Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie o zapachu pomarańczy i smaku placka drożdżowego z kruszonką

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Senator RP Michał Seweryński
Senator RP Michał Seweryński Fot. Dariusz Piekarczyk
Senator RPMichał Seweryński zasiada w izbie wyższej Parlamentu RP od 2011 roku. W dziewiątej kadencji Senatu był marszałkiem seniorem i wicemarszałkiem.

Parlamentarzysta, mający swoje biuro poselskie na Rynku w Sieradzu, był dwukrotnie ministrem nauki i szkolnictwa wyższego oraz ministrem edukacji i nauki. Jest profesorem zwyczajnym, a specjalizuje się w zakresie polskiego i międzynarodowego prawa pracy. Od 1965 roku wykłada na Uniwersytecie Łódzkim, którego był także rektorem. Gościnnie wykładał na uczelniach wyższych we Francji, Kanadzie, Hiszpanii, Japonii oraz Szwajcarii. Odznaczony został Krzyżem Kawalerskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, ale jest także kawalerem francuskiego Orderu Palm Akademickich i Orderu Narodowego Legii Honorowej. Posiada także Złotą i Srebrną Gwiazdą japońskiego Orderu Wschodzącego Słońca.
Dziś jednak, w szczególnym przedświątecznym czasie, uciekamy od polityki - Profesor Seweryński, dał się namówić na wspomnienia Bożonarodzeniowe.
- Jak wszystkie dzieci oczekiwałem na te święta z wielką radością, a zwłaszcza na świętego Mikołaja, który może do nas przyjdzie, a niewykluczone że z prezentami, ale jak będziemy grzeczni - rozpoczyna wspomnienia. - To były czasy, jak najdalej wstecz sięgam pamięcią, wczesnopowojenne. Mieszkaliśmy w Łodzi, na Bałutach – biednej dzielnicy robotniczej. Powiedzieć, że w domu było skąpo i biednie, to za mało powiedzieć. Ale kiedy nadchodziło Boże Narodzenie dzieciaki nie myślały o biedzie. Już sam fakt, że będzie choinka, że będziemy ją ubierać własnoręcznie zrobionymi zabawkami sprawiał, że czekaliśmy świąt z niecierpliwością i w radosnym podnieceniu. I jeszcze mieliśmy śpiewać kolędy pod kierunkiem mojego ojca, członka chóru parafialnego przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Ja tam potem byłem ministrantem 11 lat, aż do czasu rozpoczęcia studiów. Więc w domu była cicha euforia dzieci, a było nas czworo. Mieliśmy osiem, dziesięć lat i największym naszym zmartwieniem było jak ten św. Mikołaj się do nas dostanie, bo podobno na sankach jeździ, a śniegu nie ma. A ten Mikołaj to podobno rozdaje prezenty? Nie, niemożliwe. Skąd je ma? On jest bogaty, z nieba przynosi - odpowiadała mama. Pyta pan jakie były wtedy prezenty. Zaskoczę pana, kilogram pomarańczy, ale dla wszystkich, do podzielenia. To był niezwykły świąteczny prezent, bo wówczas owoce te były trudno dostępne. Do dziś pamiętam ich zapach, tak jak i choinki, bo wstawaliśmy w nocy, aby ją wąchać. I jeszcze skarpetki dostawaliśmy.

Mały Michał nosił zagniatane placki do piekarni
Potwierdzeniem, że idą święta, najpiękniejsze w całym roku święta, było pojawienie się choinki i zagniatanie placków. - Zanosiliśmy je potem do sąsiedniej piekarni-cukierni i tam nam je wypiekali - mówi dalej Michał Seweryński. - To było najnormalniejsze ciasto drożdżowe z kruszonką. Nie było możliwości, żeby pojawiło się inne. Ale mieliśmy placek! A jak jeszcze rybę udało się kupić na krótko przed Wigilią, to było nie lada wydarzenie, bo przecież w ciągu roku ryby nie jedliśmy, bo była za droga, no chyba że czasem dorsz. Zachodziliśmy więc w głowę, co też będzie z tą rybą, jak będzie przyprawiana do jedzenia. Tak czy inaczej była nadzieja, że najemy się do syta. Normalnie nie zawsze było to możliwe. Rodzice wychodzili wcześnie do pracy, ojciec był kolejarzem i opuszczał dom około piątej rano, żeby zdążyć na czas do Koluszek. Wracał koło 21.00. Mama pracowała w dawnym zakładzie bawełnianym Biedermana. Ja przez pewien czas chodziłem do przedszkola urządzonego w jego pałacu. Potem jako rektor Uniwersytetu Łódzkiego uzyskałem ten budynek dla uczelni. Na podwórku miałem kolegów kilku narodowości, bo mieszkali w naszej kamienicy Cyganie (nawet mówiono, że mieszka tam cygański wicekról), była też rodzina niemiecka oraz sympatyczne małżeństwo z Ukrainy. Ona Polka, a on Czech. Razem prowadzili mały sklepik spożywczy. Wszyscy się lubiliśmy i szanowaliśmy. Nie było konfliktów, żalów, urazów. Wracając do Cyganów, pamiętam że jeździli rolwagą. To taka duża platforma na kołach. Jak patrzę wstecz, wspominam, święta to było coś niezwykłego. Rodzice wtedy do pracy nie poszli, nie byliśmy więc sami od rana do wieczora.

Kolędy z Cyganami i ministrantura na Bałutach
Po kolacji Wigilijnej następował wyczekiwany czas śpiewania kolęd. - Przychodzili sąsiedzi, Cyganie też - kontynuuje Michał Seweryński. - Śpiewaliśmy to co w kościołach, choć starsze ciotki pamiętały jeszcze kolędy z czasu zaborów. Najstarsza z ciotek chodziła jeszcze do takiej szkoły przed pierwszą wojną światową, gdzie modlono się za cara - Boże cara chrani. Po kolędach dorośli szli na Pasterkę. Dzieci nie, bo był duży problem z tym, żeby mieć coś ciepłego do ubrania. Ciepłe ubranie było potrzebne do szkoły. Buty ojciec reperował sam, bo na szewca nie było nas stać. Jak kiedyś, zamiast kopnąć piłkę trafiłem w kamień, to odpadł mi czubek buta. Tata to reperował, ale rozmowa nie była przyjemna. Wiedzieliśmy jednak, że jest Pasterka i któregoś razu poszliśmy do kościoła w nieco większym składzie. Pamiętam gęsty tłum ludzi i chór śpiewający. To był mój pierwszy kontakt z muzyką. Chór zrobił na mnie ogromne wrażenie i tak pozostało do dziś. Po Pasterce rzeka ludzi wylała się ze świątyni na ulicę, wszyscy przystawali, składali sobie życzenia.
W końcu przyszedł czas i na to, żeby mały Michał ministrantem został. - Starszy chłopak z naszej dzielnicy już nim był - wspomina dalej parlamentarzysta. - On potem zajmował się nami, sprawdzał czy jesteśmy dobrze ubrani i czy potrafimy odpowiadać księdzu po łacinie. W tym celu dostaliśmy książeczkę do nabożeństwa - mszalnik. Na jednej stronie było po polsku, a na drugiej po łacinie. Próbowałem zrozumieć co tam było napisane. Rodziły się trudne pytania, choćby takie: czy po śmierci Pan Bóg czeka na nas w niebie i co tam właściwie jest? A jeśli tam nic nie ma to po co człowiek się rodzi i jaki sens ma nasze życie? Mały chłopak, nawet ministrant, musiał czekać z tymi pytaniami bardzo długi czas, ale rodziły się już w dzieciństwie.

Święta z Ukraińcami, którzy uciekli przed wojną
W tym roku w naszym kraju w świętach będzie uczestniczyć liczna diaspora ukraińska. - Widzę to na przykładzie dwóch łódzkich cerkwi, które zostały po czasach carskich, gdzie są ich tłumy. W mieście mieszka około 40 tysięcy Ukraińców. To nowy czas naszego życia i duże wyzwanie dla nas. Jest też problem czy uczyć dzieci imigrantów po ukraińsku, czy w polskich szkołach. Większość Ukraińców posłała dzieci do naszych szkół z językiem polskim. Decydują chyba potrzeby ich życia codziennego w Polsce, a w jakimś stopniu także względy kultur.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto