Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Minister sportu pilnie poszukiwany

Agata Pustułka , Anna Wojciechowska , Michał Karnowski
FOT.WOJCIECH BARCZYŃSKI
W Platformie trwają łowy na ministra sportu po tym, jak wczoraj w atmosferze skandalu do dymisji podał się Mirosław Drzewiecki. Na giełdzie pojawiają się różne nazwiska. Wczoraj TVN 24 podał, że nowym ministrem ma zostać Grzegorz Dolniak (na zdjęciu), poseł PO z Będzina, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy po Zbigniewie Chlebowskim.

- Nie było takiej propozycji - zaprzecza Dolniak. - Koncentruję się na powierzonej mi funkcji szefa Klubu Parlamentarnego PO.

- Grzegorz Dolniak ministrem? Nie wydaje się to możliwe. Grzegorz będzie bardzo dobrym szefem klubu PO - potwierdza szef śląskiej Platformy poseł Tomasz Tomczykiewicz, który dodaje, że między bajki trzeba włożyć też plotki o tym, jakoby kontrowersyjny poseł PO Jarosław Gowin zajął miejsce po Dolniaku na stanowisku przewodniczącego klubu.

- To bzdura, w zasadzie od razu było przesądzone, że Grzegorz Dolniak nie będzie ministrem sportu. Przecież on się na sporcie w ogóle nie zna. Zostanie na stanowisku szefa klubu PO chociażby dlatego, że na objęcie tej funkcji przez Jarosława Gowina nikt się nie zgodzi. Gowin jest zbyt wyrazisty w swoich poglądach i nie może być "twarzą" Platformy - dowiedzieliśmy się z kręgów śląskiej PO. Nasi informatorzy twierdzą, że premier Donald Tusk zbyt mocno "przejechał się" na politykach i teraz na ministerialnym fotelu chce widzieć fachowca. Szuka człowieka który dałby mu gwarancję, że nie jest uwikłany w układy na linii biznes - polityka. Potwierdza to pośrednio szef PO w woj. śląskim Tomasz Tomczykiewicz. - Platformie potrzebny jest fachowiec, mniej polityk - tłumaczy Tomczykiewicz. - Człowiek, który sprawnie i kompetentnie poprowadzi ministerstwo - dodaje.

Dziś wszystko będzie jasne, bo na godz. 18 zapowiedziano nadzwyczajne spotkanie parlamentarzystów PO. Obserwatorzy spodziewają się, że dojdzie na nim do wyboru władz klubu i innych ustaleń personalnych.

Wśród kandydatów na ministra sportu, oprócz Dolniaka, wymienia się: Adama Giersza, sekretarza stanu w Ministerstwie Sportu, senatora Andrzeja Persona oraz posłów Andrzeja Biernata i Ireneusza Rasia z komisji sportu, a nawet Marcina Herrę ze spółki PL 2012. Wydaje się, że najbliższy otrzymania ministerialnej nominacji jest Adam Giersz, zastępca Drzewieckiego. - Mocno go rozważamy, on od zawsze związany był ze sportem, a tuż przed Euro 2012 nie można ryzykować na stanowisku ministra kogoś, kto będzie dopiero poznawał resort - twierdzą nasi informatorzy. Zdaniem ekspertów premier Donald Tusk może jednak zaskoczyć wszystkich i poprosić o poprowadzenie resortu jakiegoś byłego sportowca. - Bońka, Lubańskiego? - śmieje się jeden z parlamentarzystów.

Cóż, Tusk potrafi zaskakiwać.

Współpraca AT

Sport bez szefa

To było już nieuniknione. Pod presją opinii publicznej i własnej partii minister sportu Mirosław Drzewiecki, który miał w interesie lobbystów hazardowych wpływać na zniesienie dopłat za gry, podał się wczoraj ostatecznie do dymisji. Nie ona jednak sprawiła, że ten dzień okazał się jego osobistą tragedią.

- Mam jedno nazwisko, jedną twarz, jedną rodzinę i będę ich chronić za każdą cenę - tłumaczył swoją rezygnację minister. Była 11.20. Pięć minut później w Łodzi zmarła na atak serca jego matka.

Tymczasem odejście Drzewieckiego z rządu w żadnej mierze nie uspokoiło nastrojów. Przeciwnie. Afera hazardowa na dobre zatrzęsła rządem. I to na najwyższym szczeblu: Donald Tusk kontra Grzegorz Schetyna. - Tusk jest wściekły i przekonany, że to przez ludzi Schetyny wywrócił się cały projekt Platformy, w tym jego prezydentura - usłyszeliśmy z dwóch źródeł w kancelarii premiera.

Panika, popłoch, chaos i brak pomysłu na wyjście z kryzysu, w jakim znalazł się gabinet Donalda Tuska - taki obraz wczorajszego dnia wyłania się zza zamkniętych drzwi kancelarii premiera, gdzie od południa toczyły się gorączkowe narady. %07Ok. 13 prosto z Wrocławia w Aleje Ujazdowskie udał się wicepremier Grzegorz Schetyna. Jak ratować rząd - dywagowano.

A rozmowy koncentrowały się głównie wokół tematu: czy poświęcać kolejnych ludzi PO w imię ratowania sytuacji? Kandydatów do dymisji jest dwóch: wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld i minister sprawiedliwości Andrzej Czuma. Podejrzenia wobec roli Szejnfelda w aferze hazardowej pojawiły się wraz z publikacją w piątek notatki wiceministra finansów Jacka Kapicy ze spotkania z premierem. Donald Tusk po wizycie szefa CBA Mariusza Kamińskiego chciał się dowiedzieć od Kapicy, głównego inicjatora i prowadzącego prace nad wprowadzeniem dopłat od gier, jak wyglądał proces legislacyjny nad stosowną nowelą. Na pytanie, kto szczególnie interesował się ustawą, wiceminister obok byłego już szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego wskazał właśnie na Szejnfelda, który w imieniu resortu gospodarki składał wnioski do ustawy zgodne z interesami lobbystów z branży hazardowej.

Co więcej, Kapica miał mocne wrażenie, że Szejnfeld robił wszystko, by maksymalnie przeciągnąć prace nad nowelą i utrudnić jej wejście w życie. Czemu Szejnfeld tak działał? On sam, zwykle otwarty dla mediów, od kilku dni milczy. Wczoraj miał być na konferencji poświęconej łagodzeniu skutków kryzysu w Pile. Nie pojawił się. W mejlu do swojego kolegi senatora nie ukrywał, że powodem są - jak twierdzi - niesprawiedliwe oskarżenia pod jego adresem.

Część polityków PO jest przekonana, że dla dobra sytuacji powinien odejść też minister sprawiedliwości, który w dniu wybuchu afery ogłosił, że politycy PO są niewinni. W niektórych scenariuszach ta dymisja miałaby iść w parze z odwołaniem przez Tuska szefa CBA Mariusza Kamińskiego.

Propozycji wejścia do rządu nie miałem

Z posłem z Będzina Grzegorzem Dolniakiem, p.o. przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO rozmawia Agata Pustułka

Portal TVN24 właśnie podał, że jest pan pewnym kandydatem, ba wręcz już pan został, ministrem sportu. To prawda?

Nie potwierdzam tej informacji. Takiej propozycji w ogóle nie dostałem. Jeśli otrzymam propozycję objęcia jakiejś funkcji, którą przyjmę, to nie będę niczego ukrywał.

A zatem propozycja padła, tylko pan nie chce być ministrem sportu?

Pełnię obowiązki szefa klubu PO, co pochłania mnie bez reszty. Powtarzam raz jeszcze: takiej propozycji nie było.

Sytuacja zmienia się jednak błyskawicznie. Słyszymy, że Jarosław Gowin ma być szefem klubu, a nie pan!

Proszę o powściągliwość. Wolę się skupiać na sprawdzonych informacjach, a nie na domniemanych faktach.

Faktem jest dymisja Mirosława Drzewieckiego. Czy pana zdaniem nie była spóźniona?

Dwa dni niczego złego w tej sprawie nie uczyniły. Premier prosił o zwłokę, by wypracować sobie stanowisko, chciał wysłuchać opinii wszystkich osób zaangażowanych w proces legislacyjny dotyczący tzw. ustawy hazardowej i na tej bazie powziąć ostateczną decyzję. Minister Drzewiecki uprzedził pewne fakty, które miały i tak nastąpić. Nie przyjmuję tego z satysfakcją, ale trzeba przyznać, że minister zachował się z godnością i klasą, ratując też premiera z niezręcznej sytuacji. Bo premier ma świadomość, że odchodzi minister merytorycznie przygotowany do pełnienia funkcji, z wieloma sukcesami, choćby związanymi z budową Orlików. Po prostu odchodzi dobry minister, który gdzieś po drodze zaplątał się, ale na ile był winien, a na ile był ofiarą trudno dziś przesądzać. Dla dobra wizerunku rządu i przejrzystości poczynań uczynił najlepszą rzecz, jaką mógł uczynić.

Mówi pan, że dymisja nie była spóźniona, ale już widać skutki afery hazardowej: Platformie spadło poparcie. To pierwszy tak poważny kryzys, który jak sądzą niektórzy już przebija siłą rażenia aferę Rywina... Jak zamierzacie z tego wybrnąć?

Chcemy wszystkie okoliczności wyjaśnić i wyjawić do końca. Nie będziemy niczego zamiatać pod dywan. W tej sprawie Centralne Biuro Antykorupcyjne, jako całkowicie niezależne od rządu, ma pełną swobodę działań. Prokuratura również. Poczekajmy na wyjaśnienie okoliczności, pewne konkluzje, by dysponować całą wiedzą, a nie jedynie starannie wybranymi i przekazanymi opinii publicznej fragmentami.

Czy PO poprze powstanie kolejnej komisji śledczej w celu wyjaśnienia wszystkich niejasności związanych z naciskami na kształt ustawy o grach losowych?

Nie jestem pewien, czy ewidentnie rozpoczęta kampania wyborcza będzie sprzyjać pracy takiej komisji. Poza tym swoje prace powinny zakończyć komisje już działające, w tym niezwykle istotna ds. wyjaśnienia okoliczności śmierci byłej posłanki Barbary Blidy. Jeżeli jednak taka komisja powstanie, to z pewnością powinna zająć się wszystkimi kontrowersyjnymi okolicznościami, jakie miały miejsce wokół powstania i nowelizowania ustawy o grach losowych od 1992 roku.

Prasa publikuje kolejne fragmenty kompromitujących dla polityków Platformy rozmów z biznesmenami. Chyba nie panujecie nad sytuacją...

Nie zgadzam się z tą opinią. W tej sprawie działamy wyjątkowo szybko, o czym świadczy natychmiastowe odsunięcie od funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego PO Zbigniewa Chlebowskiego. Poczekajmy na rozwój wydarzeń. Jeśli pojawią się kolejne informacje, obciążające kolejne osoby, to z pewnością reakcja będzie również błyskawiczna. Premier wobec wszystkich będzie równie konsekwentny.

Przy okazji afery hazardowej pojawiły się głosy, że byłaby to świetna okazja do rekonstrukcji rządu i wymiany słabych ministrów, jak choćby ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy, czy minister edukacji Katarzyny Hall? Czy to dobry moment?

Absolutnie nie mamy żadnej pokusy, by właśnie w tym momencie wymieniać jakichś ministrów, zwłaszcza że rząd premiera Donalda Tuska, mimo bardzo trudnej sytuacji, ogólnoświatowego kryzysu, zbiera dobre recenzje. Więcej jest sukcesów niż porażek. Ministrowie zasługują na przyzwoite cenzurki. Mam nadzieję, że ostatnie kłopoty nie przesłonią dobrej oceny pracy rządu.

Po wybuchu afery hazardowej posła Jarosława Gowina, jak stwierdził, szok wbił w fotel, a Janusz Palikot zażądał aresztowania szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Jak pan zareagował na sensacyjne doniesienia mediów na temat podejrzanych kontaktów polityków Platformy z biznesem hazardowym?

Opinie tych dwóch medialnych parlamentarzystów nie są stanowiskiem Platformy Obywatelskiej, ani Klubu Parlamentarnego PO. To ich osobiste przemyślenia i odczucia, a my nie zamierzamy nikomu zamykać ust, bo to nie w stylu partii, którą reprezentuję. Nasi parlamentarzyści w ramach kreowania własnego wizerunku mają w miarę nieograniczoną swobodę. Ja do tej sprawy chcę podchodzić bez emocji. Dla mnie liczą się ustalenia odpowiednich służb.

Już w 2007 roku hamowano dopłaty

Tak naprawdę gra o dopłaty do hazardu rozpoczęła się długo przed tym, nim Zbigniew Chlebowski został szefem klubu PO, Mirosław Drzewiecki ministrem sportu, a Donald Tusk premierem. Wszystko bowiem zaczęło się już 18 kwietnia 2007 roku, dzień po ogłoszeniu przez UEFA decyzji o przyznaniu Polsce i Ukrainie organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Ówczesna minister finansów i wicepremier prof. Zyta Gilowska organizuje konferencję prasową. Mówi: - Znaleźliśmy 1 mld zł na budowę ośrodków sportowych, z których najważniejszy jest stadion w Warszawie.

Gilowska wylicza, że miliard ma przynieść zmiana w ustawie o grach losowych. Przekonuje, że ministerstwo przygotuje ją do końca kwietnia. Potem zaś Sejm powinien przegłosować ją do końca roku. I tak w latach 2008-2011 co roku do budżetu ma wpływać z tego tytułu 250 milionów złotych. Co w perspektywie czterech lat daje miliard. Gilowska nie ujawnia jednak szczegółów. Media zaczynają więc drążyć temat.

Kilka dni później "Puls Biznesu" ujawnia, że prace nad nowelizacją ustawy hazardowej toczą się od listopada 2006 roku. Prowadzi je specjalny zespół powołany przez Gilowską, składający się z przedstawicieli resortów finansów, skarbu państwa i sportu. Gazeta twierdzi, że pieniądze na nowy warszawski stadion, czyli kompleks Narodowego Centrum Sportu, ma przynieść "nałożenie na cały prywatny hazard quasi-podatku - specjalnych 10-procentowych dopłat".

W tym samym artykule wypowiada się wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne... Jan Kosek. To postać dziś będąca na ustach wszystkich interesujących się aferą hazardową - jeden z dwójki biznesmenów rozmawiających o ustawie ze Zbigniewiem Chlebowskim. Wtedy, w kwietniu 2007 roku, Kosek na łamach prasy argumentował tak: "Rentowność salonów gier wynosi 4,5 proc., kasyn 1,2 proc., a zakładów bukmacherskich 0,9 proc. Gdzie tu miejsce na dopłaty?".

Według byłej wicepremier prace nad tym rozwiązaniem zaczęły się w Ministerstwie Finansów jeszcze przed objęciem przez nią stanowiska. - Gdy ruszyłam ten temat, zwaliła się na nas lobbingowa lawina - mówi Gilowska w rozmowie z naszą gazetą. Jej zdaniem lobbing ten wyglądał mniej więcej tak samo jak w obecnie opisywanej przez media historii.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Minister sportu pilnie poszukiwany - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto