Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sieradzanina wyprawa po Kresach. Jacek Brzostowski wędrował po Ukrainie, Białorusi i Litwie szukając śladów polskości

Paweł Gołąb
Fot. archiwum Jacka Brzostowskiego
Kresy w poszukiwaniu śladów polskości zjechał wzdłuż i wszerz sieradzanin Jacek Brzostowski. Wyprawa podzielona na kilka etapów trwała kilka lat.

Jacek Brzostowski studiuje medycynę na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, ale ma też artystyczną duszę – jako miłośnik muzyki klasycznej gra na fortepianie i najchętniej na organach, pisze wiersze. Jego wielką pasją jest także łacina. Skąd w człowieku wielu zainteresowań wzięło się jeszcze zamiłowanie do Kresów? - Trudno mi nawet powiedzieć, jak się we mnie zrodziła ta tęsknota za Kresami. Może przy okazji lektury podręczników historycznych czy dzieł literatury polskiej? Dość, że przyszedł moment, gdy postanowiłem te Kresy zjechać, o ile będzie to w ogóle możliwe. To było przedsięwzięcie liczone na dłuższy czas i okazało się, że zajęło mi to pięć lat.
Jak relacjonuje sieradzanin, swoją podróż po Kresach zaczął od wycieczek organizowanych przez biura podróży, ale potem, gdy pojawiały się problemy ze zorganizowaniem dostatecznej grupy i wyjazdy często odwoływano, postanowił jeździć na własną rękę. - To było bardzo dobre posunięcie, bo nie byłem wtedy ograniczony żadnym konkretnym programem i mogłem wszystko praktycznie samodzielnie regulować. Dzięki temu całe przedsięwzięcie, które przypieczętował ubiegłoroczny wyjazd na Huculszczyznę, w pełni się udało. Jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy.
Podróże Jacka Brzostowskiego objęły cały obszar przedwojennego wschodu Polski. – Trzymałem się granic, bo tam te ślady polskości są najliczniejsze, najwyraźniejsze i do tej pory mieszka tam bardzo dużo Polaków, co nie znaczy, że dalej ich nie ma. Kolejność natomiast była różna – zacząłem od Ukrainy, przez Białoruś, Litwę, by wrócić na Ukrainę.
W takiej ogólnej świadomości Kresy to Lwów na południu, Wilno na północy, ale jest przecież wiele innych miejsc. Udało się dotrzeć w te nieoczywiste? - Zawsze najbardziej ceniłem sobie spotkania z Polakami,którzy tam żyją i przez wiele dziesiątków lat utrzymują polskość poprzez wiarę, kulturę, język, tradycje. Cieszę się, że mogłem z nimi porozmawiać. Uznaję tę swoją podróż za spłatę pewnego rodzaju długu wobec tych osób.
Które ze spotkań najbardziej zapadło w pamięć? - Miałem wiele miłych spotkań, ale takim szczególnym było to w Kutach - miejscowości, gdzie rząd polski na początku II wojny światowej przekraczał granicę do Rumunii. Natknąłem się przed kościołem na starszą panią, nie znałem jej, ale zaryzykowałem i powiedziałem do niej po polsku „Szczęść Boże”. Prawie się popłakała ze wzruszenia, że ktoś tam pojechał, odezwał się do niej po polsku i chciał wysłuchać jej historii. Dowiedzieć jak to się stało, że ona i inni tam pozostali. Dzięki tym wyprawom przekonywałem się coraz dobitniej, że co człowiek to historia.
To już zakończone przedsięwzięcie? Można powiedzieć, że Jacek Brzostowski poznał Kresy od A do Z? - To pewien etap mojego życia, który został już zamknięty. Co nie znaczy, że mnie tam nie ciągnie, bo chcę wrócić chociażby na Białoruś, ale już raczej czysto rekreacyjnie, oraz by zwiedzić miejsca mniej znane.
Ślady polskości są na Kresach wciąż widoczne? Jak to jest w poszczególnych krajach? Litwa – jak słyszymy z przekazów – ma problem w dialogu z Polakami, Białoruś – wbrew pozorom – miejsca pamięci związane z naszym krajem pielęgnuje, ale Ukraina to już chyba inna historia wynikająca z biedy czy nastrojów antypolskich? - Tak rzeczywiście jest – przytakuje Jacek Brzostowski. - Każda z tych postsowieckich republik poszła w swoją stronę. Ślady polskości w każdej są bardzo liczne i różnego rodzaju: od płyt kanalizacyjnych, poprzez słupki graniczne, tablice pamiątkowe czy nagrobki, po dzieła sztuki, starodruki i budynki. Różni się podejście w tym, jak się o to dba. Na Ukrainie jest faktycznie na tyle biednie, że te ślady są ocalone i w dobrym stanie, o ile zadbają o to, sami Polacy, bo nastawienie banderowskie, które jest tam niestety wciąż obecne, utrudnia ten proces. Białoruś? Dba się o pamiątki historyczne. To w mojej ocenie najbardziej przychylni nam nasi sąsiedzi i moglibyśmy podjąć wiele wspólnych przedsięwzięć wspólnych, jeśli byłoby większe otwarcie na siebie. Białorusini potrafią odbudować od zera zniszczone zabytki na podstawie źródeł historycznych, w sposób bardzo wierny i staranny. No i na tej zniesławionej Białorusi mamy pałac w Nieświeżu czy zamek w Mirze, zabytki wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Litwa to już zupełnie inna sprawa. Z jednej strony - ponieważ po wojnie nie było stąd masowych przesiedleń jak na innych terenach na Kresach - jest tam do tej pory bardzo wielu Polaków i polskość ma inny wymiar, jest żywsza. Z drugiej strony, są jednak nieprzyjazne kroki podejmowane przez Litwinów jak zakaz wieszania tabliczek dwujęzycznych, już nie tylko w przestrzeni publicznej, ale nawet na domach prywatnych. Polacy jako mniejszość nie mają zapewnionych należnych im praw i to mnie przyprawia o ból głowy. Są zwartą grupą i się wspierają, ale jednocześnie spotyka ich wiele przeciwności ze strony niby takich europejskich władz. Natomiast niezależnie od kraju kontakt z naszymi rodakami i miejscami związanymi z Polską jest niepowtarzalny. Jeśli tylko ktoś ma możliwość tam pojechać, zachęcam do tego.
Te wyprawy miały bardziej wymiar duchowy niż czysto turystyczny? – Za każdym razem starałem się, by były to takie rekolekcje w drodze. Te wyjazdy służyły zawsze wyciszeniu, oderwaniu od przyziemnych spraw codziennych. Z drugiej strony przekonałem się, że Polska robi wrażenie na wielu mieszkańcach Wschodu, nie tylko naszych rodakach tam mieszkających. To dla nich kraj o wielkich tradycjach i odnoszący sukcesy na różnych płaszczyznach, a Polak czy Polska to jest coś godnego szacunku i coś wielkiego. Na co dzień żyjąc tu, często wszystko nam powszednieje, zapomina się o wyjątkowości wielu rzeczy, a tak być nie powinno. I z tego względu była to dla mnie cenna lekcja patriotyzmu, który w kresowej ekspresji niekiedy wręcz zawstydza…

Jacek Franciszek Brzostowski – ur. 1993 w Sieradzu, student medycyny na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, członek Koła Literackiego „Anima”. Jego wielką pasją są łacina i muzyka klasyczna. Gra na fortepianie, flecie i organach. Laureat licznych konkursów literackich, m. in. w III Ogólnopolskim Konkursie Poetycko-Prozatorskim „Puls Słowa” dla lekarzy i lekarzy dentystów, organizowanym przez Naczelną Izbę Lekarską oraz Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie. Jego wiersze były zamieszczone w antologii Koła Literackiego ANIMA „Optymistyka” oraz w wielu almanachach pokonkursowych. W 2012 r. utwory Jacka

Brzostowskiego w wersji polskiej i niemieckiej zostały opublikowane w wychodzącym w Austrii międzynarodowym roczniku „Reibeisen” (był najmłodszym poetą prezentowanym w tym numerze pisma i jednym z dwojga Polaków). W 2014 r. zdobył III miejsce w Konkursie „Iuvenes pro Arte” w ramach LII Ogólnopolskiej i X Międzynarodowej Konferencji „Iuvenes pro Medicina” za wiersz przetłumaczony na język angielski. W lutym 2015 r. zdobył III nagrodę w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „Praski Ślad Sebyły” w Warszawie (przewodniczącym jury był Ernest Bryll), w listopadzie 2016 r. zajął III miejsce w VIII Ogólnopolskim Otwartym Konkursie Literackim „O Różę Karoliny” w Namysłowie. W 2013 roku wydał debiutancki zbiorek „Pociąg do nieba”.
Jest siedmiokrotnym stypendystą Prezydenta Miasta Sieradz, dwukrotnym Starosty Sieradzkiego oraz stypendystą Marszałka Województwa Łódzkiego w roku 2012.

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto