Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Brat Hiacynt z Warty. Habit jest niczym zbroja dla rycerza, bywa przepustką

Dariusz Piekarczyk
Brat Hiacynt
Brat Hiacynt Fot. Dariusz Piekarczyk
Brat Hiacynt z klasztoru ojców bernardynów w Warcie jest organistą. Przejął pałeczkę po zmarłym niedawno Tomaszu Baranowskim, który „czarował” swoją grą od roku 1958 do 2017, kiedy to przeszedł na emeryturę.

Hiacynt, kiedy wstępował do zakonu miał na imię Paweł i jego pierwszym wyborem wcale nie byli bernardyni. Kiedy wyjechał do Krakowa z rodzinnego Bielska-Białej był przekonany, że zostanie reformatem. I pewnie by się tak stało, gdy nie zobaczył bernardyńskiego kościoła. – Spodobał mi się od razu – mówi brat. – Jest zdecydowanie ładniejszy od tego reformatów. Pomyślałem więc sobie, że pójdę do bernardynów i tak też się stało. Jestem bernardynem do dziś i nie żałuję tego.
Tak naprawdę trudno dziś powiedzieć, czy to dzieło Opatrzności, czy też zwykły przypadek. Droga Hiacynta, do brązowego habitu nie była specjalnie wyboista. Można powiedzieć, że skazany był na bycie mnichem. Przez 16 lat usługiwał jako ministrant, potem był nawet kościelnym w swojej rodzinnej parafii. – Kiedy zakomunikowałem rodzicom oraz siostrze Annie, że chcę się poświęcić Bogu na początku posmutnieli – wspomina. – Z czasem jednak przywykli, a kiedy zobaczyli że szczęśliwy jestem u bernardynów, to i na nich część mojego szczęścia spłynęła.
Jest pierwszym w rodzinie duchownym. Ojciec Adam miał zapewne nadzieję, że przejmie fach po nim, bo był w mieście cenionym zegarmistrzem. Stało się jednak inaczej.
Zostaję zakonnikiem, ot łatwo powiedzieć, ale od słów do czynu droga daleka. – Postulat zaczynało nas w 2005 roku 16 – wspomina. – Skończyło 12, a do dziś pozostało sześciu. Pamiętam jakie to było szczęście, kiedy po raz pierwszy włożyłem habit. To szata zbawienia, albo inaczej, to tak ważny ubiór jak dla rycerza była zbroja. Mając habit na sobie, reprezentuję Kościół, świadczę swoją postawą o Chrystusie. Dodam, że habit często ułatwia życie, bywa nieraz przepustką, otwiera drzwi. Przyznam, że jak jadę na wakacje, to habit też z sobą zabieram.
Ile habitów ma zakonnik? Zazwyczaj trzy. Jeden wyjściowy, a dwa jakbyśmy określili „robocze”. Wystarcza zazwyczaj na pięć lub sześć lat.
– Moją pierwszą placówką był klasztor w Radecznicy – kontynuuje brat Hiacynt. – I dobrze, bo raz że klasztor spokojny tak jak w Warcie, a dwa trafiłem na fajną wspólnotę, ale także społeczność lokalną. Byłem tam zakrystianinem. Przejąłem obowiązki po zakonniku, który chorował. Nikt mnie nie wprowadzał, sam musiałem dojść do wszystkiego. W Warcie jestem od czterech lat. Przyszedłem tu z dużo większego klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Brat Hiacynt przyszedł do Warty głównie dlatego, że grał na organach, a Tomasz Baranowski wspominał już wtedy, że czas na emeryturę. Następca był więc konieczny.
– Kryzysy w życiu mnicha?Pewnie, że są. – Raz z wiatrem, raz pod wiatr – mówi nasz rozmówca. – Potrafię sobie z nimi radzić. Jak? Dobrze mieć dystans do niektórych rzeczy o potrafić słuchać osób, które dobrze radzą, wspomagają. Atutem jest także i to, że jestem z natury spokojny, to pomaga.
Święta Bożego Narodzenia lub Wielkanocy w klasztorze. Podczas wielu spotkań, rozmów, także w klasztorach klauzurowych, moi rozmówcy zgodnie podkreślali, że to dla nich czas wytężonej pracy, bo to czas spowiedzi, więcej ludzi na mszach świętych czy przygotowanie szopek, roznoszenie opłatków, potem kolęda. – Dla nas święta zaczynają się wtedy, kiedy dla wiernych kończą - potwierdza rozmówca. – Wtedy w klasztorze zalega cisza. Teraz jest jednak nieco inaczej, bo zaczyna się kolęda.
A jak wygląda dzień brata zakonnego w Warcie? Jest uporządkowany, przewidywalny. – Wstaję około szóstej – mówi. – Potem ojcowie oraz ja mamy wspólną jutrznie, mszę świętą, śniadanie i każdy rozchodzi się do swoich obowiązków. Spotykamy się na obiedzie.
Jeśli już jesteśmy przy strawie, to kuchnia klasztorna z Warty słynna jest, niczym Michałowej z serialu telewizyjnego „Ranczo”. Może nie jakaś wykwintna, ale dobrze przyprawiona, smaczna. Królują w niej Gabriela Rutkowska oraz Krystyna Kosic.
Wracając do zakonnego dnia. Po obiedzie aż do wieczora brat Hiacynt, czy zima to czy lato, ma co robić. Czasem znajdzie jednak czas na spacer, czy wspólną kawę ze współbraćmi. O 22 zamykana jest bramka klasztorna. Czasem, ktoś zagubiony, przytłoczony przez kłopoty dobija się po tej godzinie, to i trzeba otworzyć, wysłuchać, pomóc.
Budową słynnej na cały region gigantycznej szopki w kościele ojców bernardynów kieruje od lat Paweł Stępień, ale mocnym punktem zespołu jest nasz rozmówca. Jego działo to choćby pałac wyrzeźbiony Heroda. – Pałac wyrzeźbiłem – mówi. – Lubię to, jak przy rzeźbieniu odpoczywam.
A granie na organach? – Wymaga systematyczności, codziennych, co najmniej godzinnych, ćwiczeń - wyjawia nasz rozmówca. – Nie tylko utworów liturgicznych, ale muzyki klasycznej, lżejszej.
Co bernardyn robi w wolnym czasie? – A wsiadam na rower i jadę choćby nad Wartę - mówi. – Czytam Świętego Benedykta.
Niewielu wie, że brat Hiacynt kocha kwiaty, a już nad wszystko azalie. Jakieś słabości? – Aaa, lubię nieraz wypić dobre piwo, zwłaszcza z lokalnych browarów
Zakonnik przyznaje, że dobrze czuje się w Warcie. - Ludzie tu życzliwi, otwarci, lubią pogadać, lgną do nas bo mają śmiałość, szanują – mówi z uśmiechem. – Wiem, że jak chodzę choćby z opłatkiem, to nigdy głodny do klasztoru nie wrócę. ą

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto