza, że podkręcał normy poprzez zatrzymywanie stopera. - Trudno mi powiedzieć, dlaczego pracownicy tak to skomentowali. Może sami chcieli te normy ustalać? Czasy, które mierzyłem, były przyjęte zgodnie z zasadami w firmie.

Od dyrektora dowiedział się, że mierzenie czasu zostaje wstrzymane. Wtedy powiedział, że chce odejść na produkcję i szef się zgodził.

- Nie doskwiera mi ta sytuacja ani nie doznaję od zatrudnionych tam żadnej niechęci - twierdzi Marcin Kryściak.

Nie będą Japonią
- Normy w kilku działach zostały obniżone - potwierdza Mariusz Chycki. - Ale z tego co wiem, firma pracuje nad odbudową systemu. Ma to polegać na usprawnieniu produkcji, a nie na tym, by ludzie pracowali szybciej. To jest filozofia wzięta z japońskiej Toyoty.

Przemysław Polanowski dziwi się, że nie mieli wyraźnych sygnałów od załogi, choć mierzeniem norm zajmowali się od roku. - Dla mnie jest to zagadka. Dlatego nie podejmowaliśmy żadnych zmian. Teraz powstał plan, by wprowadzić usprawnienie produkcji, ale słuchając pracowników. Pomiary i tak trzeba zrobić, z tym że załoga na temat norm będzie dyskutować. Zależy nam na wypracowaniu kompromisu. Nasza firma musi być cenowo konkurencyjna, aby istniała kolejnych 10 - 20 lat.

Dyrektora boli, że po ostatnich wydarzeniach i upublicznieniu problemów przez załogę ucierpiał wizerunek Partnertechu. Liczy, że po podjętych przez niego decyzjach straty zostaną odrobione. Zakład jest nowoczesny, klimatyzowany, zapewnia szkolenia, imprezy integracyjne i wczasy pod gruszą. Firma płaci pensje i ubezpieczenie na czas.

Jacek Maciejewski mówi, że pracownicy dobrze zarabiają. Średnia płaca sięga 2,2 tys. zł.

Pracownicy dodają, że z nadgodzinami, ale od razu uzupełniają, że w Sieradzu i tak nie znajdą lepszej pracy. - Być może dyrektor w ostatnim czasie był zapracowany i nie mógł się zająć naszymi problemami. Ale stanął na wysokości zadania. Atmosfera się poprawiła - mówi jeden ze starszych pracowników firmy.

- Reaguję, jeśli załoga jest niezadowolona - potwierdza dyrektor Maciejewski. - Mariusz Chycki został przesunięty do działu inżynierii. Nie ma bezpośredniego kontaktu z pracownikami. Stracił też na pensji. Marcin Kryściak już nie mierzy norm. Ma inne stanowisko. Sprawa Przemysława Polanowskiego jest w toku. Nadal jest kierownikiem produkcji. Dostał szansę.

Jacek Maciejewski przyznaje, że w zakładzie były problemy z komunikacją. Dlatego załoga nie zaakceptowała wspomnianych pomiarów. Mówi, że wrtóci do nich, bo musi oszacować wydajność pracy. Ale szuka sposobu, który zaakceptują pracownicy.

- Wiele razy rozmawiałem z przedstawicielami pracowników i całą załogą - upewnia nas Jacek Maciejewski. - Ustaliliśmy, że co miesiąc będę wysyłał pracownikom pisemną informację i równie często spotykał się ze wszystkimi. Wprowadziłem także bardzo przejrzyste zasady premiowania. Dotychczas, nie były on tak oczywiste.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto